Następnego dnia przybył hydraulik, który wymienił w łazience Marcina zawory, po nim zaś przydreptał dozorca z pękiem papierów "od tej pani z dołu". Dokumenty, dotyczące wypłaty odszkodowania przez ubezpieczyciela, Wasyl podpisał, po czym na dłuższy czas zapomniał w ogóle o istnieniu swojej sąsiadki, której i tak w ogóle nie widywał.
Zgodnie ze swym planem trenował od rana do nocy, po czym padał na łóżko jak kłoda drewna, by zerwać się następnego dnia o poranku i zacząć kołowrót od nowa. Koncentrował się bez reszty na piłce, grze którą kochał bez reszty, nie pozwalając sobie na myśli o czymkolwiek innym, zwłaszcza o tym, co zostawił za sobą.
Wreszcie wystartował sezon, ale dla Wasyla nie zaczął się najlepiej. Już w drugiej kolejce, w meczu przeciw BVB stoper zainkasował czerwoną kartkę, za faul na Sahinie. Pomocnik BVB tak mu jakoś nieszczęśliwie podszedł pod rękę, gdy walczyli w powietrzu o piłkę, że oberwał tęgiego gonga łokciem prosto w twarz. Skutek: złamany nos, obluzowane dwa zęby i zestaw imponujących sińców u Sahina, oraz zawiasy na pięć meczów dla Wasyla. No i media, rozpisujące się o polskim rzeźniku, którego należałoby natychmiast deportować, zanim wyzabija wszystkich rywali. Marcin obdarzył pismaków w myślach zestawem wyszukanych przekleństw, publicznie przeprosił Nuriego, potulnie przyjął karę i myślał, że na tym się skończy. Nic podobnego.
Kilka dni później trener Fink wywołał go na bok na treningu i oznajmił:
- Wasyl, wbijaj się jutro rano w gajer i szoruj do prezesa. Szefostwo chce cię koniecznie widzieć.
- Co znowu? - mruknął stoper niechętnie.
- Sahin. Chce cię pozwać. - Trener zachichotał. - O kasę za ten nos.
- Ja pier... - Wasilewski zmiął w ustach polskie przekleństwo.
Następnego dnia rano stawił się jednak, odziany przykładnie w klubowy garnitur, acz bez krawata, którego szczerze nienawidził nosić, przed gabinetem prezesa. Za stołem, zajmującym część pomieszczenia siedziały trzy osoby: ponury prezes Jarchow, nabzdyczony Sahin z opuchniętym nosem i twarzą mieniącą się różnymi odcieniami fioletu, oraz jasnowłosa kobieta, która z pochyloną głową grzebała w aktówce.
- Wasyl - rzekł szef szefów, a w jego ustach brzmiało to jak "Wazil" - Nuri Sahin chce cię pozwać o odszkodowanie. To jest jego adwokat, Pia Bartmann.
Kobieta podniosła głowę i Wasyl zamarł na krótką chwilę w zdumieniu ujrzawszy znajome błękitne oczy. Diabli nadali jego sąsiadkę.
- Ale jakie odszkodowanie, szefie? - zaprotestował. - Sahin, nos ci złamałem, za co przepraszam, a nie nogi. Nosem nie grasz, wócisz na boisko raz dwa.
Pia poczuła, że zaczyna ją irytować bezczelność tego typka. Poznała oczywiście od razu ewenementa w ręczniku, który zalał jej niedawno mieszkanie, miał gębę tak charakterystyczną, że zidentyfikowała go na pierwszym nagraniu, jakie jej pokazano. I wcale nie nastawiało jej to przychylnie.
- Tak się składa - rzekła głosem zimnym jak stal - że mój klient miał kontrakt z firmą kosmetyczną na reklamowanie jej produktów. Stracił go, ponieważ pan go oszpecił.
- On się na mnie rzucił! - warknął Sahin. - Jak dzika bestia!
- Ja??? To była walka o piłkę, idioto!
Prezes zasłonił ręką twarz.
- Proszę liczyć się ze słowami, panie Wasilewski - Pii ciśnienie zaczęło się podnosić. - Skierujemy pozew do sądu i udowodnimy, że sfaulował pan mojego klienta celowo, pozbawiając go tym samym dochodów z kontraktu reklamowego.
Zazwyczaj gdy używała tego tonu przeciwnik kładł uszy po sobie i grzecznie przechodził do wymiany informacji oraz negocjacji. Nie tym razem.
W zielonkawych oczach mężczyzny zabłysł gniew i coś jeszcze, jakaś nieustępliwa siła.
- Dobrze - rzekł krótko. - To znaczy, że nie ma tematu, rozmowa skończona. Mój adwokat się z wami skontaktuje.
Wychodząc obrzucił Sahina spojrzeniem, po którym ten powinien był paść trupem na miejscu, po czym opuścił gabinet. Pia spodziewała się, że, jak na aroganckiego typa przystało, rąbnie na pożegnanie drzwiami, ale nie, zamknął je cicho i elegancko.
Pia wróciła z Sahinem do kancelarii, aby omówić szczegóły pozwu. Kiedy piłkarz wyszedł zamknęła się w gabinecie, gdzie ponownie przejrzała nagrania z meczów, poczyniła notatki i wstępne szkice pism procesowych. Od rozważań na temat niezbędnych na procesie biegłych oderwała ją dopiero sekretarka, przypominając, że już piąta. Pia podziękowała jej z roztargnieniem, pozbierała porozrzucane płyty i papiery, po czym z ulgą opuściła miejsce pracy, masując zesztywniały kark.
Nie pojechała jednak do domu. Potrzebowała się odprężyć, poza tym nie miała najmniejszej ochoty nadziać się na schodach na tego polskiego brutala. Wystarczyło, że musiała się z nim użerać dziś rano.
Zadzwoniła więc do swej serdecznej przyjaciółki, jednej z niewielu osób, które wspierały ją niezłomnie, gdy przechodziła przez piekło rozpadającego się małżeństwa z Felixem, Agaty Neumayer. Agata, pielęgniarka, szczęśliwie kończyła już pracę, tak, że spotkały się pod domem Neumayerów. Wyściskały się, jakby się nie widziały od stuleci, po czym prawniczka została poprowadzona przez przyjaciółkę do wnętrza secesyjnej willi.
Wnętrze owo, co można było poczuć od progu, woniało niezmiernie przyjemnie czymś jadalnym. Żołądki obu pań, podrażnione aromatem, jak na komendę zaburczały.
- Cos tu obłędnie pachnie - stwierdziła Pia, przełykając ślinkę. - Pomidory? Zioła? Mmmm...
- To Moritz - wyjaśniła Agata. - Pisze ostatnio powieść osadzoną we Włoszech i twierdzi, że musi otaczać się wszystkim co włoskie, a zwłaszcza jedzeniem i winem.
Z kuchni wyłonił się brodaty mężczyzna w zaparowanych okularach. W dłoni trzymał ociekającą sosem łyżkę.
- Aaaa, dobrze, że jesteś kwiatuszku - rzekł, całując żonę na powitanie. - Pia, miło cię widzieć! W ramach duchowych inspiracji przyrządziłem dzisiaj ravioli alla marinara,albowiem dobrze odżywione ciało, to silny i twórczy duch!
Machnął przy tym znacząco łyżką.
- Chlapiesz - rzekła trzeźwo Agata. - My z Pią nakryjemy do stołu, a ty dopilnuj tej swojej marinary i znajdź to boskie chianti. Wiesz które.
- Ale ja prowadzę! - zaprotestowała Pia, wchodząc za przyjaciółką do kuchni.
- Żaden problem, nasz twórczy Moritz cię odwiezie - Agata już rozstawiała na wielkim dębowym stole wyciągnięte z kredensu naczynia. - A samochód odbierzesz jutro.
Ravioli Moritza smakowało tak bosko, jak pachniało, a kieliszek mocnego, wytrawnego wina rozwiązał nieco Pii język.
- No dobra - Agata popatrzyła na Pię jednym okiem przez kieliszek wina. - Opowiadaj. Jak tam mieszkanie po remoncie.
- Mieszkanie w porządku, za to sąsiad kretyn - odparła Bartmann zwięźle. - Na dzień dobry zalał mi mieszkanie, a gdy poszłam mu o tym powiedzieć, otworzył mi ubrany tylko w ręcznik. I tak ze mną rozmawiał!
Agata znacząco uniosła brew.
- A przystojny chociaż? Bo jeśli tak, to trzeba było zdjąć z niego ten ręcznik i wiesz...
Pia zakrztusiła się winem.
- Oszalałaś? Ciało to on może i ma ładne, ale to jest jakiś dziki typ. Uwierz mi, można się go przestraszyć. Poza tym...
Westchnęła.
- Poza tym co?
- Poza tym jest pozwanym w procesie wszczętym przez mojego klienta. Złamał mu nos.
Teraz Agata zaczęła kaszleć.
- Chryste, to co to za zbój?
- Zawodowy piłkarz - wyjaśniła Pia. - Pokaleczył na boisku twarz młodemu chłopakowi, który stracił przez to kontrakt reklamowy.
- Tragiczne, doprawdy tragiczne - rzekł z westchnieniem Moritz, dokładając sobie ravioli.
- Jutro kupuję ci karnet na siłownię - powiedziała Agata, patrząc na męża z ostrym błyskiem w oku. - No i co ten zbir boiskowy?
-Nawet nie chciał myśleć o ugodzie - odparła Pia. - Pyskaty gość.
Agata zamyśliła się na moment.
- Ale jak seksowny to może chociaż jako narzędzie terapii się przyda? , przelotny romansik dobrze by ci zrobił.
Bartmann odstawiła kieliszek.
- Po pierwsze, wcale nie powiedziałam, że jest seksowny. Po drugie, nie mam zamiaru angażować się teraz w żadne związki z żadnymi facetami. Aga, dobrze wiesz, że w moim życiu nie trafiają się waleczni rycerze w lśniących zbrojach, tylko podłe ropuchy, a ten gość zapewne jest tym na kogo wygląda - tępym, brutalnym osiłkiem. Skończmy ten temat na razie, co?
Agata wzruszyła ramionami i dolała wina.
_____________________________________________________________________
Witajcie! Przepraszam niezmiernie za poślizg, ale ostatnio jestem bardzo zagonionym człowiekiem. Jest mi wstyd, ale opowiadanie o Wasylu stanęło mi jak łyżka we włoskiej zupie. Musiałam posiłkować się u ekspertki w sprawach wasylizmu i tak razem doszłyśmy do wniosku, że od dzisiejszego rozdziału to opowiadanie będzie pisane w tandemie. Moją partnerką jest Martina, którą witam tutaj bardzo serdecznie. Życzę miłego czytania!
Fiolka :*
Cześć wam, jestem Martina, fanka Wasyla, bardzo zaszczycona tym, że Fiola zaprosiła mnie do pisania opka o ulubionym piłkarzu. Mam nadzieję, że będzie wam się dobrze czytało :)
Martina :)
poniedziałek, 21 stycznia 2013
wtorek, 8 stycznia 2013
Rozdział 2
- Zalał mi pan mieszkanie.- kobieta przerwała ciszę przemawiając w języku niemieckim.
Wasyl nie wynajął jeszcze nauczyciela od języka i nie bardzo rozumiał czego od niego chce.
- Nie rozumiem pani. -odpowiedział po angielsku.
Kobieta dobrze ukryła zdziwienie, jeśli takowe zaistniało i bez najmniejszych problemów przeszła na angielski.
- Zalał mi pan mieszkanie.- powtórzyła z mocą. Jej błękitne oczy lśniły złością.
Wasyl uniósł brew w geście zdziwienia.
Jeszcze mu tego brakowało...
- Najmocniej panią przepraszam może zechce pani wejść do środka?
- Nie ma takiej potrzeby. Informuję tylko pana, że musi pan zamknąć u siebie wodę. Rano zawiadomię administrację o zaistniałej...- spojrzała na jego obnażony, owłosiony tors -...sytuacji.
Ten facet wyglądał jak zawodowy bokser albo inny typek z pod ciemnej gwiazdy. Ale było w nim coś fascynującego, co nie pozwoliło Pii przejść obok niego obojętnie.
''Cholera Bartmann uspokój się!"- zganiła się w myślach- "Dopiero co się rozwiodłaś a już bezmyślnie gapisz się na jego klatkę piersiową"
"Z drugiej strony tor ma całkiem niezły"- dodała jakaś nieutemperowana część niej.
- Skoro pani tak wygodnie. Przepraszam za zalanie, ale dopiero co się wprowadziłem. Nie miałem...- przytrzymał zsuwający się ręcznik.- ...Okazji żeby sprawdzać instalację hydrauliczną.
Pia spojrzała na niego zgorszona. Każdy szanujący się facet przeprosiłby ją, ubrał się i dopiero zaczął rozmowę. A ten tutaj ewenement stał w zsuwającym się ręczniku i śmiał się do niej głupkowato uśmiechać.
- Pójdę już.- odpowiedziała chłodno.
- Niech pani chwilkę poczeka! Mam na imię Marcin a pani?
- Myślę, że to nie czas i miejsce na tego typu kurtuazję.
- A co pani przeszkadza w miejscu?- odpowiedział zdziwiony.
Pia odwróciła się spoglądając na niego kpiąco.
- Ma pan problemy ze spodniami?- zapytała zjadliwie.
Brunet uśmiechnął się ukazując rząd równiutkich, białych zębów.
- Ze spodniami nie, ale ze spodenkami owszem.- odpowiedział wesoło.
Patrzył przy tym na Pię z zainteresowaniem bez śladu wstydu.
- Cóż... od tego są szafy a jak problem siedzi głębiej to proszę iść do psychoanalityka. Dobranoc!- powiedziawszy to zniknęła na schodach.
- Bestyjka!- zachichotał Wasilewski ciesząc się na kolejne spotkanie z tą piękną złośnicą.
Felix Wagner zaparkował swoje Audi A4 na parkingu podziemnym w jednym z apartamentowców w prominentnej dzielnicy Hamburga.
Był dzisiaj w okropnym humorze, po tym jak przegrał w sądzie ze swoją eks już małżonką Pią. Cieszył się, że uwolni się od tej nic nieznaczącej kukły z dużymi cyckami, ale nie mógł odżałować, że nie zabrał jej mieszkania nad morzem. Obecnie była to świetna inwestycja na przyszłość, mógł je wynająć albo z powodzeniem sprzedać.
Teraz wszystko przepadło... Wjeżdżając windą na ostatnie piętro czuł pod powiekami piasek, był to efekt niewyspania. Poprzedniej nocy jego córka, mała Jasmine ząbkowała i cała noc wydzierała się wniebogłosy a jego partnerka Sarah nie potrafiła jej uspokoić.
- Kochanie jak ci poszło?- rudowłosa piękność zaskoczyła go w progu, całując namiętnie w usta.
- Chu***o jeśli mam być szczery. Straciliśmy dom nad morzem...- jęknął łapiąc dziewczynę za pośladki. Była od niego znacznie młodsza i uwielbiał z nią baraszkować. Co prawda po rozwodzie z Pią, seks z Sarah nie miał już tej zakazanej nutki, ale dalej potrafiła zaspokoić go seksualnie. Była kocicą!
- Och mój kochany...- złapała go za krawat.- Może małe bzykanko doda ci energii? Zapomnisz o tej starej idiotce...Sarusia ci pomoże- poczęła dobierać się do jego rozporka.
Felix niewiele się namyślając porwał ją na ręce i poniósł do sypialni.
Marcin wisiał na telefonie już od przeszło godziny, musiał porozmawiać ze swoim przyjacielem Przemkiem Tytoniem.
Przyjaciel obiecał w przerwie pomiędzy leczeniem kolana wpaść do niego na kilka dni i podnieść go na duchu.
Obaj panowie połączyła nić sympatii zaraz po Euro 2012 kiedy to podczas eliminacji do Mistrzostw Świata w Brazylii, Wasyl przejął opaskę kapitańską po kontuzjowanym Kubie Błaszczykowskim. Obaj panowie Wasilewski i Tytoń dogadali się w mgnieniu oka.
Wasyl miał naturę przywódcy a Przemek emanował wewnętrznym spokojem. Ich wspólnym mianownikiem była dyplomacja na wysokim poziomie. Ich wypowiedzi zawsze były zawsze zgodne i nigdy nie wkładali w nie nadmiernych emocji.
Te zaś woleli spożytkować na przykład podczas śpiewania hymnu narodowego. Jak cała Polska długa i szeroka każdy widział pasję w ich oczach gdy podczas meczu z Anglikami śpiewali Mazurka Dąbrowskiego.
- Baba przylazła do mnie z pretensjami...- jęknął Wasyl.
- A ładna chociaż?- Tytoń zaśmiał się do słuchawki.
- Nie zauważyłem.- skłamał stoper.- A poza tym co to ma do rzeczy?
- Nie wierzę ci Wasylku. Na pewno była ładna i ubodło cię, że nie poleciała na twój czar osobisty. A tak w ogóle to pozdrawia cię moja siostra.
- Daria? A cóż ją tak wzięło na pozdrowienia dla starego Wasyla? Przypomniała sobie, że wisi mi malinówkę, którą tak świetnie produkuje jej małżonek?
- Adam też cię pozdrawia a wiśniówka stoi u mnie w pokoju, przywiozę ci za kilka dni. Wiesz, że Błaszczykowski pobił się z Lewandowskim w Dortmundzie?
- Kubuś? To ci ananas a o co poszło?
- O jakaś dziewczynę. Nie znam szczegółów. Piszczek nabrał wody w usta ale podobno Klopp strasznie się wkurzył i obu zawiesił na najbliższy mecz.
- Popatrzcie co te występne kobiety robią z nami! Dobrze Tytku, że póki co nasze seksowne zadki nie są zagrożone morderczą strzała Kupidyna.
- Święte słowa Wasylku, święte słowa. - zaśmiał się Przemek. - To co zdrowaśka i ajci?
- Taaaaa. Muszę sprawdzić jakość łóżka. Słodkich snów Przemulku.
- I nawzajem Wasylku!
______________________________________________________________________________
Póki co wprowadzam nowych bohaterów i będę się starała jakoś ich powiązać. Z Wasylem kojarzy mi się tylko i wyłącznie element komiczny. :D
Nie wiem co o tym sądzicie, ale mam nadzieję że Wam się spodoba.
Następny rozdział za tydzień :)
Buziaki Fiolka :*
wtorek, 1 stycznia 2013
Rozdział 1
Pia
Samotna kobieca postać stanęła na piaszczystej plaży Morza Północnego, wpatrując się w fale kłębiące się w bałwany z hukiem wtłaczające wodę na plażę. Noc tego dnia była bezgwiezdna a wiatr zawodził żałośnie, kołysząc sosnami na wzniesieniach wydm. Kobieta przymknęła oczy czując jak słonawe podmuchy wiatru rozwiewają jej jasne włosy. Dzisiaj odzyskała wolność. Sąd orzekł rozwód z wyłącznej winy jej eks już małżonka. Powinna się cieszyć. Miała dwadzieścia osiem lat, była wspólniczką w dobrze prosperującej kancelarii adwokackiej a co za tym szło zarabiała dobre pieniądze. Posiadała najlepszą przyjaciółkę, która do kompletu miała także najfajniejszego męża na świecie oraz uroczą córkę. Świetnie dogadywała się ze swoją matką a Bóg obdarzył ją krągłościami tam gdzie trzeba, dużymi błękitnymi oczami i pięknym głosem i dobrym zdrowiem. Miała wszystko. Prawie wszystko...Myślała, że Felix był tym jedynym. Kiedy wychodziła za niego mając dwadzieścia dwa lata świat stał przed nią otworem.Wszystko układało się wspaniale a szczęście stało tuż za rogiem. Do czasu...Mogła i chciała dać mężowi wszystko.Był tylko jeden wyjątek. Nigdy nie miała zostać matką. Bezpłodność wykryto u niej w dwa lata po ślubie. Dwa lata bezskutecznych starań.
Przez kolejne cztery widziała jak miłość jej życia ulatnia się wraz z ważnością małżeństwa.Felix nie potrafił wyobrazić sobie życia bez potomka. Krwi z jego krwi. Razem ze świadomością, iż jego żona jest "bezużyteczną kukłą", wygasło w nim pożądanie. Sfrustrowany do granic wytrzymałości zaspokajał swoje żądze poza domem. Wreszcie jedna z jego aktualnych kochanek młodziutka Sarah urodziła mu córeczkę. Wieść, że kochanka potrafiła dać mu największy skarb doprowadził Pię na skraj załamania. Tylko dzięki pomocy Agaty i matki zdołała podnieść się i stanąć do walki z Felixem. Chciał odebrać jej dom nad morzem. Piękne mieszkanie w dwupiętrowym budynku, nieopodal lasu i morza. Nic dla niego nie znaczyła. W sądzie posunął się nawet do kłamstw na jej temat. Wywlekał najintymniejsze aspekty ich życia. Nie miał skrupułów. Tylko dzięki dobremu adwokatowi zdołała wygrać tę batalię. Odrzuciła alimenty od męża, postanawiając w duchu by nigdy nie dać się omamić mężczyźnie. Nigdy nie będzie na niczyjej łasce. Od dzisiaj liczy się tylko dzień dzisiejszy.
-Liczę się tylko ja!- krzyknęła rzucając złotą obrączkę w spienione morskie fale.
Marcin
Jechał przez zatłoczony Hamburg czując jak życie wywraca mu się do góry nogami. Odnowiona kontuzja, ławka rezerwowych i w końcu decyzja by opuścić Anderlecht. Mieszkał w Belgii od pięciu lat. Miał tam przyjaciół, przeżył tam wiele radości i smutków. Nie mógł się pogodzić z faktem, że władze klubu sprzedały go jak niepotrzebny mebel.Niemcy.Liga niemiecka. Nigdy nawet nie przeleciało mu przez głowę, że wyląduje w Hamburgerze. Co za debilna nazwa!- pomyślał po raz setny kląć i waląc w kierownicę. Gdy zajechał do swojego nowego lokum był już późny wieczór.
Dom w którym miał zamieszkać w rzeczywistości był wolno stojącym budynkiem z dwoma mieszkaniami. Jedno na piętrze i drugie na parterze. On miał zająć to wyżej. Do obu mieszkań prowadziła wąska klatka schodowa. Budynek był wykonany z czerwonej, niemieckiej cegły. Wokół niego rozciągał się soczyście zielony trawnik. Przed wejściem stała wielka ceglana donica, pod którą leżał klucz do jego lokum. Nie miał chęci ani ochoty by urządzać od nowa jakiekolwiek mieszkanie. Jego domem była Bruksela. Tutaj miał zakończyć swoją karierę.
Przemieszkać te kilka sezonów. Bez ulubionego fotela, szerokiej marmurowej wanny i wielkiego łoża z żelaznymi oparciami. Tylko egzystować, trenować i patrzyć się bezmyślnie w telewizor. Taki miał plan. Powoli otworzył drzwi do mieszkania. Całość była urządzona tak jak sobie tego życzył. Biel i czerń. Żadnych kolorów i szarości. Rzucił torbę w kąt chcąc zmyć z siebie trud podróży.
Rozebrał się do naga wchodząc pod prysznic. Wcisnął na panelu rodzaj strumienia, by po chwili wystawić ciało na wodne bicze. Czuł jak napięcie powoli z niego schodzi. Zaczął odczuwać znużenie, więc wymył głowę a wychodząc owinął się szerokim ręcznikiem.
Jedną nogą był już w sypialni, gdy natarczywy dzwonek do drzwi oznajmił nadejście gościa.
-Pewnie jakaś sąsiedzka wizyta z ciastem.- mruknął niezadowolony.
Z impetem otworzył drzwi z zamiarem przepędzenia nachalnego odwiedzającego. Zszokował się gdy spojrzał na parę intensywnie niebieskich oczu. Stała przed nim posągowa blondynka, która nie wyglądała na milutką sąsiadkę.Patrzyła na niego jakby chciała mu przyłożyć.
____________________________________________________________________
Wiem, obiecałam wam pierwszy rozdział przed Nowym Rokiem, ale jakoś nie mogłam się zebrać do pisania.
Zreflektowałam się dzisiaj, chcąc w ten pierwszy dzień 2013 roku zacząć od czegoś nowego.
Mam nadzieję, że bohaterowie Morza miłości również przypadną Wam do gustu, jak ci z pozostałych moich opowiadań.
Oddaję w wasze ręce historię jednego z moich ulubionych piłkarzy.
Każda opinia będzie mile widziana. :))))
Pozdrawiam serdecznie Fiolka :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)