poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Rozdział 14


Kuba, krzywiąc się, odsunął telefon od ucha.
- Czy was wszystkich popierdoliło do reszty? - ryczał z aparatu Boruc. - Kurwa, komitet obrony biednego Wasylka się znalazł! Dobroczyńcy, mać ich jebana! Wylecę przez was z repry! A dopiero co udało mi się wrócić!
Cierpliwość i wyrozumiałość nigdy nie zaliczały się do mocnych stron charakteru Jakuba Błaszczykowskiego.
- To po co żeś debilu lazł do tego burdelu? - odryczał, nie mniej potężnie. - Fiuta w rozporku przez jeden zasrany wieczór nie mogłeś utrzymać? I myślisz, że jak Wasyl wyleci z repry za ciebie, to będzie fair?
- Nie drzyj tak ryja, nie ogłuchłem - sarknęło z telefonu.
- Sam prujesz mordę jak potłuczony - odparował Kuba. - Mówiłeś Przemkowi i Fabianowi, że się przyznasz.
Boruc sapnął jak parowóz.
- Mówiłem i słowa nie cofam - powiedział. - Pójdę do mediów, do tej rudej mendy i do kogo tam chcecie. Ale, kurwa...
- Artur, weź ty już milcz - poprosił uprzejmie Błaszczu. - Głęboko i wymownie, chłopie.
- Kurwa... - jęknął bramkarz pożegnalnie i się rozłączył.
Kapitan polskiej reprezentacji otarł pot z czoła. Rozmowa z Majewskim była już tylko formalnością, co oznaczało, że Wasyl był już w zasadzie uratowany. Można teraz było zająć się przyjemniejszymi sprawami, pomyślał Jakub, spoglądając w lustro. Poprawił fryzurę i rozpylił na sobie hojną dawkę męskich perfum. Randka zapowiadała się upojnie.
Tymczasem w Holandii PSV rozgrywało właśnie mecz na swoim stadionie, nie ligowy, lecz o puchar. Dlatego właśnie w pierwszym składzie znalazł się nie Waterman, a Przemysław Tytoń. Wściekły, obolały na duszy i bardzo samotny Przemysław Tytoń, który wciąż nie mógł się otrząsnąć po rozstaniu z ukochaną. Stał teraz na murawie, w jednym szeregu z kolegami z drużyny, sędziami i rywalami, słuchając klubowych hymnów i koncentrując się na grze, która miała się zacząć.
I wtedy...
I wtedy spojrzał na trybuny.
I zobaczył ją.
Lily.
Chowała twarz pod czapką z daszkiem, ale to była ona, wszędzie poznałby te delikatne dłonie, zarys podbródka i ciemne loki.
Serce Tytonia zaczęło bić niczym wielki bęben siczowy, rytmem tyleż miłosnym, co wojowniczym.
Przyszła tu, wiedziała, że on będzie dzisiaj grać.
Przyszła tu dla niego.
Orle skrzydła znowu wyrosły u ramion Przemka. Cały mecz bronił jak w ekstazie, po końcowym gwizdku zaś zaczął natychmiast przeszukiwać wzrokiem trybuny.
Lily stała teraz przy bandzie i patrzyła na niego tak smutnym wzrokiem, że serce rozdarło mu się na pół, z nieomal słyszalnym trzaskiem. Ruszył ku niej, ale odwróciła się i uciekła.
Poczłapał do szatni, ciągle mając przed oczyma jej twarz. Milczący, zatopiony w myślach, rozbierał się, rzucając fragmenty swego stroju gdzie popadnie. Był już zupełnie nagi, gdy w mózgu, niczym flara wystrzelona z tonącego statku, rozbłysła mu straszliwa myśl.
Jakim on jest potwornym idiotą. Ona go przecież kocha, przyszła tutaj dla niego, ba, zostawiła go, by nie szkodzić jego karierze! Taka wspaniała, przecudowna dziewczyna go kocha, a on, jak ostatni kretyn, pozwolił jej odejść, tak po prostu. Osioł ośmiokątny, trąba jerychońska, wypławek i dno.
I sześć metrów mułu.
- Jestem imbecylem! - jęknął na całą szatnię, nie zdając sobie sprawy, że mówi po niderlandzku.
Zawodnicy PSV popatrzyli na gołego Tytonia z lekkim zaskoczeniem.
- A informujesz nas o tym, bo...? - zapytał Erik Pieters.
Zamiast odpowiedzieć, Tytoń rzucił się do swojej szafki, w poszukiwaniu komórki. Nie zauważył, że pod nogami ma własne, niedbale rzucone getry, pośliznął się na jednym z nich i z soczystym plaśnięciem oraz sporym impetem siadł na podłodze.
- Kurwa - wyrwało mu się w języku ojczystym. Zerwał się jednym sprężystym ruchem i wyrwał portki z szafki. W ich kieszeni tkwił telefon komórkowy.
Przemek wyciągnął aparat i bez namysłu wybrał numer Lily. Nie odpowiadała.
To nic, odzyska ją. Choćby miał przenieść tę całą chromoloną Sevillę na plecach do Niemiec, odzyska Lily.
- Odzyskam ją! - oznajmił światu, składającemu się w tej chwili głównie z kolegów z szatni, wciągając gacie.
Van Bommel przyjrzał mu się podejrzliwie.
- Tytoń, ty się dobrze czujesz?
- To tylko miłość, Mark - uspokoił kapitana Skjelbred.
- Wygląda raczej jak obłęd - odparł Van Bommel, średnio przekonany.
Przemek zapiął z godnością dżinsy i spojrzał na Marka.
- Kochałeś kiedyś kogoś bardziej niż wszystko? - zapytał. - Tak, że był ci potrzebny jak powietrze?
- Poważna sprawa, Tytoń - kapitan poklepał go po ramieniu. - Powodzenia!
Moja Lily, moja Lily, moja moja moja, śpiewało w duszy Tytonia.
Czytając jednym okiem rozłożone na kuchennym stole dzieło, poświęcone kryminalistyce, Pia kroiła suszone śliwki, przeznaczone do pieczeni wołowej, która miała wystąpić jako główne danie kolacji, wydawanej przez Marikę dla aktorów grających główne role w najnowszym przedstawieniu. Jednym z nich był Marcel, miły gość, zabawny i całkiem atrakcyjny. Slłuchając jego anegdotek przynajmniej na chwilę zapominała o... pewnych osobach.
Westchnęła, wrzuciłą posiekaną śliwkę do miski, przewróciła stronę w książce i wczytując się w sprawę morderstwa dziewczynki w odległej węgierskiej wiosce, sięgnęła po następny owoc.
Nagle przed jej nosem wylądowała gazeta, ze zdjęciem, kogóżby innego, Marcina Wasilewskiego, na pierwszej stronie.
- Powinnaś przeczytać - powiedziała Marika.
Pia podskoczyła i zacięła się w palec. Pociekła krew.
- Mamo, ostrzegaj! - warknęła Pia.
Marika z niezmączonym spokojem wyjęła z szafki plaster z opatrunkiem i podała córce.
- Jak się już opatrzysz to przeczytaj - rzekła.
- Nie chcę! - wrzasnęła Pia, rozrywając opakowanie plastra.
Jej matka wywróciła oczyma.
- Nie zachowuj się jak czternastolatka - poprosiła.
- A ty mnie nie traktuj jak czterolatki! - ryknęła Pia, zrzucając świeżo opatrzoną dłonią gazetę ze stołu. - Nie będę czytać niczego o... o nim!
Marika bez słowa podniosła gazetę i podetknęła ją Pii pod nos.
- Widzisz? - zapytała. - Koledzy Wasyla złożyli oświadczenie. Nie odwiedzał burdelu dla rozrywki. Był tam jako kapitan reprezentacji, zabrać nieodpowiedzialnych kolegów.
- No i co z tego? - zapytała Pia buntowniczo.
Pani Bartmann westchnęła i wzniosła oczy do nieba.
- Czy ty myślisz, że ja nie widzę, jak przeglądasz ukradkiem internetową stronę Hamburgera i płaczesz, oglądając zdjęcia z treningów? Coś do Marcina czujesz i to jest fakt.
- Nic do niego nie czuję - oznajmiła stanowczo Pia. - I nie chcę już żadnych facetów w moim życiu.
Marika sięgnęła po gazetę, ale jej córka była szybsza.
- Przeczytam to - powiedziała, tuląc prasę do łona. - Ale i tak... obmacywanie tej dmuchanej lali raczej nie wchodziło w skład jego kapitańskich obowiązków.
- Nie dowiesz się co się zdarzyło, jeśli z nim nie porozmawiasz - pni Bartmann znacząco uniosła brew.
Pia wyciągnęła z lodówki butelkę czerwonego wina i wlała jej zawartość do miski ze śliwkami.
- Niech się namoczą - orzekła stanowczo. - Za pół godzinki wstawię pieczeń, a ty zrób sałatę po swojemu, świetnie do tego pasuje.
Na tak oczywisty unik i zmianę tematu Marika już nie znalazła odpowiedzi.
Pieczeń wyszła znakomita, o czym zgodnie zaświadczyli kolacyjni biesiadnicy, pożerając ją do cna. Wychwalali przy tym jej smak pod niebiosa, nie szczędząc również pochwał sałacie Mariki, najgłośniej zaś podnosił zalety dania Marcel.
- Marika, twoja córka jest wyjątkową kobietą - rzekł, wznosząc w górę kieliszek. - Za wyjątkowe kobiety!
- Za kobiety - wykrzyknęła ochoczo Sabrina, grająca rolę Queenie.
Toastu dopełniono.
Przez resztę wieczoru Marcel uwodził Pię dyskretnie, śląc spojrzenia i uśmiechy przez stół, by wreszcie po zakończeniu posiłku wziąć ją na stronę, do salonu.
- Jesteś przecudowną kobietą - rzekł, spoglądając na nią wielkimi, szafirowymi oczyma. Ich barwa, podobnie jak złocisty odcień blond fryzury Marcela nie były tak zupełnie dziełem natury, którą Schmidt wspomógł za pomocą szkieł kontaktowych, oraz farby do włosów.
- Dziękuję - odparła Pia, nie mogąc się zdecydować, czy jego awanse są dla niej przyjemne, czy nie. Po krótkiej chwili doszła do wniosku, że chyba jednak tak.
- Chciałbym... - zawahał się. - Chciałbym cię zaprosić na jutrzejszy wieczór do Cafe Empire. Czy zgodzisz się pójsć ze mną?
Pii mignęła przed oczami twarz Wasyla na gazetowym zdjęciu. A do licha, klin klinem! Skoro on obmacuje jakieś pneumatyczne panienki, ona pójdzie na randkę!
- Zgoda - rzekła. - Bardzo chętnie.
- Naprawdę? - ucieszył się Marcel.
Wyszykowała się na tę randkę bardzo starannie. Przed południem pojechała do domu, licząc na to, że wiadomy osobnik będzie na treningu i nie będzie musiała go oglądać. Stamtąd zabrała prostą, acz elegancką sukienkę w kolorze morskiej zieleni, długości przed kolano, kroju nieco retro, która idealnie podkreślała wszelkie zalety jej sylwetki, nie będąc jednocześnie kreacją wyzywającą, lub nadmiernie obcisłą. Zabrała również czerwone szpilki i wóciła do mieszkania swej matki, gdzie oddała się licznym zabiegom upiększającym.
Kiedy zasiadła przy toaletce Mariki i spojrzała w wielkie lustro przed sobą, przemknęło jej przez głowę, że robi to wszystko dlatego, że chce sobie udowodnić iż ma w nosie Marcina. Udowodnić dość rozpaczliwie. Wypchnęła czym prędzej tę myśl ze świadomości i przystąpiła do nakładania makijażu.
Kiedy zjawił się Marcel, była już gotowa, jej włosy lśniły złociście, a akwamarynowy naszyjnik, odziedziczony po przodkach, rzucał zabójcze błyski z jej dekoltu.
- Wyglądasz przecudownie - zachłysnął się Schmidt.
Pia obrzuciła go spojrzeniem. Chciałaby móc odpłacić mu tym samym komplementem, ale garnitur w odcieniu "róż oparzeniowy" w jaki się przyodział, był rozpaczliwie nietwarzowy.
- Ty również wyglądasz dobrze - rzekła z lekkim oporem.
- Naprawdę? - Marcel wyprężył wydepilowaną klatę, wyzierającą z rozpiętej niemal do pasa koszuli w morelowy prążek.
- Naprawdę - rzekła Pia, w której zaczęły lęgnąć się jakieś mgliste, a niezbyt dobre przeczucia co do wieczoru w towarzystwie Schmidta.
Pierwszy wstrząs przeżyła już w progu Cafe Empire. Przy stolikach na środku sali rozpierali się bowiem piłkarze Hamburgera, którzy akurat mieli minizgrupowanie, a w jego ramach wieczór kulturalny, dla odprężenia. Między nimi był, a jakże, Wasyl. W klubowym garniturze, chociaż bez krawata, wyglądał tak, że Pii zrobiło się gorąco i zmiękły jej obydwa kolana. Siadłaby na podłodze, gdyby nie zdołała się przytrzymać futryny drzwiowej.
- Szszszszlag - syknęła pod nosem.
- Dobrze się czujesz? - zapytał z troską Marcel.
- Wyśmienicie - zapewniła.
Reszta wieczoru przypominała kurs jogi, z rozżarzonymi węglami zamiast maty. Zamiast patrzeć na scenę, na której produkował się jakiś komik, z żartami tak czerstwymi, że pochodziły chyba z dolnej jury, Pia łypała okiem w kierunku stolików zajmowanych przez piłkarzy, nie mogąc zupełnie opanować galimatiasu który lągł się w jej wnętrzu. Jedna część jej jaźni pytała wielkim głosem co ona robi u boku tego blond pacana, śmiejącego się z nieśmiesznych żartów i dlaczego odrzuciła Wasyla, mężczyznę przez bardzo duże M. Druga część przekonywała usilnie samą siebie, że to nic takiego, przecież ona, Pia, nic do Wasilewskiego nie czuje, to tylko zaskoczenie i prosimy o spokój. Trzecia część właściwie nie myślała nic, pragnąc tylko rzucić się na Wasyla i całować go bez końca, wpić się w te pięknie wykrojone usta, obsypać pieszczotami orli nos i te piękne oczy... Ugh.
Te piękne oczy, które spoglądały na nią ukradkiem, spod ciemnych, gęstych rzęs. O jasny szlag. Pia odwróciła się płonąc rumieńcem.
Dla Wasyla ten wieczór był jak chińska tortura. Nie dość, że komik był do dupy, a obok Marcina siedział Jiracek, któremu dziób się nie zamykał nawet na chwilę, to jeszcze zjawiła się ona. Pia Piękna jak... jak jakaś syrena. Kiedy ujrzał ją, stojącą w progu kawiarni, serce wywinęło mu koziołka w piersi. Była taka piękna, a zarazem taka delikatna, aż się chciało wziąć ją ramiona. Ale niestety, przywlokła ze sobą tego blond fagasa, w oczogwałtnie różowym garniturze. Skąd ona go wytrzasnęła?
Marcin próbował skoncentrować się na idiocie ze sceny, czkającym jakieś nieśmieszne bzdury do mikrofonu, ale nie mógł. Głowa sama mu się odwracała w stronę Pii. Ach całować by te błękitne oczy i kuszące usteczka, ach, zabrać by ją gdzieś i... I tu powściągnął wyobraźnię. Przecież ona go nie chce. Kretyn. Na co on liczy?
- Przepraszam - rzuciła Pia do Marcela. - Potrzebuję świeżego powietrza. Zaraz wracam.
Wyszła na próg kawiarni, patrząc na mokra od deszczu ulicę, lśniącą w świetle latarń. Co się z nią działo?
- Pia?
Niemal podskoczyła.
To był on. Wasyl. Stał tuż za nią.
- Proszę... możemy porozmawiać? - patrzył na nią teraz, a z jego oczu wyglądała niemal dziecinna bezbronność.
Pia poczuła, że coś w niej pęka.
- Marcin - wtuliła twarz w jego pierś. Objął ją, czuła, że całuje jej włosy.
Wdychała przez chwilę jego zapach, czując się niedorzecznie szczęśliwa i tak bezpieczna, jak nigdy dotąd.
- Marcin... - podniosła głowę.
Pocałował ją, delikatnie i powoli, zaskakująco, jak na kogoś tak wielkiego i silnego jak on.
- Ja... - zająknął się. - Wyjaśnię ci wszystko.
Przed oczyma wyobraźni Pii pojawiło się zdjęcie z Die Zeitung, Wasyl z twarzą w dekolcie tamtej dziewczyny, z wszystkimi detalami.
- Nie! - wyrwała się z jego objęć. - Przepraszam, ja nie mogę, ja nie...
Uciekła do środka.
Marcin stał na progu, czując się jak ostatni idiota.
 
_________________________________________________________________________
W dzisiejszym odcinku Borubar w końcu wziął na klatę aferę burdelową a Pia zaprezentowała ośli upór. Kubulek wypachniony zmierzał na randkę(ciekawe z kim?), na spotkanie z farbowanym Marcelem wybrała się także mecenas Bartmann. Jakież było jej zdziwienie, gdy na nudnawym występie był także zniewalający Wasyl wyglądający jak milion dolarów!
Życzymy miłego czytania i przepraszamy za poślizg. Znaczy się przeprasza głownie Fiolka, bo to jej laptop dał d**y :P
                                                                             Pozdrawiamy Fiolka&Martina

12 komentarzy:

  1. Ta Pia to faktycznie uparta oślica, nie chcieć Wasylka... Ten klituś pituś w różowym gajerku na pewno nie jest od niego lepszy. I się jeszcze farbuje, też mi coś. A Tytek dobrze robi, niech Wasylek z niego przykład bierze!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ona może sobie wmawiać tez wszystkie bzdury? Przecież Marcin to taki wspaniały, urokliwy facet, że nie dałoby się go nie chcieć.
    Już myślałam, że się nawróciła, ale no musiała uciec. Jasny gwint, kiedy ona nareszcie zrozumie, że ona kocha Wasyla, a Wasyl kocha ją?

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę, się że Wasyl został uratowany :) Marcel w ,,rózu opatrzeniowym" chciałabym to zobaczyć :D
    Mam nadzieję, że Pia i Wasyl pogadają o tej sytuacji, która miała miejsce wczesniej :))
    Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  4. no, Przemuś wreszcie bierze sprawy w swoje ręce. i o to chodzi ;>
    a co do Pii i Wasyla.. już myślałam że będzie dobrze a ona u c i e k ł a, jeju :o

    OdpowiedzUsuń
  5. No w końcu Boruc wziął to na siebie, nie lubie go no ale cóż...
    Miłość potrafi zdziałać cuda i to jest pokazane na przykładzie Tytonia,
    Fajnie się to czytało, rozdział przyjemny..
    Czekam na NN i pozdarwiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Przemek bardzo dobrze robi, że postanowił jeszcze raz zawalczyć o Lily. Oby się to opłaciło.
    Chłopaki się spisali z uniewinnieniem Wasylka. Szkoda, że Pia nie może się przełamać i chociaż spróbować z nim porozmawiać. Myślałam, że tym razem im się uda ale dziewczyna uparta jest :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Będzie co nadrabiać widzę, bo tego bloga jakoś dopiero co odkryłam ; D i nie wypiszę tutaj nic kreatywnego, także....
    uwielbiam Twoje opowiadania!XD

    OdpowiedzUsuń
  8. A już miałam nadzieję, że się pogodzą... Nie lubię Marcela. Mam nadzieję, że Pia zerwie z nim wszelki kontakt i pogodzi się z Wasylem ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. No w końcu Boruc się przyznał. Przecież nie może być tak, żeby ktoś inny cierpiał za cudze grzechy. A ten dialog między Kubą, a Borucem wyszedł idealnie :D
    Wreszcie Tytoń poszedł po rozum do głowy. W końcu będzie walczył o Lily, żeby znowu byli razem. I popieram jedną z komentujących wyżej, która powiedziała, że Wasyl powinien brać z niego przykład.
    Szkoda, że Pia nie dała się wytłumaczyć Marcinowi. Może wtedy, by zrozumiała wszystko dużo lepiej. A tak to jest uparta i próbuje sobie wmówić, że nic nie czuje do Wasyla, ehh.
    Czekam na nowy.

    OdpowiedzUsuń
  10. Właśnie zostałaś nominowana do Liebster Award :) Szczegóły na: http://liebster-award.blogspot.com/ Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. No, postawa Tytonia mnie w końcu zachwyciła! :D
    No i ja to z Pią muszę sobie porozmawiać, no powinna dać jakąś szansę Wasylowi, nie ładnie tak ;C
    Czekam na nexta ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. Cieszę się że tu weszłam ;D Jesteś cudowny z tym co robisz dosłownie ;)
    Zapraszam do mnie
    http://two-love-one-life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń