Kuba, krzywiąc się, odsunął
telefon od ucha.
- Czy was wszystkich popierdoliło
do reszty? - ryczał z aparatu Boruc. - Kurwa, komitet obrony
biednego Wasylka się znalazł! Dobroczyńcy, mać ich jebana! Wylecę
przez was z repry! A dopiero co udało mi się wrócić!
Cierpliwość i wyrozumiałość
nigdy nie zaliczały się do mocnych stron charakteru Jakuba
Błaszczykowskiego.
- To po co żeś debilu lazł do
tego burdelu? - odryczał, nie mniej potężnie. - Fiuta w rozporku
przez jeden zasrany wieczór nie mogłeś utrzymać? I myślisz, że
jak Wasyl wyleci z repry za ciebie, to będzie fair?
- Nie drzyj tak ryja, nie
ogłuchłem - sarknęło z telefonu.
- Sam prujesz mordę jak
potłuczony - odparował Kuba. - Mówiłeś Przemkowi i Fabianowi, że
się przyznasz.
Boruc sapnął jak parowóz.
- Mówiłem i słowa nie cofam -
powiedział. - Pójdę do mediów, do tej rudej mendy i do kogo tam
chcecie. Ale, kurwa...
- Artur, weź ty już milcz -
poprosił uprzejmie Błaszczu. - Głęboko i wymownie, chłopie.
- Kurwa... - jęknął bramkarz
pożegnalnie i się rozłączył.
Kapitan polskiej reprezentacji
otarł pot z czoła. Rozmowa z Majewskim była już tylko
formalnością, co oznaczało, że Wasyl był już w zasadzie
uratowany. Można teraz było zająć się przyjemniejszymi sprawami,
pomyślał Jakub, spoglądając w lustro. Poprawił fryzurę i
rozpylił na sobie hojną dawkę męskich perfum. Randka zapowiadała
się upojnie.
Tymczasem w Holandii PSV
rozgrywało właśnie mecz na swoim stadionie, nie ligowy, lecz o
puchar. Dlatego właśnie w pierwszym składzie znalazł się nie
Waterman, a Przemysław Tytoń. Wściekły, obolały na duszy i
bardzo samotny Przemysław Tytoń, który wciąż nie mógł się
otrząsnąć po rozstaniu z ukochaną. Stał teraz na murawie, w
jednym szeregu z kolegami z drużyny, sędziami i rywalami, słuchając
klubowych hymnów i koncentrując się na grze, która miała się
zacząć.
I wtedy...
I wtedy spojrzał na trybuny.
I zobaczył ją.
Lily.
Chowała twarz pod czapką z
daszkiem, ale to była ona, wszędzie poznałby te delikatne dłonie,
zarys podbródka i ciemne loki.
Serce Tytonia zaczęło bić
niczym wielki bęben siczowy, rytmem tyleż miłosnym, co
wojowniczym.
Przyszła tu, wiedziała, że on
będzie dzisiaj grać.
Przyszła tu dla niego.
Orle skrzydła znowu wyrosły u
ramion Przemka. Cały mecz bronił jak w ekstazie, po końcowym
gwizdku zaś zaczął natychmiast przeszukiwać wzrokiem trybuny.
Lily stała teraz przy bandzie i
patrzyła na niego tak smutnym wzrokiem, że serce rozdarło mu się
na pół, z nieomal słyszalnym trzaskiem. Ruszył ku niej, ale
odwróciła się i uciekła.
Poczłapał do szatni, ciągle
mając przed oczyma jej twarz. Milczący, zatopiony w myślach,
rozbierał się, rzucając fragmenty swego stroju gdzie popadnie. Był
już zupełnie nagi, gdy w mózgu, niczym flara wystrzelona z
tonącego statku, rozbłysła mu straszliwa myśl.
Jakim on jest potwornym idiotą.
Ona go przecież kocha, przyszła tutaj dla niego, ba, zostawiła go,
by nie szkodzić jego karierze! Taka wspaniała, przecudowna
dziewczyna go kocha, a on, jak ostatni kretyn, pozwolił jej odejść,
tak po prostu. Osioł ośmiokątny, trąba jerychońska, wypławek i
dno.
I sześć metrów mułu.
- Jestem imbecylem! - jęknął
na całą szatnię, nie zdając sobie sprawy, że mówi po
niderlandzku.
Zawodnicy PSV popatrzyli na
gołego Tytonia z lekkim zaskoczeniem.
- A informujesz nas o tym, bo...?
- zapytał Erik Pieters.
Zamiast odpowiedzieć, Tytoń
rzucił się do swojej szafki, w poszukiwaniu komórki. Nie zauważył,
że pod nogami ma własne, niedbale rzucone getry, pośliznął się
na jednym z nich i z soczystym plaśnięciem oraz sporym impetem
siadł na podłodze.
- Kurwa - wyrwało mu się w
języku ojczystym. Zerwał się jednym sprężystym ruchem i wyrwał
portki z szafki. W ich kieszeni tkwił telefon komórkowy.
Przemek wyciągnął aparat i bez
namysłu wybrał numer Lily. Nie odpowiadała.
To nic, odzyska ją. Choćby miał
przenieść tę całą chromoloną Sevillę na plecach do Niemiec,
odzyska Lily.
- Odzyskam ją! - oznajmił
światu, składającemu się w tej chwili głównie z kolegów z
szatni, wciągając gacie.
Van Bommel przyjrzał mu się
podejrzliwie.
- Tytoń, ty się dobrze czujesz?
- To tylko miłość, Mark -
uspokoił kapitana Skjelbred.
- Wygląda raczej jak obłęd -
odparł Van Bommel, średnio przekonany.
Przemek zapiął z godnością
dżinsy i spojrzał na Marka.
- Kochałeś kiedyś kogoś
bardziej niż wszystko? - zapytał. - Tak, że był ci potrzebny jak
powietrze?
- Poważna sprawa, Tytoń -
kapitan poklepał go po ramieniu. - Powodzenia!
Moja Lily, moja Lily, moja moja
moja, śpiewało w duszy Tytonia.
Czytając jednym okiem rozłożone
na kuchennym stole dzieło, poświęcone kryminalistyce, Pia kroiła
suszone śliwki, przeznaczone do pieczeni wołowej, która miała
wystąpić jako główne danie kolacji, wydawanej przez Marikę dla
aktorów grających główne role w najnowszym przedstawieniu. Jednym
z nich był Marcel, miły gość, zabawny i całkiem atrakcyjny.
Slłuchając jego anegdotek przynajmniej na chwilę zapominała o...
pewnych osobach.
Westchnęła, wrzuciłą
posiekaną śliwkę do miski, przewróciła stronę w książce i
wczytując się w sprawę morderstwa dziewczynki w odległej
węgierskiej wiosce, sięgnęła po następny owoc.
Nagle przed jej nosem wylądowała
gazeta, ze zdjęciem, kogóżby innego, Marcina Wasilewskiego, na
pierwszej stronie.
- Powinnaś przeczytać -
powiedziała Marika.
Pia podskoczyła i zacięła się
w palec. Pociekła krew.
- Mamo, ostrzegaj! - warknęła
Pia.
Marika z niezmączonym spokojem
wyjęła z szafki plaster z opatrunkiem i podała córce.
- Jak się już opatrzysz to
przeczytaj - rzekła.
- Nie chcę! - wrzasnęła Pia,
rozrywając opakowanie plastra.
Jej matka wywróciła oczyma.
- Nie zachowuj się jak
czternastolatka - poprosiła.
- A ty mnie nie traktuj jak
czterolatki! - ryknęła Pia, zrzucając świeżo opatrzoną dłonią
gazetę ze stołu. - Nie będę czytać niczego o... o nim!
Marika bez słowa podniosła
gazetę i podetknęła ją Pii pod nos.
- Widzisz? - zapytała. - Koledzy
Wasyla złożyli oświadczenie. Nie odwiedzał burdelu dla rozrywki.
Był tam jako kapitan reprezentacji, zabrać nieodpowiedzialnych
kolegów.
- No i co z tego? - zapytała Pia
buntowniczo.
Pani Bartmann westchnęła i
wzniosła oczy do nieba.
- Czy ty myślisz, że ja nie
widzę, jak przeglądasz ukradkiem internetową stronę Hamburgera i
płaczesz, oglądając zdjęcia z treningów? Coś do Marcina czujesz
i to jest fakt.
- Nic do niego nie czuję -
oznajmiła stanowczo Pia. - I nie chcę już żadnych facetów w moim
życiu.
Marika sięgnęła po gazetę,
ale jej córka była szybsza.
- Przeczytam to - powiedziała,
tuląc prasę do łona. - Ale i tak... obmacywanie tej dmuchanej lali
raczej nie wchodziło w skład jego kapitańskich obowiązków.
- Nie dowiesz się co się
zdarzyło, jeśli z nim nie porozmawiasz - pni Bartmann znacząco
uniosła brew.
Pia wyciągnęła z lodówki
butelkę czerwonego wina i wlała jej zawartość do miski ze
śliwkami.
- Niech się namoczą - orzekła
stanowczo. - Za pół godzinki wstawię pieczeń, a ty zrób sałatę
po swojemu, świetnie do tego pasuje.
Na tak oczywisty unik i zmianę
tematu Marika już nie znalazła odpowiedzi.
Pieczeń wyszła znakomita, o
czym zgodnie zaświadczyli kolacyjni biesiadnicy, pożerając ją do
cna. Wychwalali przy tym jej smak pod niebiosa, nie szczędząc
również pochwał sałacie Mariki, najgłośniej zaś podnosił
zalety dania Marcel.
- Marika, twoja córka jest
wyjątkową kobietą - rzekł, wznosząc w górę kieliszek. - Za
wyjątkowe kobiety!
- Za kobiety - wykrzyknęła
ochoczo Sabrina, grająca rolę Queenie.
Toastu dopełniono.
Przez resztę wieczoru Marcel
uwodził Pię dyskretnie, śląc spojrzenia i uśmiechy przez stół,
by wreszcie po zakończeniu posiłku wziąć ją na stronę, do
salonu.
- Jesteś przecudowną kobietą -
rzekł, spoglądając na nią wielkimi, szafirowymi oczyma. Ich
barwa, podobnie jak złocisty odcień blond fryzury Marcela nie były
tak zupełnie dziełem natury, którą Schmidt wspomógł za pomocą
szkieł kontaktowych, oraz farby do włosów.
- Dziękuję - odparła Pia, nie
mogąc się zdecydować, czy jego awanse są dla niej przyjemne, czy
nie. Po krótkiej chwili doszła do wniosku, że chyba jednak tak.
- Chciałbym... - zawahał się.
- Chciałbym cię zaprosić na jutrzejszy wieczór do Cafe Empire.
Czy zgodzisz się pójsć ze mną?
Pii mignęła przed oczami twarz
Wasyla na gazetowym zdjęciu. A do licha, klin klinem! Skoro on
obmacuje jakieś pneumatyczne panienki, ona pójdzie na randkę!
- Zgoda - rzekła. - Bardzo
chętnie.
- Naprawdę? - ucieszył się
Marcel.
Wyszykowała się na tę randkę
bardzo starannie. Przed południem pojechała do domu, licząc na to,
że wiadomy osobnik będzie na treningu i nie będzie musiała go
oglądać. Stamtąd zabrała prostą, acz elegancką sukienkę w
kolorze morskiej zieleni, długości przed kolano, kroju nieco retro,
która idealnie podkreślała wszelkie zalety jej sylwetki, nie będąc
jednocześnie kreacją wyzywającą, lub nadmiernie obcisłą.
Zabrała również czerwone szpilki i wóciła do mieszkania swej
matki, gdzie oddała się licznym zabiegom upiększającym.
Kiedy zasiadła przy toaletce
Mariki i spojrzała w wielkie lustro przed sobą, przemknęło jej
przez głowę, że robi to wszystko
dlatego, że chce sobie udowodnić iż ma w nosie Marcina. Udowodnić
dość rozpaczliwie. Wypchnęła czym prędzej tę myśl ze
świadomości i przystąpiła do nakładania makijażu.
Kiedy zjawił się Marcel, była
już gotowa, jej włosy lśniły złociście, a akwamarynowy
naszyjnik, odziedziczony po przodkach, rzucał zabójcze błyski z
jej dekoltu.
- Wyglądasz przecudownie -
zachłysnął się Schmidt.
Pia obrzuciła go spojrzeniem.
Chciałaby móc odpłacić mu tym samym komplementem, ale garnitur w
odcieniu "róż oparzeniowy" w jaki się przyodział, był
rozpaczliwie nietwarzowy.
- Ty również wyglądasz dobrze
- rzekła z lekkim oporem.
- Naprawdę? - Marcel wyprężył
wydepilowaną klatę, wyzierającą z rozpiętej niemal do pasa
koszuli w morelowy prążek.
- Naprawdę - rzekła Pia, w
której zaczęły lęgnąć się jakieś mgliste, a niezbyt dobre
przeczucia co do wieczoru w towarzystwie Schmidta.
Pierwszy wstrząs przeżyła już
w progu Cafe Empire. Przy stolikach na środku sali rozpierali się
bowiem piłkarze Hamburgera, którzy akurat mieli minizgrupowanie, a
w jego ramach wieczór kulturalny, dla odprężenia. Między nimi
był, a jakże, Wasyl. W klubowym garniturze, chociaż bez krawata,
wyglądał tak, że Pii zrobiło się gorąco i zmiękły jej obydwa
kolana. Siadłaby na podłodze, gdyby nie zdołała się przytrzymać
futryny drzwiowej.
- Szszszszlag - syknęła pod
nosem.
- Dobrze się czujesz? - zapytał
z troską Marcel.
- Wyśmienicie - zapewniła.
Reszta wieczoru przypominała
kurs jogi, z rozżarzonymi węglami zamiast maty. Zamiast patrzeć na
scenę, na której produkował się jakiś komik, z żartami tak
czerstwymi, że pochodziły chyba z dolnej jury, Pia łypała okiem w
kierunku stolików zajmowanych przez piłkarzy, nie mogąc zupełnie
opanować galimatiasu który lągł się w jej wnętrzu. Jedna część
jej jaźni pytała wielkim głosem co ona robi u boku tego blond
pacana, śmiejącego się z nieśmiesznych żartów i dlaczego
odrzuciła Wasyla, mężczyznę przez bardzo duże M. Druga część
przekonywała usilnie samą siebie, że to nic takiego, przecież
ona, Pia, nic do Wasilewskiego nie czuje, to tylko zaskoczenie i
prosimy o spokój. Trzecia część właściwie nie myślała nic,
pragnąc tylko rzucić się na Wasyla i całować go bez końca, wpić
się w te pięknie wykrojone usta, obsypać pieszczotami orli nos i
te piękne oczy... Ugh.
Te piękne oczy, które
spoglądały na nią ukradkiem, spod ciemnych, gęstych rzęs. O
jasny szlag. Pia odwróciła się płonąc rumieńcem.
Dla Wasyla ten wieczór był jak
chińska tortura. Nie dość, że komik był do dupy, a obok Marcina
siedział Jiracek, któremu dziób się nie zamykał nawet na chwilę,
to jeszcze zjawiła się ona. Pia Piękna jak... jak jakaś syrena.
Kiedy ujrzał ją, stojącą w progu kawiarni, serce wywinęło mu
koziołka w piersi. Była taka piękna, a zarazem taka delikatna, aż
się chciało wziąć ją ramiona. Ale niestety, przywlokła ze sobą
tego blond fagasa, w oczogwałtnie różowym garniturze. Skąd ona go
wytrzasnęła?
Marcin próbował skoncentrować
się na idiocie ze sceny, czkającym jakieś nieśmieszne bzdury do
mikrofonu, ale nie mógł. Głowa sama mu się odwracała w stronę
Pii. Ach całować by te błękitne oczy i kuszące usteczka, ach,
zabrać by ją gdzieś i... I tu powściągnął wyobraźnię.
Przecież ona go nie chce. Kretyn. Na co on liczy?
- Przepraszam - rzuciła Pia do
Marcela. - Potrzebuję świeżego powietrza. Zaraz wracam.
Wyszła na próg kawiarni,
patrząc na mokra od deszczu ulicę, lśniącą w świetle latarń.
Co się z nią działo?
- Pia?
Niemal podskoczyła.
To był on. Wasyl. Stał tuż za
nią.
- Proszę... możemy porozmawiać?
- patrzył na nią teraz, a z jego oczu wyglądała niemal dziecinna
bezbronność.
Pia poczuła, że coś w niej
pęka.
- Marcin - wtuliła twarz w jego
pierś. Objął ją, czuła, że całuje jej włosy.
Wdychała przez chwilę jego
zapach, czując się niedorzecznie szczęśliwa i tak bezpieczna, jak
nigdy dotąd.
- Marcin... - podniosła głowę.
Pocałował ją, delikatnie i
powoli, zaskakująco, jak na kogoś tak wielkiego i silnego jak on.
- Ja... - zająknął się. -
Wyjaśnię ci wszystko.
Przed oczyma wyobraźni Pii
pojawiło się zdjęcie z Die Zeitung, Wasyl z twarzą w dekolcie
tamtej dziewczyny, z wszystkimi detalami.
- Nie! - wyrwała się z jego
objęć. - Przepraszam, ja nie mogę, ja nie...
Uciekła do środka.
Marcin stał na progu, czując
się jak ostatni idiota.
_________________________________________________________________________
W dzisiejszym odcinku Borubar w końcu wziął na klatę aferę burdelową a Pia zaprezentowała ośli upór. Kubulek wypachniony zmierzał na randkę(ciekawe z kim?), na spotkanie z farbowanym Marcelem wybrała się także mecenas Bartmann. Jakież było jej zdziwienie, gdy na nudnawym występie był także zniewalający Wasyl wyglądający jak milion dolarów!
Życzymy miłego czytania i przepraszamy za poślizg. Znaczy się przeprasza głownie Fiolka, bo to jej laptop dał d**y :P
Życzymy miłego czytania i przepraszamy za poślizg. Znaczy się przeprasza głownie Fiolka, bo to jej laptop dał d**y :P
Pozdrawiamy Fiolka&Martina
Ta Pia to faktycznie uparta oślica, nie chcieć Wasylka... Ten klituś pituś w różowym gajerku na pewno nie jest od niego lepszy. I się jeszcze farbuje, też mi coś. A Tytek dobrze robi, niech Wasylek z niego przykład bierze!
OdpowiedzUsuńJak ona może sobie wmawiać tez wszystkie bzdury? Przecież Marcin to taki wspaniały, urokliwy facet, że nie dałoby się go nie chcieć.
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że się nawróciła, ale no musiała uciec. Jasny gwint, kiedy ona nareszcie zrozumie, że ona kocha Wasyla, a Wasyl kocha ją?
Cieszę, się że Wasyl został uratowany :) Marcel w ,,rózu opatrzeniowym" chciałabym to zobaczyć :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Pia i Wasyl pogadają o tej sytuacji, która miała miejsce wczesniej :))
Pozdrawiam :))
no, Przemuś wreszcie bierze sprawy w swoje ręce. i o to chodzi ;>
OdpowiedzUsuńa co do Pii i Wasyla.. już myślałam że będzie dobrze a ona u c i e k ł a, jeju :o
No w końcu Boruc wziął to na siebie, nie lubie go no ale cóż...
OdpowiedzUsuńMiłość potrafi zdziałać cuda i to jest pokazane na przykładzie Tytonia,
Fajnie się to czytało, rozdział przyjemny..
Czekam na NN i pozdarwiam :*
Przemek bardzo dobrze robi, że postanowił jeszcze raz zawalczyć o Lily. Oby się to opłaciło.
OdpowiedzUsuńChłopaki się spisali z uniewinnieniem Wasylka. Szkoda, że Pia nie może się przełamać i chociaż spróbować z nim porozmawiać. Myślałam, że tym razem im się uda ale dziewczyna uparta jest :)
Pozdrawiam :)
Będzie co nadrabiać widzę, bo tego bloga jakoś dopiero co odkryłam ; D i nie wypiszę tutaj nic kreatywnego, także....
OdpowiedzUsuńuwielbiam Twoje opowiadania!XD
A już miałam nadzieję, że się pogodzą... Nie lubię Marcela. Mam nadzieję, że Pia zerwie z nim wszelki kontakt i pogodzi się z Wasylem ;)
OdpowiedzUsuńNo w końcu Boruc się przyznał. Przecież nie może być tak, żeby ktoś inny cierpiał za cudze grzechy. A ten dialog między Kubą, a Borucem wyszedł idealnie :D
OdpowiedzUsuńWreszcie Tytoń poszedł po rozum do głowy. W końcu będzie walczył o Lily, żeby znowu byli razem. I popieram jedną z komentujących wyżej, która powiedziała, że Wasyl powinien brać z niego przykład.
Szkoda, że Pia nie dała się wytłumaczyć Marcinowi. Może wtedy, by zrozumiała wszystko dużo lepiej. A tak to jest uparta i próbuje sobie wmówić, że nic nie czuje do Wasyla, ehh.
Czekam na nowy.
Właśnie zostałaś nominowana do Liebster Award :) Szczegóły na: http://liebster-award.blogspot.com/ Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńNo, postawa Tytonia mnie w końcu zachwyciła! :D
OdpowiedzUsuńNo i ja to z Pią muszę sobie porozmawiać, no powinna dać jakąś szansę Wasylowi, nie ładnie tak ;C
Czekam na nexta ;*
Cieszę się że tu weszłam ;D Jesteś cudowny z tym co robisz dosłownie ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie
http://two-love-one-life.blogspot.com/