Rozdział 15
Wasyl uniósł wzrok. Z lustra
vis-a-vis patrzył na niego typ, że w mordę dać. Ponure wejrzenie
spod nastroszonych, czarnych brwi, złamany nochal i bogata kolekcja
blizn, w sam raz na plakat "Poszukiwany! Uzbrojony i
niebezpieczny!".
- Z czym do ludzi, Wasilewski? -
mruknął. Pochylił się nad umywalką i ochlapał twarz zimną
wodą.
No właśnie, z czym on do tej
Pii chciał startować? Ani z niego amant, ani intelektualista, po
prostu gość, uganiający się po trawie za kawałkiem skóry, w
dodatku z opinią taniego podrywacza, lecącego na plastikowe balony,
dzięki "Die Zeitung". Nic dziwnego, że uciekła. Ten
picuś z którym przyszła, aktor musicalowy (co Wasyl wyciągnął
od kumpla), może i miał oczojebny garniturek, ale miał też
maniery, ogładę i erudycję. Światowy gość po prostu. Lepiej do
niej pasował.
A że się do niego przytuliła
na tym progu? To pewnie nic nie znaczy, nie ma co sobie robić
nadziei.
- Alleluja i kurwa do przodu -
mruknął, wycierając dłonie w papierowy ręcznik. Jakoś to
przeżyje, trudno. Twardym trza być, nie miętkim.
Z tym postanowieniem w głowie
wrócił na salę, nie zdając sobie sprawy, że odruchowo szuka
wzrokiem zielonej sukienki i jasnych włosów.
Nie znalazł. Stolik, przy którym
wcześniej siedziała Pia był pusty.
Sama zaś Pia pędziła właśnie
na parking, w tempie zawodowego chodziarza, wlekąc za sobą
skonfundowanego Marcela.
- Pia, kochanie, co się stało?
- domagał się wyjaśnień.
Miała ochotę wyrżnąć go za
to "kochanie" w zęby. Zdecydowanie nie była w nastroju do
bycia nazywaną pieszczotliwymi określeniami. Nie była niczyim
kochaniem... chociaż chciałaby być.
Zdusiła w sobie wspomnienie oczu
Marcina i przyspieszyła jeszcze bardziej. żadnych uczuć, to za
dużo kosztuje, stwierdziła. Najchętniej zamroziłaby sobie wnętrze
w ciekłym azocie. Na zawsze.
- Stój, no stój, no! -
zapiszczał Marcel. - To mój samochód!
Wyhamowała w pędzie. Aktor
otworzył drzwiczki, a ona klapnęła na siedzeniu pasażera.
- Słuchaj no, ja się nie chcę
narzucać, ale czy mogę wiedzieć co się stało? - Schmidt był
wyraźnie naburmuszony. Ruszył, wyładowując frustrację na pedale
gazu. - Wyciągnęłaś mnie bez słowa ze znakomitego występu,
chyba należy mi się jakieś wyjaśnienie? Kto to był ten facet,
który cię obejmował?
- Mój... sąsiad - odparła Pia,
nieco przez zęby.
- Sąsiad? Często się tulisz do
sąsiadów i dajesz im całować się po głowie? - w głosie Marcela
brzmiała wyraźna pretensja.
- To Polak, u nich to normalne,
tak wyrażają przyjaźń - skłamała. - Słuchaj, Marcel, muszę ci
coś powiedzieć...
- Tak? Zamieniam się w słuch.
Pia nabrała powietrza w płuca.
- Nasze dzisiejsze wyjście było
pomyłką - powiedziała mężnie. - Jesteś bardzo miły, ale nie
powiniśmy się więcej spotykać.
Marcel z wrażenia przejechał
przez skrzyżowanie na czerwonym świetle.
- Ale jak to?! Dlaczego nie?! -
jęknął.
- Nie jestem jeszcze na to
gotowa! - wypaliła Pia. - Ja... Ja chyba wciąż jeszcze myślę o
kimś innym i nie byłabym fair ani wobec ciebie, ani wobec siebie,
gdybym coś z tobą... no wiesz.
- Rozumiem - rzekł Marcel,
chociaż nie rozumiał. - Nie chcę cię naciskać. Będę zatem
czekał aż poczujesz się gotowa.
- Dziękuję.
Wróciwszy do mieszkania swej
matki Pia usiadła w kuchni z kubkiem gorącej herbaty. Siedziała
tak długo w noc, wpatrując się w lśniące wężyki spływających
po szybie okiennej kropli deszczu i wspominając w nieskończoność
tę chwilę na progu kawiarni. W jej głowie tłukł się oderwany
fragment piosenki z musicalu "Jekyll&Hyde".
In his eyes I can see
Where my heart longs to be
W Eindhoven też padało, w
dodatku wiał chłodny wiatr od Morza Północnego, który przenikał
do szpiku kości. Lily wróciła z zajęć sina z zimna i dopiero
solidny kubek gorącego kakao z rumem przywrócił jej normalną
temperaturę i koloryt. Na gotowanie kolacji jednak nie miała siły,
wygrzebała więc z zamrażalnika pizzę i wetknęła ją do
piekarnika, po czym poszła się myć, z nadzieją, że posiłek
będzie gotów akurat gdy ona wyjdzie spod prysznica.
Pizza okazała się oporna, albo
tez Lily nastawiła zbyt niską temperaturę, dość, że gdy
zajrzała do piekarnika, ciasto było jeszcze blade niczym księżyc
w pełni.
- Cholera - mruknęła, wpychając
danie z powrotem w gorącą czeluść piekarnika. Ktoś zastukał do
drzwi. Podskoczyła, zaskoczona i oparzyła się w rękę.
-
Psia mać! Cholera jasna! - wrzasnęła.
Stukanie powtórzyło się,
brzmiąc znacznie energiczniej. Odwróciła się, wściekła, ale gdy
poszła otworzyć, furia rozpłynęła się, zamieniając się w
emocjonalny melanż. Za drzwiami stał bowiem ociekający wodą
Przemek.
- Co ty tu robisz? - zapytała
gniewnie, ssąc sparzony grzbiet dłoni.
- Pokaż - zażądał Tytoń,
sięgając po jej rękę. - Czym się oparzyłaś?
- Sprawdzałam pizzę w
piekarniku.
- Bardzo boli?
- Tylko trochę. Nic takiego, do
wesela się zagoi.
Patrzył na nią z czułością
trzymając jej dłoń w swoich, lodowatych.
- Ech ty - powiedział. - Nigdy
nie pamiętasz o rękawicach.
- Po co tu przyszedłeś? -
powtórzyła.
- Porozmawiać. Nie odbierasz
telefonów, esemesów ani maili, więc pofatygowałem się osobiście
- odpowiedział. Deszcz spływał mu z czoła i kapał kroplami z
czubka nosa. - Wpuścisz mnie?
- Nie - odparła stanowczo. -
Przemek, nie mamy o czym rozmawiać. Wszystko ci wyjaśniłam.
- Mamy - rzekł Przemysław, a w
jego głosie zadźwięczała stal. - I dlatego nie pójdę stąd,
dopóki ze mną nie porozmawiasz.
- Nie pójdziesz?
- Nie.
Zatrzasnęła mu drzwi przed
nosem, pewna, że gdyby go wpuściła złamałaby się i padłaby mu
prosto w ramiona. A na to nie mogła pozwolić, dla jego własnego
dobra.
Pizza zasygnalizowała wonią, że
zdecydowanie powinna już opuścić piekarnik, więc Lily
pomaszerowała do kuchni. Wyrzuciła właśnie pizzę na talerz, gdy
Przemek zastukał w kuchenne okno.
Otworzyła, zupełnie wbrew woli
własngo umysłu.
- Nie wpuścisz mnie? - zapytał
Przemek, starając się nie drżeć.
- Nie!
- To daj przynajmniej kawałek
pizzy. Głodny jestem, przyjechałem prosto z meczu.
Lily popatrzyła na niego. Był
juz zupełnie przemoczony, uszy miał jak dwa czerwone lampiony, nos
fioletowy i trząsł się jak osika. Przez chwilę widziała go na
łozu boleści, powalonego obustronnym zapaleniem płuc, nabytym
skutkiem fatalnego wychłodzenia, kaszlącego niczym dogorywający na
suchoty Szopen.
- Przemek, ja cię proszę, idź
stąd! - jęknęła.
Tytoń skrzyżował ramiona na
piersi jak indiański wódz.
- Nie ma mowy - odparł
niezłomnie. - Albo ze mną pogadasz, albo będę tak stał.
Lily zatrzasnęła okno z hukiem,
zeźlona już do reszty. Przez chwilę kręciła się po kuchni, nie
wiedząc co począć, wreszcie usiadła przy stole, ale jakoś nie
mogła zacząć jeść, wiedząc, że Przemek stoi na dworze i
moknie.
- Jasna cholera - warknęła sama
do siebie.
Zerwała się od stołu i
popędziła do drzwi.
- Właź pomyleńcze! - wrzasnęła
w kierunku Tytonia. - Ale już! Biegusiem!
Nie trzeba mu było tego dwa razy
powtarzać, znalazł sie za progiem jednym susem.
- Dawaj kurtkę! - komenderowała
Lily. - Portki też dawaj!
Przemek uniósł brew.
- To jest taka gra wstępna? -
zapytał.
Panna Neumayer spojrzała na
niego spode łba.
- Ratuję cię przed zapaleniem
płuc - oznajmiła. - Buty na kaloryfer i wyskakuj z portek!
Niemal wyrwała mu wierzchnie
okrycie z rąk i rzuciła na wieszak wytrenowanym ruchem koszykarza,
zdobywającego trzy punkty. Przemysław posłusznie zdjął portki i
podał ukochanej.
- Do kuchni! - rozkazała tonem
starszego sierżanta, po czym sama poszła do łazienki, rozwiesić
spodnie na kaloryferze.
Weszła do kuchni starannie
omijając wzrokiem długie, muskularne nogi Przemka, wyciągnięte na
środek pomieszczenia, po czym, ostentacyjnie obrócona do niego
plecami przystąpiła do robienia herbaty, trzaskając wszystkim,
czym się dało trzasnąć.
- Lily - zaczął Tytoń
ostrożnie. - Doceniam to, co dla mnie zrobiłaś, ale to jest bez
sensu.
- Co jest bez sensu?! -
wrzasnęła. - To, że chciałeś pójść do drugiej ligi?!
- To też - zgodził się
gorliwie. - Ale przecież my się kochamy, do jasnej cholery! Nie
możemy się rozstać z powodu takiej pierdoły!
Lily rąbnęła kubkiem o stół.
Herbata rozbryzła się dookoła złocistym gejzerem.
- To nie jest pierdoła, tylko
moje i twoje życie!
- To jest pierdoła! - zagrzmiał
Przemysław, zrywając się na równe nogi. - Jakoś to się da
poukładać! Ja nie chcę żyć bez ciebie, Lily! Dlatego chciałem
do drugiej ligi, żeby być z tobą!
- Zmarnowałbyś się tam, dobrze
o tym wiesz! - ryknęła. - A ja nie chcę marnować ci życia!
Rozumiesz? Chcę zebyś był szczęśliwy...
Przemek porwał Lily w objęcia i
przegiął, tak jak Rhett Butler przeginał Scarlett.
- Bez ciebie nie mogę być
szczęśliwy - powiedział. - No dobra, druga liga to był denny
pomysł, przyznaję, ale na pewno da się coś wymyślić! Znajdę
klub w Niemczech, albo ty pojedziesz do Sevilli...
Pocałował ją, w usta, oczy,
czoło, całował ją jak szaleniec.
- Przemek... - jęknęła. - Ja
nie mogę jechać do Sevilli, przez co najmniej pół roku. Badania
kończymy w grudniu, a na semestr letni muszę być w Hamburgu... Jak
ja się teraz przeniosę do Hiszpanii? To nie takie proste.
- Ale wykonalne - oznajmił
Tytoń. - Proszę, nie zostawiaj mnie samego, bez ciebie nie ma dla
mnie życia. Proszę.
- Odprostuj mnie - żażądała
Lily. - Kręgosłup mnie boli.
Zastosował się do jej
polecenia.
- Nie masz pojęcia jak za tobą
tęskniłam - powiedziała, odzyskawszy normalną pozycję. - Nie
masz pojęcia co robiłam, żeby o tobie nie myśleć...
- Wyobraź sobie, że mam - jego
usta muskały jej ucho. - Cholernie dobre pojęcie. To co zrobimy z
tym wszystkim?
- Ni mów do mnie o tym -
poprosiła Lily, zgubiwszy już ton sierżanta. - I kochaj mnie
Przemek. Teraz.
Bez namysłu wziął ją na ręce
i zaniósł do sypialni, kopniakiem otwierając drzwi.
Barman z kamiennym spokojem
przyjął kolejne zamówienie na Aperol Spritzer, z ulgą odwracając
się od klienta w upiornie różowym garnturze i wyciągając
niezbędne ingrediencje z półek. Tymczasem Marcel Schmidt półleżał
na barze i głośno siąkał nosem.
- Pański drink - przed nosem
aktora wylądował wielki kieliszek pomarańczowej cieczy.
Schmidt rzucił się na napój
niczym spragniony wędrowiec na Saharze. Wysysał właśnie z
kieliszka ostatnie krople, gdy na stołku obok usiadł jakiś facet.
- Zły dzień? - zagaił.
Marcel pokiwał głową.
- Dziewczyna rzuciła? -
indagował nieznajomy.
- Tak jakby... - mruknął
Schmidt.
- Tak jakby?
W Marcelu pękły tamy, zza nich
zaś wylała sie nieskładna relacja z fatalnej randki z Pią.
- Nie powiedziała mi kto to -
szlochał. - Ale ja wiem, nie jestem głupi! Ja wiem!
- To takie smutne - rzekł kojąco
nieznajomy. - Barman, spritzera dla tego pana!
Aktor przyjął drinka z
wdzięcznością, a pokrzepiwszy się kontynuował.
- To ten osiłek z Hamburgera, z
Polski, wie pan gdzie jest Polska? W Azji chyba? On ma takie
pogańskie nazwisko, Vazilevsky i ona go kocha! Ona go woli ode mnie!
Zawył głośno a rozpaczliwie.
- Pan zobaczy, ja o siebie dbam.
Depiluję się, ciężką kasę na laser wydaję, pan zobaczy! -
rozpiął koszulę i popukał się w bezwłosą pierś. - Ani jednego
włoska, widzi pan? Na nogach też, gładziutkie jak pupcia
niemowlaka! Na solarkę chodzę, fortunę wydaję na balsamy, na
maseczki, na peelingi, ciuchy mam zawsze najmodniejsze, ja na Fashion
Week do Berlina i Wiednia jeżdżę! Włosy, o pan patrzy,
najmodniejsze cięcie od najlepszego fyzjera w Hamburgu, balejaż,
odżywki, najlepsze środki do stylizacji! Ja jestem człowiek
zadbany! A ona co? Ona daje się obłapiać łachudrze, co lata na co
dzień w dżinsach i jakichś koszulkach polo, łeb se wygolił, że
wygląda jak piorun w szczypiorek, a w dodatku jest włochaty!
Włochaty jak jakiś cholerny niedźwiedź! Prymityw taki, a ona go
woli ode mnie!!!
Marcel oparł głowę na
ramionach i jął szlochać rzewnie.
- Widzi pan, ja pana rozumiem -
rzekł nieznajomy. - Jestem Felix Wagner i tak się składa, że Pia
to moja była żona. Potrafię panu pomóc.
- Ale dlaczego?
- Bo uważam, że zasługuje na
kogoś takiego jak pan - odparł Wagner z diabolicznym uśmiechem. -
Kogoś tak... niepospolitego. Widzi pan, moja żona potrzebuje troski
i czułości, to ją bierze.
Postawił na blacie buteleczkę z
ciemnego szkła.
- Będzie jej pan dodawał to do
jedzenia, delikatnie i po trochu, ona się gorzej poczuje, a pan
wtedy otoczy ją czułą opieką. I ona będzie cała pańska,
zobaczy pan!
- Naprawdę? - Schmidt patrzył w
Wagnera jak w tęczę.
- Naprawdę - odparł Felix.
____________________________________________________________________________
Witajcie! Miało być wczoraj, ale nie mogłyśmy się ogarnąć przez szok w meczu BVB z Realem.
Cieszymy się sukcesem BVB, opłakujemy cztery gongi dla Realu i staramy się jakoś odnaleźć w świecie zdominowanym przez media zorgazmowane Lewym. A w dzisiejszym odcinku Przemek w końcu obłaskawił Lily- powiało Przeminęło z wiatrem, facet w różu okazał się kompletnym, konkretnym debilem i wrócił nasz ukochany czarny charakter co się zowie Felix!
Życzymy Wam miłego czytania!
Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)
Witajcie! Miało być wczoraj, ale nie mogłyśmy się ogarnąć przez szok w meczu BVB z Realem.
Cieszymy się sukcesem BVB, opłakujemy cztery gongi dla Realu i staramy się jakoś odnaleźć w świecie zdominowanym przez media zorgazmowane Lewym. A w dzisiejszym odcinku Przemek w końcu obłaskawił Lily- powiało Przeminęło z wiatrem, facet w różu okazał się kompletnym, konkretnym debilem i wrócił nasz ukochany czarny charakter co się zowie Felix!
Życzymy Wam miłego czytania!
Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)
Oho, jasny gwint!
OdpowiedzUsuńProszę Cię, Felix naprawdę nie ma zamiaru przestać? Poza tym jakim cudem trafił na tego całego Marcela? Intryga za intrygą.
Wiadomo, że Pia cały czas kocha Marcina i jakiekolwiek umawianie się z mężczyzną, który nie jest Wasylem jest głupie. A to było naprawdę głupie.
Czekam na nowość :)
Fajny rozdział :) Nie lubię Marcela ani Felixa. Szkoda mi Pii :( Czekam na next :)) U mnie nowe rozdziały ale to w spamie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Nie wierze! Felix posunie się chyba do wszystkiego aby uprzykrzyć życie tej dziewczynie. Teraz to co robi to już gruba przesada. Ciesze się, że Przemek dogadał się z Lily :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Jest cudowny ;D
OdpowiedzUsuńjestem CIEKAWA co jeszcze wymyślisz , bo wszystko mnie zaskakuję ;D
Zapraszam do mnie na nowy
http://two-love-one-life.blogspot.com/
Kurde... Teraz Felix w parze z Marcelem mogą namieszać... Mam jednak nadzieję, że to co jest pomiędzy Marcinem i Pią będzie silniejsze od ich spisków...
OdpowiedzUsuńUuu... szykuje się coś niedobrego...
OdpowiedzUsuńSama do teraz jestem w szoku co do tego meczu i mam już po prostu dość Lewandowskiego...
Facet który się depiluje, brać mi takiego na kilometr... ja potrzebuje macho a nie lalusi.. bleee xD
Czekam na NN i zapraszam do siebie ;*
Szkoda mi Wasyla, bo on naprawdę "coś" czuje do Pii, a zaczyna coraz bardziej przekonywać samego siebie, że nie jest JEJ wart. Powinien walczyć o Pię, żeby później nie musieć niczego żałować.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że Pia powiedziała Marcelowi wprost, że nie jest gotowa na związek. Chociaż mam wrażenie, że Marcel to nie jest ten typ faceta, który przyjął tą wiadomość na tak zwaną klatę.
Coś czuję, że skoro pojawił się Felix to nadciągają kłopoty. Jeśli oni będą działać razem to nie wyjdzie z tego nic dobrego.
Czekam na nowy.
Wasul, kochanie! Masz mi się nie poddać i dalej walczyć o Pię. Przynajmniej ją naprawdę kocha, a facet nie musi być wydepilowany i w najmodniejszych ciuchach, by zapewnić kobiecie poczucia bezpieczeństwa i miłość.
OdpowiedzUsuńKońcówka znów zbiła mnie z tropu. Felix i ciemna buteleczka? Nie widzę tego w kolorowych barwach
Pozdrawiam ;*
Akcja się rozwija.
OdpowiedzUsuń