środa, 20 marca 2013

Rozdział 11




Sevilla, o której wspominała Lotte, nie dawała Lily spokoju. Przemek udzielał odpowiedzi wymijających i bardziej mętnych niż Erwtensoep, czyli holenderska grochówka, unikając starannie wyjaśnienia tematu.
- O nic się nie martw, kochanie - rzekł, gdy Lily usiłowała go przycisnąć do muru któregoś wieczora. - Tak sobie wszystko zawodowo poukładam, że nie będzie żadnych problemów.
Otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale on spojrzał na nią spod tych długich, jasnych rzęs i odebrał jej jakąkolwiek możliwość mówienia długim, zachłannym pocałunkiem, tak namiętnym, że jej kolana zmiękły. A potem, tak jakoś, nie było już czasu na rozmowę, ponieważ zaczęli się kochać jak szaleńcy, z wykorzystaniem chyba wszystkich kuchennych mebli, z pominięciem jedynie kuchenki, na której dochodziła właśnie kolacja. Ryż się wprawdzie trochę rozgotował, a wieprzowina w sosie słodko-kwaśnym bez trudu dawała zjeść się łyżką, ale nikt nie narzekał.
Wobec tak niesprzyjających czynnościom śledczym warunków w domu, Lily postanowiła zacząć od innej strony. Złapała zatem na mieście Olę Toivonena, zaciągnęła na kawę i starannie przesłuchała.
- O co chodzi z tą Sevillą? - zapytała prosto z mostu.
Toivonen zmrużył oczy.
- Nie powinnaś o to pytać Tytonia? - odpowiedział pytaniem.
- Tytoń odmawia zeznań - odparła. - Wnioskuję z tego, że jest tu jakiś problem, ale z Przemka nic nie wyciągnę.
Ola westchnął i zamieszał kawę.
- Dobra, ale nie wiesz tego ode mnie - zastrzegł się. - Dupę by mi skopał za to.
Lily niemal złamała w palcach łyżeczkę.
- Do rzeczy - poprosiła.
- Rzecz jest taka, że Tytoń w lidze siedzi na ławie, chociaż jest w zajebistej formie. Gra tylko w pucharach. Dick czuje miętę do Watermana i nikogo innego miedzy słupki nie puści, chociaż odkąd przyjechałaś Tytoń gra tak, że Waterman może mu buty pucować. - wyłożył Ola.
- Ktoś tu nie mówił mi całej prawdy - mruknęła Lily, czując jak na sercu lęgnie jej się nieprzyjemny ciężar. - To miało być przejściowe i w ogóle.
Toivonen pokręcił głową.
- Nie jest - powiedział. - Dopóki Dick jest trenerem, Tytoń ma przerąbane. A to oznacza, że traci numer jeden w polskiej reprezentacji.
Dlaczego? Dlaczego on jej o tym nie mówił? Dlaczego zapewniał, że wszystko jest w porządku? I dlaczego ona, idiotka, w to wierzyła? Lily chwyciła się oburącz za włosy.
- On jest dobrym bramkarzem, więc europejskie kluby mają go na oku, między innymi Sevilla - kontynuował Ola. - Chcą go wziąć w zimowym okienku transferowym, a klub nie będzie robił problemów.
- No to chyba dobrze? - zapytała z nadzieją Lily.
Ola popatrzył na nią z jakimś dziwnym wyrazem twarzy.
- Ni cholery - odparł. - Tytoń nie chce tam iść.
Panna Neumayer patrzyła na niego niczym na prehistoryczną zębatą żabę.
- Jak to nie chce? - zapytała w zdumieniu. - Chce siedzieć na ławie?
- Kiedy kończysz te swoje badania tutaj? - zapytał znienacka Toivonen.
- W grudniu - odparła bez zastanowienia. - A co?
- No właśnie - westchnął Szwed. - Tak myślałem. On się chce w styczniu przenieść do St. Pauli.
Łyżeczka wypadła z rąk Lily i plusnęła do filiżanki, rozbryzgując dookoła kawę.
- St. Pauli w Hamburgu? Ale to jest druga liga, na litość boską! Co on miałby tam robić?!
Tym razem w niebieskich oczach Toivonena odmalował się niesmak.
- No już nie udawaj takiej tępej - prychnął Szwed. - Wszyscy wiemy, że to przez ciebie. Poprzednia laska przyprawiła mu rogi, kiedy przyjechał tutaj, ona w Polsce została. A teraz dostał małpiego rozumu na twój temat i robi wszystko, żeby być blisko ciebie.
- Słodki Jezu na bananie... - jęknęła Lily. Niebo właśnie zaczęło jej się walić na głowę.
Wasyl skończył pakowac walizkę, dopchnął zręcznie wieko kolanem, zamknął i spojrzał na zegarek. Zaraz powinien pędzić na lotnisko, skąd miał lecieć do Warszawy, na zgrupowanie kadry, ale wiedział, że nie ruszy się bez pożegnania z Pią. Przez ostatnie kilka dni odbyli kilka spotkań, które chyba można nazwać randkami, chociaż najśmielszą rzeczą jaką na nich zrobili było trzymanie się za ręce. Tak jakby się bali tego, co mogłoby stać, gdyby posunęli się nawet odrobineczkę dalej. A mogłoby, oj mogło, bo Wasyl pragnął jej jak ostatni wariat. Ale nie chciał skrzywdzić i prawdę mówiąc to się trochę bał. Może nawet bardziej niż trochę. Bo co taki gość jak on miałby do zaoferowania takiej kobiecie jak Pia? Jedyne co potrafi, to kopać piłkę, co on może dać jej, tej mądrej, wyedukowanej prawniczce? A nikt nie chce zostać odrzucony.
Z drugiej zaś strony było w niej coś takiego, co przyciągało Wasyla jak magnes. Jakąś taką bezbronność i wewnętrzne ciepło, ukrywane na co dzień za maską chłodnego prawnika. I coś jeszcze, nieuchwytna obietnica czegoś, czego Wasyl zawsze pragnął odnaleźć w kobiecie. Coś mówiło Marcinowi, że ta kobieta oddałaby mu bez wahania całą siebie i stałaby przy nim zawsze, bez względu na wszystko.
Wasyl westchnął, rzucił okiem w lustro, nastroszył jednym ruchem ręki szczotkę włosów na szczycie podgolonej głowy i z walizką w dłoni zszedł na dół.
Pia czekała na niego, oparta o futrynę swoich drzwi, z takim uśmiechem na tej swojej drobnej buzi, że serce Marcina, mógłby przysiąc, zaczęło mu wyskakiwać z klaty niczym w kreskówce.
- Chciałam ci życzyć szczęśliwej drogi - powiedziała. - I skopcie tyłki Angolom.
Roześmiał się.
- Załatwione, szefowo - powiedział.
Objęła go w pasie.
- Będę ci kibicować - szepnęła i delikatnie pocałowała go w usta.
Wasyl był gotów w tym momencie skakać po dachach i wrzeszczeć z radości, lecz zamiast tego uścisnął Pię lekko, chwycił walizkę i pomaszerował do samochodu. Pomachała mu jeszcze, gdy odjeżdżał spod domu.
Wróciwszy do domu, zwolniona wcześniej z laboratorium, w którym doprowadziła do jednej niekontrolowanej reakcji chemicznej i jednego niewielkiego wybuchu, Lily zamknęła się w łazience, gdzie płakała przez pół godziny. Potem umyła twarz, usiadła przy stole w pokoju i napisała list, który następnie włożyła do koperty. Kopertę zakleiła, włożyła do torebki i pojechała do domu Przemka.
- Cześć tygrysico - Przemek w przelocie cmoknął ją w czubek głowy. - Nie wiesz co ja zrobiłem z czystymi gaciami? Przysiągłbym, że wisiały w łazience.
- Sprawdzałeś w szufladzie? W sypialni? - Lily usiłowała brzmieć naturalnie, ale się nie udało. Tytoń zahamował w pędzie i spojrzał na nią z troską.
- Coś się stało, tulipanku ty mój? - zapytał.
- A, nic takiego - rzekła, uśmiechając się blado. - Prawie wysadziłam dzisiaj lab.
Przytulił ją.
- Nie martw się, jeszcze dostaniesz nagrodę Nobla.
- Pakuj się, bo się spóźnisz - szepnęła mu w pierś.
- A! - zerknął na zegarek. - To już tak późno? Gdzie te gacie?
Kiedy popędził do sypialni, położyła na półeczce w korytarzu kopertę z listem, chociaż wahała się przez chwilę. Wiedziała, że Przemek sprawdzi to miejsce dopiero po powrocie, oczekując, że ona złoży tam całą zaległą korespondencję.
- Przemek? - weszła do sypialni. Jej ukochany wykonywał sobie właśnie rewizję w komodzie.
- O są! - wrzucił bieliznę do walizki. - Tak, moja słodka?
- Czy ty... - zagryzła wargi. - Czy ty chcesz zmieniać klub w zimie?
- Co? - spojrzał na nią tymi swoimi oczyma, niebieskimi jak polskie niebo. - No będę chciał, ale nie martw się, nigdzie daleko nie pojadę. Już mam coś w Niemczech nagrane.
Serce Lily się ścisnęło. A więc jednak. Zatem podjęła słuszną decyzję.
Przemek niczym przeciąg przeleciał na korytarz, postawił otwartą walizkę pod ścianą,, tracając przy tym półeczkę. Nie zauważył, że z półeczki sfrunęła koperta i wylądowała wśród ciuchów. Popędził za to do łazienki, notując w przelocie, że Lily stoi w sypialni, wyglądając w zadumie przez okno, zgarnął przybory toaletowe, wrzucił je do walizki, domknął ją i wydał radosny okrzyk.
- No!
Lily odprowadziła go do samochodu.
- Jedź, tygrysie - powiedziała.
Pocałował ją w usta, wsiadł do auta i tyle go widziała.
Pierwsze popołudnie na zgrupowaniu odbyło się spokojnie. Zaliczono otwarty trening, spokojną kolacyjkę, potem było trochę aktywności towarzyskiej, ale wszystko bez ekscesów. Piekło zaczęło się dnia następnego. Jakby mało było tego, że Wasyl, jako wicekapitan, zastępujący kontuzjowanego Błaszcza, musiał wziąć udział w konferencji prasowej, czego szczerze nie cierpiał, to potem sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli. Zaczęło się po wieczornym treningu i kolacji, kiedy wrócili do pokojów. Marcin akurat obgadywał możliwość rozegrania partyjki FIFA na playstation z Glikiem i Mierzejewskim, gdy nagle do pokoju wpadł zaaferowany Wawrzyniak.
- Wasyl! Jest problem! - wrzasnął Rumiany, jeszcze bardziej rumiany niz zwykle.
- Nie wrzeszcz tak, Wawrzyniaczku. Co jest? - zapytał Marcin rzeczowo.
- Tytek! - niebieskie oczka Jakuba wychodziły z orbit, przepełnione zgrozą. - Zdaje się, że rozwalił wam coś w pokoju! Wkurwił się czy coś!
Ta wizja wydała się Wasylowi bardziej nierzeczywista, niż lądowanie małych zielonych ludzików na Marsie.
- Co ty pierdolisz? - zapytał bardzo niedyplomatycznie, podążając za Rumianym w stronę pokoju, który zajmował razem z Tytkiem.
- No sam zobaczysz!
No i zobaczył. Poszła nocna lampka, jakiś wazonik i szkło w niewielkim obrazku na ścianie. Sprawca zniszczeń siedział na swoim łóżku, blady jak płótno i wpatrywał się w kartkę papieru.
- Tytek? Co jest? - zapytał zdumiony stoper.
- Nic - odparł Tytoń, głosem człowieka duszonego intensywnie. - Absokurwalutnie nic.
Podarł kartkę, cisnął strzępy na podłogę i wyszedł.
- Rumiany, dawaj tu obsługę hotelową - zarządził Wasyl. - Powiedz im, że parę rzeczy w naszym pokoju się stłukło. Zapłacę za nie.
Wyjaśniwszy kwestię zniszczeń z obsługą i zyskawszy zapewnienie, że to nie wycieknie, Wasyl poszedł do Glika rąbnąć w tę FIFA, bo czuł, że się musi odstresować. Coś tu się działo, a on nie wiedział co. Wkurwiało go to.
Gra podziałała nieźle, już się zaczynał wyluzowywać, rozwalając swoim Realem Glika w drobny mak, gdy w drzwiach pokoju objawił się Szczęsny.
- Tytoń się schlał jak świnia - powiadomił. - Mnie to rybka, może dzięki temu zagram, ale zrób coś z tym, bo będzie syf.
Marcin zerwał się na równe nogi.
- Trzymaj tę swoją niewyparzoną mordę na kłódkę, to nie będzie żadnego syfu - pouczył bramkarza. - Gdzie on jest?
Szczęsny wzruszył ramionami.
- U Boruca i Peszkina.
Przed drzwiami pokoju wymienionych piłkarzy stał Lewy, z miną jakby kot mu naszczał w buty.
- Co mu odjebało? - zapytał, patrząc pogardliwie na zwisającego z łóżka w artystycznej pozie Tytonia.
- Nie twój interes. Zawołaj mi tu Wawrzyniaka. - rozkazał Marcin.
Usiadł przy Tytoniu i poklepał go po twarzy.
- Tytek, ej!
Bramkarz otworzył jedno oko.
- Ona mje szuciła - oznajmił. - Kobiety to fiepsze.
Wasyl doprowadził kumpla do pozycji z grubsza siedzącej.
- Kto cię rzucił i czemu żeś się tak schlał, sieroto? - zapytał.
- Lily! - jęknął bramkarz. - Lis - hik! - czknął rozgłośnie. - List mi ssssostafiła! Ffalisce!
Wyprostował się znienacka.
- Ja dla niej do drugiej bundesligi chciałem iść, a ona mnie rzuciła! Dla mojego dobra! Bo nie chce mi kariery - hik! Niszczyć! - oznajmił z żalem. - Nie chcę - hik! Kariery! Bez niej!
W tym momencie kieszeń Wasyla się rozdzwoniła. Jedną ręką trzymając Tytka, drugą wyłuskał komórkę z portek.
- Halo! - warknął niecierpliwie do słuchawki.
- Wasyl, trzymaj gacie - oznajmił Piszczek po drugiej stronie. - Peszkin, Radek Majewski i Boruc właśnie pojechali do burdelu. Na dole jestem, widziałem jak wyłazili. Nawaleni całkiem galanto.
- O żeż jasna kurwa i stu milicjantów - jęknął Wasilewski. - Piszczu, zgarnij Krychę... Kogo tam sensownego masz jeszcze?
- Błaszcza - odparł Piszczek. - Akurat przylazł nas odwiedzić.
- Dobra, czekajcie na mnie, już lecę. Trzeba tych debili stamtąd wyciągnąć bo wszyscy wpadniemy w gówno po uszy.
Rozłączył się i spojrzał na zaaferowanego Wawrzyniaka, kóry stął obok od jakiejś chwili.
- Weź tego moczymordę pod prysznic i lej zimną wodę - skomenderował. - Jak wrócę ma być trzeźwy jak niemowlę. Jasne?
Kuba niemalże zasalutował.
- Rzuciła mnie! - jęknął Tytoń, chwiejąc się jak trawa na wietrze. - A ja bym jej szystko wypa -a - hik! Czył!
"To będzie długa noc" pomyślał ponuro Wasyl.

___________________________________________________________
W dzisiejszym odcinku zmierzyłyśmy się z hiszpańskim zgrzytem na linii Tygrys- Tulipanek, oraz alkoholowo- burdelowym problemem kadry :D
Życzymy miłego czytania!
                                                                              Fiolka&Martina


 -"Nie płacz Tytku pożyczę ci swój hełmofon a wtedy na pewno wygracie!"- rzekł Petr Cech :)



















Jeszcze małe Ogłoszenie Parafialne!
Ponieważ świetnie się  nam razem współpracuje, szykujemy nowy wspólny projekt pt" Siostrzyczki "- czyli jak z zawodnika Królewskich stać się siostrą zakonną z dalekiej Argentyny :D Banner i bohaterowie już uaktualnieni, więc zapraszamy do zaglądania. O pierwszym rozdziale poinformujemy niebawem! :D

7 komentarzy:

  1. Biedny Tytek, kurde... No znowu będę ryczeć, a właśnie dopiero przestałam po tym twoim opku o Xabim i Ikerze! Lily bardzo tego, szlachetnie, ale tak trochę głupio...
    A Wasylek ma normalnie urwanie głowy na tym zgrupowaniu :DDD

    OdpowiedzUsuń
  2. Co ty znowu tak na złe sprowadzasz naszą kadre narodową, pijani i w burdelu.... brzydko...
    ale i tak notka rewelacyjna...

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedny Tytoń, jakby szczerze porozmawiał z Lily to nie doszłoby może do takiej sytuacji. Oby się to wszystko dobrze skończyło. No i oby Wasyl zapanował nad sytuacją, bo trochę to zgrupowanie wyrwało się spod kontroli :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojoj, coś się nasi piłkarze rozbrykali. Ale, na stówę nasz Wasyl zapanuje nad sytuacją i ich wszystkich pozbiera (dosłownie i w przenośni) czekam na kolejny. Co do Waszego nowego projektu, to myślałam, że się posikam, hahahahaha. I ten cytat przy Xabi'm i Sergio, hahahaha posmarkałam się jak to przeczytałam xD Informujcie mnie no i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedny Przemek... Mam nadzieję, że pogodzi się z Lily. A Wasyl nie ma tam z nimi łatwego życia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Widzę impreza jak żadna inna xD
    Dlaczego mnie pijany Tytek rozwala na kolana? Popłakałam się ze śmiechu jak nic. Jeszcze ten burdel! Ciekawi mnie co dalej z tym będzie :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie dziwię się akcji z Przemkiem, widać, że mocno był zakochany w Lily i dla niej chciał zrobić dosłownie wszystko. To było do przewidzenia, że ze złości zaraz coś rozwali i się napije. Gorzej z tym całym zamieszaniem w hotelu i policją, mam nadzieję, że nic złego nie wycieknie na zewnątrz!
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń