Sevilla, o której wspominała
Lotte, nie dawała Lily spokoju. Przemek udzielał odpowiedzi
wymijających i bardziej mętnych niż Erwtensoep, czyli holenderska
grochówka, unikając starannie wyjaśnienia tematu.
- O nic się nie martw, kochanie
- rzekł, gdy Lily usiłowała go przycisnąć do muru któregoś
wieczora. - Tak sobie wszystko zawodowo poukładam, że nie będzie
żadnych problemów.
Otworzyła usta, żeby
zaprotestować, ale on spojrzał na nią spod tych długich, jasnych
rzęs i odebrał jej jakąkolwiek możliwość mówienia długim,
zachłannym pocałunkiem, tak namiętnym, że jej kolana zmiękły. A
potem, tak jakoś, nie było już czasu na rozmowę, ponieważ
zaczęli się kochać jak szaleńcy, z wykorzystaniem chyba
wszystkich kuchennych mebli, z pominięciem jedynie kuchenki, na
której dochodziła właśnie kolacja. Ryż się wprawdzie trochę
rozgotował, a wieprzowina w sosie słodko-kwaśnym bez trudu dawała
zjeść się łyżką, ale nikt nie narzekał.
Wobec tak niesprzyjających
czynnościom śledczym warunków w domu, Lily postanowiła zacząć
od innej strony. Złapała zatem na mieście Olę Toivonena,
zaciągnęła na kawę i starannie przesłuchała.
- O co chodzi z tą Sevillą? -
zapytała prosto z mostu.
Toivonen zmrużył oczy.
- Nie powinnaś o to pytać
Tytonia? - odpowiedział pytaniem.
- Tytoń odmawia zeznań -
odparła. - Wnioskuję z tego, że jest tu jakiś problem, ale z
Przemka nic nie wyciągnę.
Ola westchnął i zamieszał
kawę.
- Dobra, ale nie wiesz tego ode
mnie - zastrzegł się. - Dupę by mi skopał za to.
Lily niemal złamała w palcach
łyżeczkę.
- Do rzeczy - poprosiła.
- Rzecz jest taka, że Tytoń w
lidze siedzi na ławie, chociaż jest w zajebistej formie. Gra tylko
w pucharach. Dick czuje miętę do Watermana i nikogo innego miedzy
słupki nie puści, chociaż odkąd przyjechałaś Tytoń gra tak, że
Waterman może mu buty pucować. - wyłożył Ola.
- Ktoś tu nie mówił mi całej
prawdy - mruknęła Lily, czując jak na sercu lęgnie jej się
nieprzyjemny ciężar. - To miało być przejściowe i w ogóle.
Toivonen pokręcił głową.
- Nie jest - powiedział. -
Dopóki Dick jest trenerem, Tytoń ma przerąbane. A to oznacza, że
traci numer jeden w polskiej reprezentacji.
Dlaczego? Dlaczego on jej o tym
nie mówił? Dlaczego zapewniał, że wszystko jest w porządku? I
dlaczego ona, idiotka, w to wierzyła? Lily chwyciła się oburącz
za włosy.
- On jest dobrym bramkarzem, więc
europejskie kluby mają go na oku, między innymi Sevilla -
kontynuował Ola. - Chcą go wziąć w zimowym okienku transferowym,
a klub nie będzie robił problemów.
- No to chyba dobrze? - zapytała
z nadzieją Lily.
Ola popatrzył na nią z jakimś
dziwnym wyrazem twarzy.
- Ni cholery - odparł. - Tytoń
nie chce tam iść.
Panna Neumayer patrzyła na niego
niczym na prehistoryczną zębatą żabę.
- Jak to nie chce? - zapytała w
zdumieniu. - Chce siedzieć na ławie?
- Kiedy kończysz te swoje
badania tutaj? - zapytał znienacka Toivonen.
- W grudniu - odparła bez
zastanowienia. - A co?
- No właśnie - westchnął
Szwed. - Tak myślałem. On się chce w styczniu przenieść do St.
Pauli.
Łyżeczka wypadła z rąk Lily i
plusnęła do filiżanki, rozbryzgując dookoła kawę.
- St. Pauli w Hamburgu? Ale to
jest druga liga, na litość boską! Co on miałby tam robić?!
Tym razem w niebieskich oczach
Toivonena odmalował się niesmak.
- No już nie udawaj takiej tępej
- prychnął Szwed. - Wszyscy wiemy, że to przez ciebie. Poprzednia
laska przyprawiła mu rogi, kiedy przyjechał tutaj, ona w Polsce
została. A teraz dostał małpiego rozumu na twój temat i robi
wszystko, żeby być blisko ciebie.
- Słodki Jezu na bananie... -
jęknęła Lily. Niebo właśnie zaczęło jej się walić na głowę.
Wasyl skończył pakowac walizkę,
dopchnął zręcznie wieko kolanem, zamknął i spojrzał na zegarek.
Zaraz powinien pędzić na lotnisko, skąd miał lecieć do
Warszawy, na zgrupowanie kadry, ale wiedział, że nie ruszy się bez
pożegnania z Pią. Przez ostatnie kilka dni odbyli kilka spotkań,
które chyba można nazwać randkami, chociaż najśmielszą rzeczą
jaką na nich zrobili było trzymanie się za ręce. Tak jakby się
bali tego, co mogłoby stać, gdyby posunęli się nawet odrobineczkę
dalej. A mogłoby, oj mogło, bo Wasyl pragnął jej jak ostatni
wariat. Ale nie chciał skrzywdzić i prawdę mówiąc to się trochę
bał. Może nawet bardziej niż trochę. Bo co taki gość jak on
miałby do zaoferowania takiej kobiecie jak Pia? Jedyne co potrafi,
to kopać piłkę, co on może dać jej, tej mądrej, wyedukowanej
prawniczce? A nikt nie chce zostać odrzucony.
Z drugiej zaś strony było w
niej coś takiego, co przyciągało Wasyla jak magnes. Jakąś taką
bezbronność i wewnętrzne ciepło, ukrywane na co dzień za maską
chłodnego prawnika. I coś jeszcze, nieuchwytna obietnica czegoś,
czego Wasyl zawsze pragnął odnaleźć w kobiecie. Coś mówiło
Marcinowi, że ta kobieta oddałaby mu bez wahania całą siebie i
stałaby przy nim zawsze, bez względu na wszystko.
Wasyl westchnął, rzucił okiem
w lustro, nastroszył jednym ruchem ręki szczotkę włosów na
szczycie podgolonej głowy i z walizką w dłoni zszedł na dół.
Pia czekała na niego, oparta o
futrynę swoich drzwi, z takim uśmiechem na tej swojej drobnej buzi,
że serce Marcina, mógłby przysiąc, zaczęło mu wyskakiwać z
klaty niczym w kreskówce.
- Chciałam ci życzyć
szczęśliwej drogi - powiedziała. - I skopcie tyłki Angolom.
Roześmiał się.
- Załatwione, szefowo -
powiedział.
Objęła go w pasie.
- Będę ci kibicować - szepnęła
i delikatnie pocałowała go w usta.
Wasyl był gotów w tym momencie
skakać po dachach i wrzeszczeć z radości, lecz zamiast tego
uścisnął Pię lekko, chwycił walizkę i pomaszerował do
samochodu. Pomachała mu jeszcze, gdy odjeżdżał spod domu.
Wróciwszy do domu, zwolniona
wcześniej z laboratorium, w którym doprowadziła do jednej
niekontrolowanej reakcji chemicznej i jednego niewielkiego wybuchu,
Lily zamknęła się w łazience, gdzie płakała przez pół
godziny. Potem umyła twarz, usiadła przy stole w pokoju i napisała
list, który następnie włożyła do koperty. Kopertę zakleiła,
włożyła do torebki i pojechała do domu Przemka.
- Cześć tygrysico - Przemek w
przelocie cmoknął ją w czubek głowy. - Nie wiesz co ja zrobiłem
z czystymi gaciami? Przysiągłbym, że wisiały w łazience.
- Sprawdzałeś w szufladzie? W
sypialni? - Lily usiłowała brzmieć naturalnie, ale się nie udało.
Tytoń zahamował w pędzie i spojrzał na nią z troską.
- Coś się stało, tulipanku ty
mój? - zapytał.
- A, nic takiego - rzekła,
uśmiechając się blado. - Prawie wysadziłam dzisiaj lab.
Przytulił ją.
- Nie martw się, jeszcze
dostaniesz nagrodę Nobla.
- Pakuj się, bo się spóźnisz
- szepnęła mu w pierś.
- A! - zerknął na zegarek. - To
już tak późno? Gdzie te gacie?
Kiedy popędził do sypialni,
położyła na półeczce w korytarzu kopertę z listem, chociaż
wahała się przez chwilę. Wiedziała, że Przemek sprawdzi to
miejsce dopiero po powrocie, oczekując, że ona złoży tam całą
zaległą korespondencję.
- Przemek? - weszła do sypialni.
Jej ukochany wykonywał sobie właśnie rewizję w komodzie.
- O są! - wrzucił bieliznę do
walizki. - Tak, moja słodka?
- Czy ty... - zagryzła wargi. -
Czy ty chcesz zmieniać klub w zimie?
- Co? - spojrzał na nią tymi
swoimi oczyma, niebieskimi jak polskie niebo. - No będę chciał,
ale nie martw się, nigdzie daleko nie pojadę. Już mam coś w
Niemczech nagrane.
Serce Lily się ścisnęło. A
więc jednak. Zatem podjęła słuszną decyzję.
Przemek niczym przeciąg
przeleciał na korytarz, postawił otwartą walizkę pod ścianą,,
tracając przy tym półeczkę. Nie zauważył, że z półeczki
sfrunęła koperta i wylądowała wśród ciuchów. Popędził za to
do łazienki, notując w przelocie, że Lily stoi w sypialni,
wyglądając w zadumie przez okno, zgarnął przybory toaletowe,
wrzucił je do walizki, domknął ją i wydał radosny okrzyk.
- No!
Lily odprowadziła go do
samochodu.
- Jedź, tygrysie - powiedziała.
Pocałował ją w usta, wsiadł
do auta i tyle go widziała.
Pierwsze popołudnie na
zgrupowaniu odbyło się spokojnie. Zaliczono otwarty trening,
spokojną kolacyjkę, potem było trochę aktywności towarzyskiej,
ale wszystko bez ekscesów. Piekło zaczęło się dnia następnego.
Jakby mało było tego, że Wasyl, jako wicekapitan, zastępujący
kontuzjowanego Błaszcza, musiał wziąć udział w konferencji
prasowej, czego szczerze nie cierpiał, to potem sytuacja zaczęła
wymykać się spod kontroli. Zaczęło się po wieczornym treningu i
kolacji, kiedy wrócili do pokojów. Marcin akurat obgadywał
możliwość rozegrania partyjki FIFA na playstation z Glikiem i
Mierzejewskim, gdy nagle do pokoju wpadł zaaferowany Wawrzyniak.
- Wasyl! Jest problem! - wrzasnął
Rumiany, jeszcze bardziej rumiany niz zwykle.
- Nie wrzeszcz tak,
Wawrzyniaczku. Co jest? - zapytał Marcin rzeczowo.
- Tytek! - niebieskie oczka
Jakuba wychodziły z orbit, przepełnione zgrozą. - Zdaje się, że
rozwalił wam coś w pokoju! Wkurwił się czy coś!
Ta wizja wydała się Wasylowi
bardziej nierzeczywista, niż lądowanie małych zielonych ludzików
na Marsie.
- Co ty pierdolisz? - zapytał
bardzo niedyplomatycznie, podążając za Rumianym w stronę pokoju,
który zajmował razem z Tytkiem.
- No sam zobaczysz!
No i zobaczył. Poszła nocna
lampka, jakiś wazonik i szkło w niewielkim obrazku na ścianie.
Sprawca zniszczeń siedział na swoim łóżku, blady jak płótno i
wpatrywał się w kartkę papieru.
- Tytek? Co jest? - zapytał
zdumiony stoper.
- Nic - odparł Tytoń, głosem
człowieka duszonego intensywnie. - Absokurwalutnie nic.
Podarł kartkę, cisnął strzępy
na podłogę i wyszedł.
- Rumiany, dawaj tu obsługę
hotelową - zarządził Wasyl. - Powiedz im, że parę rzeczy w
naszym pokoju się stłukło. Zapłacę za nie.
Wyjaśniwszy kwestię zniszczeń
z obsługą i zyskawszy zapewnienie, że to nie wycieknie, Wasyl
poszedł do Glika rąbnąć w tę FIFA, bo czuł, że się musi
odstresować. Coś tu się działo, a on nie wiedział co. Wkurwiało
go to.
Gra podziałała nieźle, już
się zaczynał wyluzowywać, rozwalając swoim Realem Glika w drobny
mak, gdy w drzwiach pokoju objawił się Szczęsny.
- Tytoń się schlał jak świnia
- powiadomił. - Mnie to rybka, może dzięki temu zagram, ale zrób
coś z tym, bo będzie syf.
Marcin zerwał się na równe
nogi.
- Trzymaj tę swoją niewyparzoną
mordę na kłódkę, to nie będzie żadnego syfu - pouczył
bramkarza. - Gdzie on jest?
Szczęsny wzruszył ramionami.
- U Boruca i Peszkina.
Przed drzwiami pokoju
wymienionych piłkarzy stał Lewy, z miną jakby kot mu naszczał w
buty.
- Co mu odjebało? - zapytał,
patrząc pogardliwie na zwisającego z łóżka w artystycznej pozie
Tytonia.
- Nie twój interes. Zawołaj mi
tu Wawrzyniaka. - rozkazał Marcin.
Usiadł przy Tytoniu i poklepał
go po twarzy.
- Tytek, ej!
Bramkarz otworzył jedno oko.
- Ona mje szuciła - oznajmił. -
Kobiety to fiepsze.
Wasyl doprowadził kumpla do
pozycji z grubsza siedzącej.
- Kto cię rzucił i czemu żeś
się tak schlał, sieroto? - zapytał.
- Lily! - jęknął bramkarz. -
Lis - hik! - czknął rozgłośnie. - List mi ssssostafiła!
Ffalisce!
Wyprostował się znienacka.
- Ja dla niej do drugiej
bundesligi chciałem iść, a ona mnie rzuciła! Dla mojego dobra! Bo
nie chce mi kariery - hik! Niszczyć! - oznajmił z żalem. - Nie
chcę - hik! Kariery! Bez niej!
W tym momencie kieszeń Wasyla
się rozdzwoniła. Jedną ręką trzymając Tytka, drugą wyłuskał
komórkę z portek.
- Halo! - warknął niecierpliwie
do słuchawki.
- Wasyl, trzymaj gacie - oznajmił
Piszczek po drugiej stronie. - Peszkin, Radek Majewski i Boruc
właśnie pojechali do burdelu. Na dole jestem, widziałem jak
wyłazili. Nawaleni całkiem galanto.
- O żeż jasna kurwa i stu
milicjantów - jęknął Wasilewski. - Piszczu, zgarnij Krychę...
Kogo tam sensownego masz jeszcze?
- Błaszcza - odparł Piszczek. -
Akurat przylazł nas odwiedzić.
- Dobra, czekajcie na mnie, już
lecę. Trzeba tych debili stamtąd wyciągnąć bo wszyscy wpadniemy
w gówno po uszy.
Rozłączył się i spojrzał na
zaaferowanego Wawrzyniaka, kóry stął obok od jakiejś chwili.
- Weź tego moczymordę pod
prysznic i lej zimną wodę - skomenderował. - Jak wrócę ma być
trzeźwy jak niemowlę. Jasne?
Kuba niemalże zasalutował.
- Rzuciła mnie! - jęknął
Tytoń, chwiejąc się jak trawa na wietrze. - A ja bym jej szystko
wypa -a - hik! Czył!
"To będzie długa noc"
pomyślał ponuro Wasyl.
___________________________________________________________
W dzisiejszym odcinku zmierzyłyśmy się z hiszpańskim zgrzytem na linii Tygrys- Tulipanek, oraz alkoholowo- burdelowym problemem kadry :D
Życzymy miłego czytania!
Fiolka&Martina
-"Nie płacz Tytku pożyczę ci swój hełmofon a wtedy na pewno wygracie!"- rzekł Petr Cech :)
Jeszcze małe Ogłoszenie Parafialne!
Ponieważ świetnie się nam razem współpracuje, szykujemy nowy wspólny projekt pt" Siostrzyczki "- czyli jak z zawodnika Królewskich stać się siostrą zakonną z dalekiej Argentyny :D Banner i bohaterowie już uaktualnieni, więc zapraszamy do zaglądania. O pierwszym rozdziale poinformujemy niebawem! :D
___________________________________________________________
W dzisiejszym odcinku zmierzyłyśmy się z hiszpańskim zgrzytem na linii Tygrys- Tulipanek, oraz alkoholowo- burdelowym problemem kadry :D
Życzymy miłego czytania!
Fiolka&Martina
-"Nie płacz Tytku pożyczę ci swój hełmofon a wtedy na pewno wygracie!"- rzekł Petr Cech :)
Jeszcze małe Ogłoszenie Parafialne!
Ponieważ świetnie się nam razem współpracuje, szykujemy nowy wspólny projekt pt" Siostrzyczki "- czyli jak z zawodnika Królewskich stać się siostrą zakonną z dalekiej Argentyny :D Banner i bohaterowie już uaktualnieni, więc zapraszamy do zaglądania. O pierwszym rozdziale poinformujemy niebawem! :D
Biedny Tytek, kurde... No znowu będę ryczeć, a właśnie dopiero przestałam po tym twoim opku o Xabim i Ikerze! Lily bardzo tego, szlachetnie, ale tak trochę głupio...
OdpowiedzUsuńA Wasylek ma normalnie urwanie głowy na tym zgrupowaniu :DDD
Co ty znowu tak na złe sprowadzasz naszą kadre narodową, pijani i w burdelu.... brzydko...
OdpowiedzUsuńale i tak notka rewelacyjna...
Biedny Tytoń, jakby szczerze porozmawiał z Lily to nie doszłoby może do takiej sytuacji. Oby się to wszystko dobrze skończyło. No i oby Wasyl zapanował nad sytuacją, bo trochę to zgrupowanie wyrwało się spod kontroli :D
OdpowiedzUsuńOjoj, coś się nasi piłkarze rozbrykali. Ale, na stówę nasz Wasyl zapanuje nad sytuacją i ich wszystkich pozbiera (dosłownie i w przenośni) czekam na kolejny. Co do Waszego nowego projektu, to myślałam, że się posikam, hahahahaha. I ten cytat przy Xabi'm i Sergio, hahahaha posmarkałam się jak to przeczytałam xD Informujcie mnie no i pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńBiedny Przemek... Mam nadzieję, że pogodzi się z Lily. A Wasyl nie ma tam z nimi łatwego życia.
OdpowiedzUsuńWidzę impreza jak żadna inna xD
OdpowiedzUsuńDlaczego mnie pijany Tytek rozwala na kolana? Popłakałam się ze śmiechu jak nic. Jeszcze ten burdel! Ciekawi mnie co dalej z tym będzie :D
Pozdrawiam!
Nie dziwię się akcji z Przemkiem, widać, że mocno był zakochany w Lily i dla niej chciał zrobić dosłownie wszystko. To było do przewidzenia, że ze złości zaraz coś rozwali i się napije. Gorzej z tym całym zamieszaniem w hotelu i policją, mam nadzieję, że nic złego nie wycieknie na zewnątrz!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*