środa, 27 marca 2013

Rozdział 12


Burdel, oficjalnie zwący się agencją towarzyską "Red Rat", znajdował się na Pradze, a dokładniej w kamienicy na Ząbkowskiej, nie tak znowu daleko od Hyatta w którym stacjonowali polscy piłkarze. Samochód, wynajęty przez Błaszcza, zaparkował przed tym przybytkiem uciech ziemskich, o włos mijając się z hydrantem. Kilkadziesiąt metrów za nim w boczną uliczkę skręcił, zupełnie niezauważony przez zaaferowaną grupę ratunkową, dość mocno poobijany opel corsa.
- Piszczu, ulica czysta?
Piszczek wystawił głowę przez okno samochodu.
- Czysta.
- Dobra panowie - zagaił Wasyl. - Jakie mamy opcje?
Kuba westchnął, aż zaparowała przednia szyba przed jego nosem.
- Opcje mamy, kurwa, takie, że musimy stąd wyciągnąć tych debili - odparł.
- Błaszczu, tylko spokojnie - Marcin zamachał ręką w powietrzu. - Wszystko ma się odbyć bezszmerowo. Żadnych awantur, bo będzie kanał.
Pomyślał chwilę.
- Plan jest taki - oznajmił. - Któryś z was, Piszczu najlepiej, idzie i zagaja do laski w recepcji, żeby się dowiedzieć gdzie te głąby siedzą.
- Czemu Piszczu? - chciał wiedzieć Krycha.
- Bo ma najlepsze podejście do bab. Jak zamruga tymi swoimi niebieskimi patrzałkami, to laska mu wszystko powie od razu. Błaszczu jest wkurwiony i nad sobą nie panuje, ty nie masz bajery, a ze mnie podrywacz jak z koziej dupy wiolonczela. Jasne?
Krycha skinął głową.
- Dobra - Marcin zacisnął wargi. - To idziemy. I pamiętajcie, po cichu i bez rozpierdolu.
Wysiedli z samochodu, nie zauważając, że kierowca opla wystawił przez uchylone okno teleobiektyw i właśnie namierzał Wasyla, kładącego rękę na klamce drzwi salonu masażu.
- O tak, pięknie - zamruczał. - Żeby się i neonik w kadr załapał. Uśmiech proszę, panie Wasilewski! Premia od Poolsa gwarantowana!
Strategia opracowana przez Marcina okazała się skuteczna. Hoża dziewoja w recepcji, obciśnięta gorsetem do granic możliwości, poddała się urokowi Piszcza bez reszty i pchając mu bezwstydnie przed oczy swe silikonowe wdzięki o rozmiarach dorodnych arbuzów, wyjawiła iż trzej poszukiwani osobnicy znajdują się w pokoju numer 10.
- To na piętrze, schody są tam - wionęła Piszczkowi w samo ucho. - Zawołaj mnie, jeśli będziesz potrzebował się rozluźnić.
- Jasne - Łukasz wyszczerzył zęby w uśmiechu, wycofując się jednocześnie tyłem w stronę kolegów.
Pokój znaleźli bez trudu, pukaniem zaś Wasyl sobie głowy nie zawracał. Po prostu otworzył drzwi i wkroczył do środka. Po czym zamarł, jak rażony gromem, a kumple władowali mu się z impetem na plecy.
Na stojącym na środku pomieszczenia stole tańczył Peszkin, ubrany jedynie w gacie, oraz czerwony, jedwabny gorset. Jego właścicielka zaś, w zasadzie rozdziana kompletnie, bo sznurkowe stringi okrywały niewiele, zajmowała się właśnie zdejmowaniem spodni z bardzo zadowolonego Boruca, rozwalonego na wielkim, różowym łożu. Majewski zaś znajdował się na czerwonej sofie pod oknem, niezmiernie zajęty obłapianiem dwóch pozostałych dam negocjowalnego afektu.
- Jestem Bogiem futbolu! - ryknął Peszko. - Jeeezdem Messi!
Wasyl wykonał facepalma, pozostała trójka ratowników prychnęła śmiechem.
- Cześć chłopaki - Boruc na moment przerwał karesy. - Wpadliście się zabawić?
- Koniec imprezy - oznajmił stanowczo Wasyl. - Wracacie do hotelu.
- Jezdem Ibra! - ogłosił Peszkin ze stołu, po czym czknął i zleciał na podłogę.
- Dziadziejesz, Wasyl - oznajmił Boruc. - Już nie umiesz imprezować. Nie pamiętasz jak to kiedyś bywało?
- Czy ja kiedykolwiek, kurwa, zalewałem pałę przed meczem, debilu? - zapytał Wasyl retorycznie. - Wciągaj gacie, grzecznie proszę.
Artur wzruszył tylko ramionami. Dziewczyna, która zdjęła mu wcześniej portki, siedziała na brzegu łóżka ze znudzoną miną.
- Boruc, nie rób siary - Kuba poczerwieniał ze złości. - Wiesz jakiego gówna nam możecie narobić, jak to trafi do mediów?
Dziewczyny zajmujące się Majewskim odsunęły się od niego, widząc, że coś się święci.
- Ale o co cho...? - wybełkotał.
Tymczasem Peszko wpełzł pod stół.
- Tu sssostanę - oznajmił. - To moja rezydencja!
- Artek, kurwa, włącz mózg - zaapelował Wasyl do kumpla. - Nie wpierdalam się w to co robisz w swoim wolnym czasie, ale teraz jesteś, kurwa, na zgupowaniu.
- Dobra, mała - Boruc klepnął prostytutkę w tyłek. - Chyba przełożymy naszą randkę na kiedy indziej.
- Peszkin, wyłaź - Piszczek zajrzał pod stół.
- Nie wyjdę! - wrzasnął Peszko.
Tymczasem Majewski usiłował wbić głowę w rękaw koszuli. Krycha, mnąc pod nosem rozmaite niecenzuralne wyrazy zaczął mu pomagać w ubieraniu się.
- Wasyl, oni mi przekręcili licznik! - załkał Peszkin pod stołem. - Ratuj!
- Ja pierdolę - Kuba spróbował wyciągnąć Peszkina za nogi. - No wyłaź, debilu gwieździsty!
Marcin wsadził głowę pod stół.
- Jak zaraz z nami nie pójdziesz to przyjdą niemieckie gliny i wsadzą cię na dołek - postraszył.
- Ja nic nie zrobiłem! Ja jestem Ronaldo! - zaprotestował Peszko chwytając kurczowo stołową nogę.
- Ronaldo, jest sprawa - Kuba chwycił się podstępu. - Trzeba zagrać mecz przeciw Barcy!
- Idę! - Peszko jął się gramolić spod stołu. - Albo nie idę! Chryyystusie niebieski! Idę!
W tym momencie Wasyl złapał go za ramiona i wywlókł na otwartą przestrzeń.
Po niejakiej chwili wszyscy trzej balangowicze byli odziani we właściwą odzież i gotowi do opuszczenia lokalu. Najmniej pijany Boruc szedł samodzielnie, Majewskiego prowadzili Krycha i Piszczu, natomiast Peszce nogi odmówiły posłuszeństwa, więc Wasyl po prostu przerzucił go sobie jak wór ziemniaków przez ramię.
- Spływamy - zarządził Błaszczu.
Do hotelu dojechali bez problemów, jeśli nie liczyć jednego przystanku z konieczności, ponieważ Peszkinowi zrobiło się niedobrze. Szczęśliwie nie zapaskudził samochodu, ani żadnego z pasażerów, można było więc jechać dalej.
Zaparkowali w podziemnym parkingu, po czym wemknęli się do budynku bocznym wejściem, dla personelu, konspirując niczym don Pedro de Pomidorre. Szczęśliwie jednak nikogo z obsługi po drodze nie było, przemknęli zatem do windy, która po krótkiej chwili zatrzymała się na ich piętrze. Korytarz po kilku metrach skręcał pod kątem prostym, zatem idący na szpicy Kuba przywarł do ściany i ostrożnie wyjrzał za róg.
- Kurwa - syknął, cofając się. - Waldek idzie!
Wasyl błyskawicznie ocenił sytuację. Boruc stał i trzymał pion, Majewski, podparty przez Krychowiaka i Łukasza też, gdyby nie otworzyli gąb, to mogłoby się może udać...
- Peszko! - syknął rozpaczliwie Piszczek.
W tym momencie Marcin uświadomił sobie, że trzyma przerzuconego przez ramię nieprzytomnego Peszkina. Rozejrzał się dookoła, usiłując panicznie znaleźć jakieś rozwiązanie.
Na jego szczęście jedna z pokojówek zostawiła pod ścianą pojemnik na brudną pościel, będący właściwie wielkim, płóciennym worem na stelażu wyposażonym w kółka. Wasyl wrzucił Peszkina do tego wora i przyrzucił bielizną pościelową, na sekundę przed pojawieniem się Fornalika.
- A, chłopcy, jeszcze nie śpicie? - zdziwił się trener.
- Właśnie idziemy nynać - odparł Wasyl, uśmiechając się szeroko. - Trzeba być w dobrej formie przecież!
- Słusznie - zauważył Fornalik, przyglądając się malowniczej grupie. - Wyglądacie na zmęczonych.
W tym momencie z pojemnika na pościel dobył się jakiś bulgotliwy pomruk. Marcin bez namysłu zgiął się w pół, łapiąc się za brzuch.
- Gazy - wyjaśnił. - Ta cielęcinka jednak chyba powoduje wzdęcia.
- Przereklamowana, panie trenerze - rzekł smutno Piszczek.
- Absolutnie - dorzucił Krycha.
- No, mnie też dzisiaj wzdymało! - podłączył się Kuba.
Pojemnik zabulgotał znowu.
- No widzi pan, trenerze - Wasyl przystroił oblicze w przepraszający uśmiech. - Chyba muszę do łazienki.
- Nie będę was zatrzymywał w takim razie - rzekł Fornalik z troską, naciskając przycisk przywołania windy. - Trzeba będzie pogadać z kucharzem. Dobranoc, chłopcy.
Znikł w kabinie windy.
- Chodu! - skomenderował Wasyl, jednym gestem wywlekając Peszkina z pojemnika.
Do pokojów dotarli w tempie astronomicznym.
- A teraz wszyscy grzecznie do łóżeczek i spać - zarządził Wasyl. - Błaszczu, ty też leć do siebie. Boruc, bujaj dupsko do pokoju.
Kiedy bramkarz otworzył drzwi, Wasyl z ulgą zwalił wciąż nieprzytomnego Peszkina na łóżko.
- Pilnuj, żeby ta łajza nigdzie nie polazła - powiedział do Boruca.
- Spoko - Artur ziewnął przeraźliwie.
- I jeszcze jedno - Marcin zatrzymał się z dłonią na klamce. - Jeśli chcesz przepić swoją karierę to nie mój interes, ale Tytka w to nie mieszaj.
- Duży jest - mruknął Boruc. - Sam decyduje.
- I chuj mnie to obchodzi - Wasyl nie dawał się zbić z pantałyku. - Zobaczę, że ciągniesz go na popijawę, to ci nogi z dupy powyrywam, jasne?
- Dobra, mamuśko - odpowiedział Boruc. - Jak se chcesz.
Na rannym treningu drużyna prezentowała sobą obraz zróżnicowany. Niektórzy byli rześcy i wypoczęci, niektórzy zaś bladzi i zmięci. Do tych ostatnich niewątpliwie zaliczał się Tytoń, niemrawy, z worami pod oczyma i nie mogący się oderwać od butelki napoju izotonicznego. Trener obserwował go z niejaką troską.
- Przemek, czy tobie też zaszkodziła ta cielęcina? - zapytał.
- Co? - zdziwił się Tytoń. - Jaka cie...
Stojący nieopodal Wasyl szturchnął go dyskretnie pod żebra.
- A, cielęcina! - wykrzyknął bramkarz. - No wie pan, że chyba tak? Coś się dzisiaj nie najlepiej czuję, ale zobaczy pan, jutro będę jak nowy!
Boruc udał, że ociera rękawem nos, ukrywając uśmiech.
Wydawało się, że Fornalik uwierzył w złowieszczą cielęcinę, do tego stopnia, że po treningu i konferencji prasowej udał się nawet pogadać z kucharzem, pozostawiając swoich podopiecznych w hotelowym lobby.
Tamże kręciła się pewna celebrytka, z ambicją zostania WAG, niejaka Natalia Siwiec, wabiąc reprezentantów swymi dmuchanymi kształtami. Pogadując to z tym, to z owym, krążyła po lobby, najczęściej jednak przystając tam, gdzie znajdowali się akurat Tytoń i Wasyl. Wreszcie, kiedy panowie usiedli sobie przy stoliku w kącie z filiżankami mocnej kawy, Siwiec zaparkowała w fotelu nieopodal i nawiązała luźną pogawędkę z młodym Koseckim i Robertem Lewandowskim.
- Jak się czujesz? - Wasyl spojrzał na przyjaciela.
- A jak myślisz? - Tytoń wyglądał jak uosobienie smętku. - Ja ją kocham! A ona złamała mi serce!
- Przemek, jutro gramy mecz - rzekł łagodnie Wasyl. - Skoncentruj się na tym.
- Czy ty serca nie masz, Wasilewski? - zapytał Przemek z wyrzutem.
- Mam i rozumiem twój ból - odparł spokojnie Marcin. - Ale jak się zatopisz w piłce, to ci będzie łatwiej nie mysleć o tym, rozumiesz? Wiem co mówię. Piłka mnie tak ratowała nieraz.
- Mówisz? - w oczach Tytonia zabłysła nadzieja.
Wasyl poklepał kumpla po ramieniu.
- Jasne.
Chwilę później został przy stoliku sam, bo Tytek musiał na stronę. Wasyl zadzwonił zatem do Pii, upewnił się, że jest bezpieczna i zapytał, czy ma zamiar powiadomić policję o tym zajściu z nożownikiem. Pewnie i tak nie dojdą do Felixa, ale może dobrze by było jednak...?
- Głupol - powiedziała Pia czule. - Dawno już to zrobiłam, chociaż nic z tego raczej nie wyniknie. Ale nie martw się, jestem bezpieczna. Myśl tylko o meczu, dobrze?
- Postaram się - obiecał Wasyl, chociaż wiedział, że obietnicy nie dotrzyma.
Zakończywszy rozmowę dopił kawę, nieświadom tego, że cały czas obserwuje go człowiek z opla, paparazzi najęty przez Poolsa, wbity w kąt i zasłonięty gazetą.
Tytoń gdzieś się zaposiał i Marcinowi znudziło się samotne kwitnięcie przy stoliku. Rozejrzał się po sali, zlokalizował Glika i Krychę i podążył w ich kierunku. Zbliżał się właśnie do fotela, zajmowanego przez Siwiec, gdy Lewy wpadł na pomysł znakomitego, w jego mniemaniu dowcipu i podstawił mu nogę. Wasyl rymnął jak długi, a uczynił to tak niefortunnie, że nosem zanurkował akurat między bufory Natalii. Uszczęśliwiony paparazzi cykał zza gazety fotkę za fotką, a Lewy ryczał ze śmiechu, reszta chłopaków również była ubawiona.
- Zawsze wiedziałam, że między nami jest chemia, ale tego się nie spodziewałam - zamruczała Siwiec, obejmując Marcina.
- Taaa, chemia, fizyka i do tego geografia - płonący purpurą Wasyl wydłubał się z jej dekoltu i objęć. - Weź się kobieto oddal ode mnie.
- To ty na mnie zleciałeś, misiu - zaprotestowała Siwiec.
- Przypadkowo - warknął. - Ten debil podstawił mi nogę. Przetrąciłbym ci ją Lewandowski, ale niestety, mamy kurwa, mecz do zagrania.
- Odwal się - odpyskował Lewy. - W ogóle nie masz poczucia humoru!
- Za to ty za trzech - Wasyl był zdecydowanie wściekły. - A jak bym se coś uszkodził, ptasi móżdżku?
- Mała strata - rzekł szyderczo Lewandowski.
Wasyl oddalił się na rozsądną odległość, miał bowiem szaleńczą ochotę udusić Lewego gołymi rękami, jednak duszenie głównego napastnika dzień przed meczem nie było najlepszym pomysłem. Nie, żeby napastnik się specjalnie przydał, bo jedynego gola dla Polaków w tym meczu strzelił Glik, zapewniając Polsce remis z Anglią. Dodatkowo Wasyl na samiućkim początku meczu zaliczył lekką wtopę, niesiony bowiem duchem bojowym zakrzyknął zaraz po hymnie gromko "Dawać, kurwa, dawać!", chcąc zmobilizować chłopaków do walki. Nie uwzględnił jednak bliskości i mocy mikrofonów i okrzyk poszedł w eter, ku niezmiernej wesołości kibiców i internautów.
Zaraz po meczu zaś nastąpiła katastrofa. Hamburski szmatławiec opublikował ciut wcześniej na swojej stronie artykuł o eskapadach polskich reprezentantów i nader chętnie podzielił się materiałami z polskimi mediami. Na pomeczowej konferencji większość pytań dotyczyło rozrywek piłkarzy a nie przebiegu spotkania, przy czym główną ofiarą padł Wasyl, bo tylko jego z nazwiska i gęby wskazał szmatławiec.
Wyżęty po konferencji Marcin uciekł do swego pokoju, ale i tam długo nie usiedział w spokoju. Zadzwonił do niego Tytek, który został na dole, wydany na pastwe dziennikarzom.
- Włącz telewizor - powiedział grobowym głosem. - Masz przejebane do reszty.
Marcin włączył, po czym omal nie eksplodował z furii. Na ekranie produkował się Lewy, opowiadajac o tym, jak to nie otrzymuje podań od kolegów i dlatego nie strzela goli.
- A co pan sądzi o pozapiłkarskich wyczynach pańskich kolegów? - zapytał dziennikarz. - Pijaństwo, wizyta w burdelu, czy sportowcowi to przystoi?
- Ja prowadzę sportowy tryb życia - nadął się Lewy. - Wiem, że Wasyl ostatnio zdecydował się na wizytę w takim przybytku, może miał swoje powody, ale to jego sprawa, nie moja.
- A to Lewodupski w ucho szarpany - rzekł osłupiały Wasyl. - Czy on w ogóle ma, kurwa, jakiś mózg? Toż ujebał mnie teraz na maksa!
- Zaraz przyjdę - westchnął Tytoń. - Do dupy z tym wszystkim...
Rano Wasyl dowiedział się, że został zawieszony jako reprezentant, on i tylko on, bo innych członków eskapady burdelowej nie udało się ustalić. Zadzwonił zaraz do klubu, dowiedzieć się jak tam wygląda jego sytuacja. Okazało się, że oficjalnych konsekwencji nie będzie, ale może liczyć na dłuższe wakacje na ławce.
Jechał więc do Niemiec, czując się jak zbity pies. Gówno się wylało, w całości na niego i za co? Chciał tylko ratować sytuację. I jego dobry uczynek został przykładnie ukarany. Miał tylko nadzieję, że Pia na niego czeka. Ona jedna go nie zawiedzie i zrozumie, gdy jej wszystko wytłumaczy.
Po drodze z lotniska kupił jeszcze kwiaty i pojechał czym prędzej do domu. Nie wziąwszy nawet walizki wyskoczył z samochodu, biegnąc pod drzwi mieszkania Pii.
Otworzyła, blada i pochmurna.
- Wróciłem - rzekł i podetknął jej kwiaty. - Proszę.
Obrzuciła je zimnym spojrzeniem.
- Panienkom z burdelu też je wręczasz? - zapytała.
Wasylowi zrobiło się gorąco.
- Pia, musimy pogadać - rzekł spiesznie. - Ja ci wszystko wytłumaczę.
Sięgnęła za siebie, po czym rozwinęła mu przed nosem gazetę. Na pierwszej stronie królowały dwa zdjęcia, on wchodzący do burdelu i on, gruntujący nosem dekolt Siwiec.
- To też?
- Kurwa - wymsknęło mu się. - Tak, to też ci wytłumaczę. Wszystko!
- Zaufałam ci - wysyczała. - Otworzyłam się przed tobą jak przed żadnym innym facetem. A ty to wszystko utytłałeś w gównie!
- Możesz mnie posłuchać? To nie było tak, jak pisali w tym szmatławcu! - Wasyl czuł, że ziemia zaczyna mu się rozwierać pod stopami. - Mogę ci wszystko wyjaśnić, tylko mnie wysłuchaj! Proszę!
- Nie chcę cię słuchać! - wrzasnęła. - Nie chcę słuchać kolejnego steku kiepskich wymówek! Jesteś taką samą świnią jak wszyscy!
Oczy Wasyla zapłonęły.
- Wiesz co? Miałem cię za kogoś innego chyba - powiedział. - Myślałem, że potrafisz zrozumieć, że nie sądzisz pochopnie. A ty dajesz wiarę im, na ślepo, nie dając mi szansy się bronić. Wiesz, że piszą same łgarstwa, wiesz jaki jestem. I wolisz wierzyć pismakom, a mnie nie słuchasz.
- Wyjdź stąd - rzekła Pia zimnym głosem.
Wyszedł. A ona usiadła pod drzwiami i płakała jak małe dziecko.

___________________________________________________________________________
Kolejna odsłona naszego blogaska, w dzisiejszym odcinku ponownie ogarniamy burdel w reprezentacji i ukazujemy jaka jest naga prawda. Mamy nadzieję, że wam się podoba. 
Jak nastroje po przedłużonym piłkarskim weekendzie? Powstrzymaliśmy San Marino!
Szczególne podziękowania kierujemy do naszego czołowego napastnika, Robercika! 

Gdyby nie on, panowie z San Marino niechybnie by nas ograli. Szkoda, że Watykan nie ma reprezentacji, na pewno spotkanie z nimi byłoby grą na samym szczycie :D
                                                                 Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)
 







14 komentarzy:

  1. z każdym rozdziałem robi się coraz bardziej ciekawie ^^
    masz talent do pisania :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Te brukowce i mąż Pii zrujnują Wasylowi życie. Nie dość, że chłopak tak się starał, żeby cała sprawa z burdelem nie wyszła na jaw to został oczerniony. Szkoda, że Pia nie dała mu szansy się wytłumaczyć, przecież wie jaki jest jej mąż i że mógłby być do takiego czegoś zdolny.
    Czekam na nowość :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wasyl robił co mógł, żeby się nie wydało, no ale cóż. Ludzie Felixa :/
    Pia musi go wysłuchać. I do tego Lewy, który wkurza mnie i w świecie realnym i fikcyjnym!
    Życie Wasyla i Przemka się sypie jak nasza reprezentacja.
    Ale akcja z Peszką pod stołem była świetna :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Śledzę to opowiadanie od jakiegoś czasu i ilekroć czytam nowy rozdział- śmieję się do monitora:) Wasyl, dobroduszny człowiek próbował ogarnąć burdel i jeszcze mu się za to dostało. Peszko miał niezłe odloty;D Mam nadzieje, że Wasyl i Pia wszystko sobie wyjaśnią.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Lewandowski mnie wkurza.. jak mógł tak powiedzieć?!
    Szkoda, że Pia nie dała wytłumaczyć Wasylowi wszystkiego :(
    Dostało mu się za pomoc kolegą.
    Mam nadzieję, że wszystko sobie wytłumaczą i szybko pogodzą ze sobą :)
    "Ronaldo, jest sprawa Trzeba zagrać mecz przeciw Barcy!" - świetne
    Cały blog jest cudowny <33 Uwielbiam go.

    OdpowiedzUsuń
  6. Maaaaaaaaaaaaajciu, a to się porobiło! A już tak fajnie między Pią i Wasylkiem było, to musiał ten Felix durnowaty wszystko popsuć! I biednemu Wasylkowi się wszystko na głowę wali :((((

    OdpowiedzUsuń
  7. Popłakałam się ze śmiechu przez ten burdel.
    Wredna cielęcina wszystkich ukatrupi.

    Wasyl, biedaku :( W co ci ludzie chcą się wpakować? :(

    OdpowiedzUsuń
  8. Wasyl obronił tyłki kolegów i w konsekwencji sam wpakował się w tarapaty...Szuja Felix w końcu dopiął swego, a już było tak pięknie...Mam nadzieję, że Pia szybko dowie się jak było naprawdę...Czekam z niecierpliwością na następny:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Pojawił się prolog na http://firmera-en-el-amor.blogspot.com/. Mam nadzieję że spodoba ci się to opowiadanie. Jeśli chcesz, będę starała się informować :) Liczę również na rewanż :)

    Czekam na kolejny. Strasznie mi go szkoda. Mam nadzieję że się pogodzą :(

    OdpowiedzUsuń
  10. Biedny Marcin...Liczę na to, że wszystko się wyjaśni, a Pia zechce go wysłuchać i on wytłumaczy jej wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  11. Biednemu Wasylkowi się oberwało za kolegów :D Mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku i Pia mu uwierzy. :/
    Ta akcja w burdelu-niezłe :D.Masz talent dziewczyno!
    Pisz szybko nie mogę się doczekać następnego. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamy talent, piszemy to we dwie, dlatego jesteśmy podpisane Fiolka&Martina. Dodaję, to ze swojego profilu, żeby było łatwiej :)

      Usuń
  12. Akcja w "przybytku uciech ziemskich" & Peszko no po prostu chapeau bas ! :))

    OdpowiedzUsuń