Szmatławiec Felixa zdołał wydrukować jeszcze kilka artykułów na
temat Marcina, sugerujących iż rozpija on niewiniątka z Hamburgera
i demoralizuje drużynę. Wywlekli także starą awanturę, wywołaną
przez Peszkę w taksówce, w Kolonii. Wasyl, towarzyszący Peszkinowi
w tej eskapadzie, oberwał wtedy niejako rykoszetem i za niewinność,
o mały włos nie wyleciawszy z reprezentacji Polski. Oczywiście
dziennikarze brukowca nie omieszkali tego wywlec, czyniąc z
Wasilewskiego głównego awanturnika i sugerując iż usiłował
nieszczęsnego taksówkarza pobić. Zaraz potem do akcji wkroczył
kolega Pii. Elegancją i ogólną prezencją w pełni godną
angielskiego lorda skojarzył się on Wasylowi z Xabim Alonso, zaraz
potem jednak zaprezentował zajadłość i brutalność właściwą
raczej Pepe. Redakcja, chwycona żelaznym uściskiem za najczulsze
miejsce, zaczęła cienko śpiewać i ograniczyła radosną twórczość
na temat Wasyla do komentowania jego boiskowej brutalności. A to
Marcin miał głęboko w nosie.
- Takie rzeczy mogą sobie pisać - oznajmił.
Schylił się po kamyk i puścił po morskich falach imponującą
kaczkę.
Pia siedziała na pobliskim murku, machając nogami i wcinając
jabłko. Wspólne spacery po plaży zaczynały im wchodzić w nawyk,
od czasu tamtej rozmowy nad schabowymi.
- Nie przeszkadza ci, że robią z ciebie brutalnego osiłka? -
zapytała, między jednym kęsem a drugim.
Wzruszył ramionami, zapatrzony w morze.
- Mam to gdzieś.
- Przecież ty taki nie jesteś - drążyła Pia.
- Znaczy jaki?
- Znaczy tępy brutal. Ani na boisku, ani poza.
Wasyl spojrzał na nią przez ramię.
- A skąd ty wiesz, jaki ja na boisku jestem? - zapytał, uśmiechając
się lekko. - Myślałem, że nie lubisz piłki.
Pia uśmiechnęła się szeroko i zgrabnym ruchem wrzuciła ogryzek
do pobliskiego kosza.
- Powiedzmy, że ostatnio zaczęłam oglądać mecze - zeskoczyła z
murka. - I nie widzę żadnych dowodów na twoją rozszalałą
brutalność.
- Nie chcę ci wypominać - stoper zalśnił zębami w rekinim
uśmiechu - ale nie tak dawno temu nazwałaś mnie wrednym chamem.
Objęła Wasyla jedną ręką w pasie.
- A także zakutym, pyskatym łbem, o ile dobrze pamiętam -
przyświadczyła. - Ale wtedy nie pozostałeś mi dłużny.
Ksenofobka poleciała i parę innych kwiatuszków w moją stronę.
- Fakt - Marcin otoczył Pię ramieniem. - Oboje wtedy pojechaliśmy
po bandzie.
Przez chwilę stali patrząc na wzburzone morze i chmury
przepływające po niebie.
- Ale wiesz co? - Pia spojrzała na Wasyla, w jej oczach iskrzył się
śmiech.
- Co?
- Lubię tę twoją niewyparzoną gębę. Tylko, na litość boską,
nie śpiewaj pod prysznicem. Nie masz za grosz słuchu.
Wasyl roześmiał się tak głośno, że kilka mew zerwało się w
popłochu z piasku i zaczęło kołować im nad głowami.
- Dobra, dobra, koneserko muzyczna - powiedział. - Idziemy do domu,
masz lodowate ręce!
Poszli wpółobjęci, a wiatr niósł nad morzem ich śmiech.
Redaktor naczelny szmatławca siedział zgarbiony na niskim stołku
przed biurkiem Felixa, podciągając kolana prawie pod brodę.
- Pools, jesteś bezużyteczny! - pieklił się Felix, waląc dłonią
w biurko, aż kryształowy kałamarz, suszka i inne luksusowe
przybory do pisania zaczęły podskakiwać i podzwaniać. - Zupełnie
bezużyteczny! Miałeś zniszczyć tego australopiteka, a rozpisujesz
się o tym, że kopnął kogoś w piszczel!
- Ale panie Wagner, ten adwokat trzyma nas za jaja! - zakwilił
Pools. - Jeśli napiszemy coś mocniejszego, to wytoczy nam proces i
będziemy bulić...
- Dosyć! - ryknął Felix straszliwie, łyskając nowiutkimi
licówkami. - Nie pierdol mi tu!
Chwycił w furii leżący na biurku plik papierów i cisnął
Poolsowi w twarz.
- Nadajesz się tylko do tego, żeby obcałowywać korki Lewego na
plakacie! - zawył. - A tymczasem ja muszę oglądać sielankę mojej
eksżoneczki z tym polskim King-Kongiem!!!
Obrócił monitor, na którym widniały zdjęcia Pii i Marcina na
plaży,
- Widzisz? - przechylił się przez blat i postukał głową Poolsa w
ekran. - Widzisz, baranie?
- Tak, panie Wagner - wymamrotał Pools. - Widzę, tylko trochę
niewyraźnie, bo za blisko jestem...
Wagner wypuścił redaktora z rąk i zasłonił dłonią twarz.
Kiedy Pools wyszedł, Felix sięgnął po swój wierny czarny notes
z numerami.
- Ten adwokat Wasilewskiego... głowę dam, że to sprawka tej suki -
mruknął, przewracając stroniczki. - Trzeba mojej żoneczce
przypomnieć, gdzie jej miejsce.
Wystukał numer na komórce, uśmiechając się przy tym paskudnie.
Tego wieczoru w Teatrze Bez Nazwy, zarządzanym żelazną dłonią
Mariki Bartmann, grano musical "Jekyll&Hyde". Marika
lubiła od czasu do czasu zapraszać swoją córkę i Agatę Neumayer
na spektakle, a potem na kolację i ploteczki do wybranej knajpki.
- Ja bęęęędęęęę żył wiecznie, z Szatanem u bokuuuu! -
podśpiewywała Agata, jeszcze w foyer.
- Wariatka - zachichotała Pia.
- No co, wiesz, że jestem fangirlem Edwarda Hyde. Całkiem tak samo
nie znosimy hipokrrrrrrytów! - Agata nastroszyła groźnie brwi.
- Tylko ich, moja droga, nie duś w ciemnych zaułkach - rzekła
spokojnie Marika. - To strasznie niszczy manicure.
- Dobrze - zapewniła solennie Agata. - Jeśli będę chciała kogoś
udusić, założę rękawiczki!
- A propos rękawiczek, jak tam twoja córka i jej bramkarz? -
zainteresowała się pani Bartmann.
- O to proszę raczej pytać Pię - odparła Agata. - Lily nigdy nie
była skłonna do zwierzeń, a teraz w dodatku nie ma czasu, bo albo
siedzi w laboratorium, albo lata na mecze, albo randkuje z
Przemysławem. A nasza droga Pia od jakiegoś czasu jest w świetnej
komitywie z pewnym stoperem, także.... - znacząco poruszyła
brwiami.
- Aaaaa! No widzisz, moja córka też mi się nie zwierza! - Marika
spojrzała na Pię wymownie. - Trzeci dzwonek, moje panie, idziemy do
naszej loży. A po spektaklu oczekuję dokładnych zeznań!
"Jekylla..." Pia widziała wielokrotnie, tak, że libretto
znała niemal na pamięć. Tym razem jednak to co działo się na
scenie poruszyło ją o wiele mocniej niż zwykle, zwłaszcza zaś
piosenka Lucy.
Dzielić
sekrety
z kimś chciałabym.
Z kimś, kto po prostu
by przy mnie był,
bym zobaczyła świat,
którego nie znam wciąż.
i żeby uwolniła mnie
miłość i w dal
porwała mnie.
Gdy ktoś taki, jak ty
znajdzie taką jak ja
to wtedy już nic
nie będzie nigdy takie samo.
Inaczej będzie się żyć
I kochać i żyć
Gdy taki, jak ty znajdzie mnie!
z kimś chciałabym.
Z kimś, kto po prostu
by przy mnie był,
bym zobaczyła świat,
którego nie znam wciąż.
i żeby uwolniła mnie
miłość i w dal
porwała mnie.
Gdy ktoś taki, jak ty
znajdzie taką jak ja
to wtedy już nic
nie będzie nigdy takie samo.
Inaczej będzie się żyć
I kochać i żyć
Gdy taki, jak ty znajdzie mnie!
"Ktoś taki jak
on" pomyślała Pia. Przed oczyma stanęła jej twarz Wasyla i
zrobiło jej się ciepło na sercu. "Taki jak on".
Kiedy przedstawienie
dobiegło końca, a tragiczny los doktora Jekylla dopełnił się,
panie pojechały do japońskiej knajpki, na uwielbiane przez Pię
sushi.
- To się nawet
kompiluje - rzekła z zadumą Agata. - Moritz przechodzi teraz okres
japoński, ponieważ postanowił wprowadzić do swej powieści
Japończyka-tradycjonalistę. Usiłował nawet przez jakiś czas
chodzić w kimonie.
- Serio? - zdziwiła
się Marika. - Wybacz, ale nie potrafię sobie wyobrazić Moritza w
jedwabiach.
- Serio - oznajmiła
Agata. - Łaził w nim dopóki nie zleciał ze schodów,
przydepnąwszy sobie rąbek szaty. Od tej pory twierdzi, że do
zrozumienia duszy japońskiego tradycjonalisty wystarczy mu używanie
wachlarza.
- Widzisz, on jest
elastyczny - rzekła Pia w zadumie, maczając sushi w sosie sojowym.
- Dostosowuje sposoby zrozumienia do okoliczności.
- Taaaa... Boję się
tylko czasami, że zechce napisać powieść o nurkach głębinowych.
Albo kosmonautach.
- Albo, na przykład,
piromanach. I zacznie podpalać to i owo dla zrozumienia. -
zachichotała Pia.
- No właśnie. Skąd
ja go sobie właściwie wytrzasnęłam?
- Tak w temacie
wytrzaskiwania sobie facetów - rzekła Marika. - Czy ja się dowiem
czegoś o tobie, Pia i o panu Marcinie?
- Nie ma czego się
dowiadywać, mamo - Pia zajęła się podejrzanie gorliwie maczaniem
kolejnego kawałka sushi. - Po prostu się przyjaźnimy i tyle.
- To i tak postęp -
Marika wdzięcznym ruchem ujęła porcję pożywienia w pałeczki.
- Ja ci się
osobiście dziwię - mruknęła Agata - że go jeszcze nie
zgwałciłaś. Ten facet jest obłędnie seksowny. I ma boskie ciało.
Jak go wtedy zobaczyłam w samych gaciach u ciebie...
- A co on robił u
ciebie, odziany tylko w bieliznę? - Marika z trudem powstrzymywała
uśmiech.
- To było wtedy,
gdy dał w mordę Felixowi - wyjaśniła Agata. - Taki rycerz, że
przyleciał z góry jak stał!
- Tylko się
przyjaźnimy - oświadczyła dobitnie Pia. - Koniec, kropka i nie ma
tematu. Jasne?
Wobec stanowczego
oporu Pii temat został zmieniony na neutralny i takimż pozostał do
końca kolacji. Panie opuściły restaurację w znakomitych humorach.
Agata odjechała pierwsza, sprawdzić, jak stwierdziła, czy jej mąż
nie rozpoczął ćwiczeń władania mieczem samurajskim. Za nią
pojechała Marika i Pia została sama przy swoim samochodzie.
Nie mogła znaleźć
kluczyków w torebce. Musiały opaść gdzieś na dno i skryć się
wśród całej masy innych niezmiernie potrzebnych rzeczy, w każdym
razie nie dawały się wymacać. Po dłuższym gmeraniu na oślep
zniecierpliwiona Pia postawiła torebkę na masce samochodu, tak, aby
światło pobliskiej latarni oświetlało ją jak najlepiej i zaczęła
szperać w środku.
Właśnie udało jej
się wyłowić kluczyki, gdy ktoś pchnął ją potężnie od tyłu,
aż uderzyła w maskę samochodu, boleśnie obijając łokcie. Jakiś
ciężar zwalił jej się na plecy i przycisnął do zimnej
karoserii, po czym brutalna ręka chwyciła ją za włosy, odginając
jej głowę. Coś chłodnego dotknęło odsłoniętej skóry jej
szyi. Nóż. On miał nóż.
- Masz wiadomość,
laleczko - usta tego człowieka były tak blisko jej ucha, że niemal
go dotykały. - Wiesz od kogo. Masz odpalantować się od tego
troglodyty. To, co się z nim stanie, to nie twoja sprawa. Jeśli
będziesz przeszkadzać, tobie też może stać się krzywda.
Rozumiesz?
Nie odpowiedziała.
- Rozumiesz?
Ostrze noża wpiło
się w jej skórę.
- Odpowiadaj,
laleczko!
- Rozumiem -
wykrztusiła.
- To dobrze.
Nóż przeniósł
się z jej gardła na podbródek, rysując na nim kreskę.
- Pamiętaj, co ci
powiedziałem.
Ciężar na jej
plecach zelżał.
Nie pamiętała jak
dojechała do domu. Zrobiła to na kompletnym autopilocie, zupełnie
bez udziału świadomości. Tak samo automatycznie weszła na piętro
i dopiero wtedy zorientowała się, że znajduje się pod
niewłaściwymi drzwiami. Obróciła się, chcąc zejść z powrotem
na dół, ale nogi jej się ugięły i siadła z rozmachem, waląc
plecami w drzwi.
Uchyliły się
szybko i wyjrzał z nich Marcin.
- Pia? - zdziwił
się. - Chryste, kobieto, ty krwawisz!
Bez namysłu pomógł
jej wstać i zaprowadził jak dziecko do środka, potem usadził na
kanapie.
- Co się stało? -
zapytał, sięgając po paczkę chusteczek higienicznych. Podniósł
jej delikatnie brodę i przyłożył chusteczkę do skaleczenia na
szyi. - Kto ci to zrobił?
Usta Pii zaczęły
drżeć.
- F... f... f...
Felix - wyjąkała. - P...pod teatrem...
- Napadł cię? -
spytał Wasyl zdławionym głosem.
Pia pokręciła
głową.
- Nie on, jego
człowiek. - Tłumione dotąd emocje wybuchły teraz w niej,
powodując potok wymowy. - To jest jakiś koszmar, ja się nie mogę
uwolnić od tego człowieka, myślałam po rozwodzie, ze to juz
koniec i jestem wolna, ale on ciągle wraca i próbuje niszczyć mi
życie, ja nie mogę, ja tak nie mogę...
Zanim zdołała się
zatrzymać opowiedziała Wasylowi całą żałosną, historię
swojego małżeństwa z Felixem. A potem wybuchła nieopanowanym
płaczem.
- Nie płacz, proszę
- Marcin przytulił ją do siebie. - Nie płacz.
Ciągle płakała.
Kołysał ją w ramionach jak dziecko, potem zaczął całować jej
mokre oczy i policzki. Potem zaś jego ciepłe i miękkie usta
natrafiły na jej wargi, słone jeszcze od łez. Pia czuła się jak
we śnie, oderwana od rzeczywistości, owinięta ciepłą i pełną
siły bliskością tego człowieka.
Całowali się coraz
namiętniej. Żakiet Pii wylądował na podłodze, za nim poleciała
koszulka Wasyla. Palce Pii zagłębiły się w gęstych czarnych
włosach na piersi Marcina, a jego usta zsunęły się po jej szyi ku
dekoltowi.
Zaczął już
rozpinać jej bluzkę, gdy spłynęło na niego opamiętanie.
"Cholera, co ja
robię?" przeleciało mu przez głowę. "Próbuję ją
wykorzystać, czy co? Nie teraz! Nie tak!"
Odsunął się od
niej, zdejmując delikatnie jej dłonie ze swego torsu.
- Przepraszam -
powiedział. - Nie powinienem był...
Pia spojrzała na
niego. Siedział przed nią półnagi, z tą swoją potężną
piersią, z groteskowo nastroszoną czupryną, unikając jej
spojrzenia, odsłonięty i bezbronny, zupełnie nie jak ten twardziel
z boisk, którego znał świat.
- Masz rację -
powiedziała cicho. - To nie jest dobry moment.
- Odprowadzę cię.
- Dzięki, nie
trzeba. Trafię do siebie.
Kiedy schodziła na
dół, obejrzała się jeszcze. Marcin stał w drzwiach, wciąż
półnagi, oparty ramieniem o futrynę i patrzył za nią.
_________________________________________________________________________
Kolejna odsłona historii Wasyla i Pii.
Bez zbędnych ceregieli zapraszamy do czytania i życzymy miłych wrażeń :D
A pod spodem bonusik od firmy :D
Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)
Samotność ciecia- czyli mały, smutny Wasylek z oklapniętym uszkiem :D
_________________________________________________________________________
Kolejna odsłona historii Wasyla i Pii.
Bez zbędnych ceregieli zapraszamy do czytania i życzymy miłych wrażeń :D
A pod spodem bonusik od firmy :D
Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)
Samotność ciecia- czyli mały, smutny Wasylek z oklapniętym uszkiem :D
Wasylek to jest naprawdę przekochany. Naprawdę. Szczęściara z tej Pii!
OdpowiedzUsuńSłów mi brak na tego Felixa. Obrzydliwa świnia. Szkoda mi Pii, że nie może sobie ułożyć życia, a jak wszystko jest dobrze i układa jej się z Marcinem to znów pojawia się ta gnida.
OdpowiedzUsuńCzekam na NN :)
Felix to jest podła świnia. Wykorzystuje ludzi do swoich niecnych gierek. Szkoda mi Pii, bo ona naprawdę się go boi. Nie dziwię się, że ona przystała na wszystko, co mówił ten facet. Przecież gdyby odpowiedziała inaczej, niż by mu pasowało to pewnie stałaby się jej niezła krzywda.
OdpowiedzUsuńJejciu... Ona to ma instynkt. Normalnie nie mogę uwierzyć, że znalazła się pod drzwiami Marcina. No i tak końcówka jest po prostu zniewalająca. Jednak nie dziwię się Wasylowi, że pohamował się, bo w gruncie rzeczy to nie była odpowiednia sytuacja.
Czekam na nowy.
ŁAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA *.*
OdpowiedzUsuńOkej, zaniemówiłam!
Początek - undnycdbndzhvjhkfchbvc brak słów! Takie spacery są romantyczne!
A Felix? No proszę... to najgorszy frajer jaki tylko może być! Po cholerę mu to wszystko, skoro Pia to jego BYŁA żona?
A końcówka? Nie rozumiem Marcina... Ma przy sobie kobietę, którą, jak mniemam, kocha, a tutaj coś w stylu ''Sorry, nie mogę''. Masakra.
Ale czekam z niecierpliwością na kolejny!
Pozdrawiam :)
No Wasylek nie chciał być chamem. Ona przylatuje do niego roztrzęsiona i w szoku, a on to wykorzystuje, żeby ją do wyra zawlec. No nie bardzo...
UsuńDobrze, że Wasyl nie wykorzystał tej sytuacji. Felix to kompletny idiota i coraz bardziej przeraża mnie to do czego on może się posunąć. Biedna Pia trafiła na takiego idiotę a teraz musi się z nim męczyć.
OdpowiedzUsuńW końcu znalazłam czas...
OdpowiedzUsuńNotka lekko straszna... wystraszyłaś mnie...
Wasyl, kurde on jest wspaniały...
Czekam na nexta :*
Pozdrawiam :)
Ale świetnie, że się pocałowali. Ale w sumie dobrze, że Marcin zdecydował się to przerwać, bo mogłoby się coś pomiędzy nimi popsuć. Mam jednak nadzieję, że wszystko zacznie rozwijać się w dobrym kierunku ;)
OdpowiedzUsuńO mamo, o mamo, o mamo!!! Końcówka *.* Let me die, to było takie piękne <3
OdpowiedzUsuńA Felixowi i jego człowiekowi to mam chęć przywalić z całej siły w te parszywe łby! No jak tak można potraktować Pię? ;<
Mam nadzieję, że Wasyl będzie się opiekował dziewczyną i nie pozwoli, żeby jej eks mąż zniszczył kompletnie jej życie!
Pozdrawiam ;*
Jak na mój gust początek ciut zbyt romantyczny ale z doświadczenia wiem że jestem indywiduum ;) No, no jestem pod wrażeniem że Wasyl się "powstrzymał" ;d byłam pewna że wykorzysta pierwszą nadarzającą się okazję ;)
OdpowiedzUsuń