Na kolejne zgrupowanie kadry
Wasyl jechał w dziwnym nastroju. Wmawiał sobie, że wszystko jest w
porządku, on się czuje znakomicie i może się w pełni
skoncentrować na czekających go zadaniach, ale gdzieś tam w środku
jego umysł, a może serce, w to Marcin już nie wnikał, uparcie
wracało do tej chwili na progu kawiarni. I niezależnie od tego jak
bardzo wmawiał sobie, że nic go to nie obchodzi, a Pii będzie
lepiej z tym tam kolesiem w różu (dobrowolnie i żywy Wasyl by się
w nic różowego nie przyodział, co to to nie!), wiedział, och
wiedział doskonale, że tak naprawdę chciał ją trzymać w
ramionach. Najlepiej przez całą wieczność, ewentualnie z
przerwami na mecze i treningi. Chciał z nią być, ona była jego
Pucharem Świata, chciał spędzić z nią resztę życia. Zestarzeć
się, osiwieć, spłodzić tabun dziatek (niekoniecznie w tej
kolejności) i trwać razem na zawsze.
Jak łatwo zgadnąć taki stan
ducha nie przełożył się na dobrą grę i po fatalnie przegranym
przez polską reprezentację towarzyskim meczu z Urugwajem Wasyl
musiał przyznać sam przed sobą, że jest źle. Grał jak patafian,
za późno ruszał za rywalem, był kompletnie rozkojarzony, on,
człowiek znany ze swej dwustuprocentowej koncentracji na boisku! Po
prostu występ na miarę Promienia Szambowice Niżne. Wstyd i
obciach, a dlaczego? Bo nie mógł się skoncentrować. Bo myślał o
niej.
Po takim meczu można zrobić
tylko jedno, to znaczy urżnąć się przykładnie w drobny mak. Do
wykonania tego zadania Wasyl przystąpił wraz z kolegami jeszcze w
szatni, potem zaś zaprosił swych wybawicieli, którym zawdzięczał
powrót do repry, na bardziej prywatną balangę do Hyatta, w którym
zwyczajowo kwaterowała polska kadra. Podziękował im wylewnie,
także za pomocą produktów płynnych, które lały się szczodrze,
padli sobie w objęcia, wyklepali się po męsku po pleckach,
niejeden dyskretnie uronił łzę, natychmiast startą rąbkiem
rękawa czy dłonią.
Rozpijali już chyba trzeci
obiekt dziękczynny o pojemności 0,75, kiedy Błaszczu zadał
pytanie.
- Wasyl, chłopie, ty mi powiedz
- rzekł kapitan polskiej kadry. - Co z tobą jest właściwie?
- Co ma być? - zdziwił się
Wasyl fałszywie. - Nic nie jest!
- Nie łżyj! - zażądał
Błaszczu. - Coś jest! Widziałem jak dzisiaj grałeś! Jak...
jak... jak nie ty!
- Potwierdzam! - oznajmił
Krychowiak - Byłeś kompletnie rozkojarzony. Co jest?
- Spadać, łosie cholerne, nic
mi nie jest! - wrzasnął Wasyl.
- Dobra, dobra - odezwał się
Piszczek. - Mamy oczy i widzimy!
- Piszczu dobrze mówi, polać
mu! - wrzasnął Błaszczykowski, waląc kumpla w plecy.
Wawrzyniak spełnił żądanie,
jednocześnie przychodząc w sukurs Marcinowi.
- No dajcie Wasylowi spokój -
zażądał. - Może ma jakieś problemy, ale to nie wasza sprawa!
- Rumiany, do cholery, ja nie mam
żadnych problemów!
- Wasylku, nie pierdol - poprosił
uprzejmie milczący dotąd Tytoń. - Wszyscy wiemy, że masz problem.
Taki z pięknymi niebieskimi oczyma i zajebistą figurą, co ma na
imię Pia.
- Kurwa, Przemek! - wrzasnął
Wasyl, czerwieniejąc niczym ćwikłowy burak. - Nie możesz trzymać
mordy w kubeł?
- Nie mam zamiaru - bramkarz
uniósł jasną brew. - Musisz przyznać, kochasz ją!
Piłkarze zabuczeli chóralnie.
- No Wasyl, spowiadaj się -
zażądał Boenisch. - Będziemy twoim zbiorowym Wujkiem Dobra Rada!
- Kurwa - jęknął słabo Wasyl.
- Nalejcie mi. Tytek, ja cię zabiję.
- To później - odparł Tytoń z
zimną krwią. - Najpierw zeznawaj.
Tak oto Wasyl opowiedział
kolegom o szczegółach swojej znajomości z Pią i o spotkaniu w
kawiarni.
- Wasilewski, ja ciebie nie
poznaję - zdziwił się Obraniak. - Ty wymiękasz?
- Jak to wymiękam? - zdziwił
się Wasyl, nieco fałszywie.
- Normalnie - rzekł Ludo. - Po
prostu oddajesz ją temu pedałkowi w różowym.
- No! - poparł go Kuba
Błaszczykowski. - Tak sobie odpuszczasz?
- Nic nie odpuszczam - Wasilewski
szedł w zaparte. - Co mam odpuszczać, jak między nami nic nie
było?
- Trzymajcie mnie, bo nie
wytrzymam! - Przemek walnął pięściami w stół. - Wasyl, kurwa,
przestań się zapierać jak żaba błota!
Chłopcy patrzyli na spokojnego
zazwyczaj Tytonia, niczym na lądujące UFO.
- Przecież ty ją kochasz,
debilu! - ryknął Przemek. - Walcz o nią, do chuja!
- Jak mam walczyć? Na co jej
taki patałach jak ja, ona zasługuje na kogoś lepszego! - jęknął
Wasyl, bliski łez.- Poza tym ona mnie nie chce, po tej całej aferze
z burdelem...
- Nie nie chce, debilu, tylko się
boi - rzekł Piszczek spokojnie. - Sam mówiłeś, że ten jej były,
Wagner, to zjeb, nie? Dziewczyna pęka, bo coś do ciebie czuje, a
nie chce trafić na następnego zjeba.
Przemek wstał i pochylił się
nad Wasilewskim.
- Walcz o nią - rzekł, a oczy
mu płonęły. - Walcz, a nie se odpuszczasz, gamoniu! Jak ci nogę
złamał ten skurwysyn Witsel, to nie odpuściłeś! Wróciłeś na
boisko chociaż nie dawali ci szans! Więc teraz też, kurwa, walcz!
- Co walcz, jakie walcz! - bronił
się Wasyl. - Już nie pamiętasz jakżeś się urżnął gdy cię
Lily rzuciła? Walczyłeś wtedy?
Tytoń rozjaśnił się łuną
szczęścia.
- Walczyłem! - rzekł z mocą. -
Poszedłem po rozum do głowy i walczyłem! I jesteśmy razem!
Rozumiesz? Jeszcze nie wiem jak to wszystko poukładam, ale jakoś to
zrobię, bo ją kocham, a ty kochasz Pię i spierdalasz! To jest...
To jest... To jest niegodne Polaka!
- Niegodne! - zakrzyknęli
wszyscy chórem. - Wasyl, walcz!
Marcin czym prędzej wychylił
kieliszek do dna.
Listopadowe dni mijały niczym
bury i ponury pociąg, złożony z jednostajnych, brzydkich wagonów.
Pia nie odważyła sie wrócić do siebie, po tym co się stało w
Cafe Empire. Nie mogłaby spotykać Wasyla na schodach, ba nie
mogłaby nawet słuchać jego wycia pod prysznicem jak gdyby nigdy
nic. Nie mogła, właśnie dlatego, że chciała go spotykać,
widzieć i dotykać, dlatego, że mie mogła zapomnieć ciepła jego
rąk i zapachu jego skóry. Właśnie dlatego. To było coś, czego
Pia się bała, wsiąknąć tak w człowieka, któremu się nie ufa
tak zupełnie. To zdjęcie, Marcina z twarzą w dekolcie tamtego
babska, tkwiło w Pii jak zadra. Jak mogła mu zaufać, skoro robił
takie rzeczy? No jak? Nie chciała więcej bólu i zbrukanych marzeń,
bała się tego i ten strach był nawet silniejszy niż to, co czuła
do Wasyla.
Na domiar złego ledwie wróciła
do pracy, zaczęła chorować. Niby nic wielkiego, jakieś
przeziębienie, osłabienie, potem lekarz zdiagnozował anemię.
Zalecił wypoczynek, co jest nie do pogodzenia z życiem zawodowym
wziętego adwokata. Wzięła kolejny urlop. chociaż wspólnik się
krzywił niemiłosiernie i przebąkiwał coś o znalezieniu kogoś
nowego na jej miejsce (ale wolał ją na urlopie, niż mdlejącą w
biurze). Cqły czas kręcił się wokół niej Marcel, nie narzucając
się, miły, pomocny i przyjacielski, wyłącznie przyjacielski. Nie
chciała Marcela, nocami śniła o Wasylu i budziła się wołając
jego imię.
Jednej z takich nocy do jej
pokoju przyszła matka, jak zwykle w czerwonej, jedwabnej koszuli
nocnej. Spojrzała na Pię z troską, przysiadając na krawędzi
łóżka.
- Kochanie, nie chcę ci niczego
narzucać, ale może porozmawiałabyś z Marcinem?
Pia zatoczyła oczyma.
- Mamo! - jęknęła. - Między
mną a nim wszystko skończone. Naprawdę.
- Coś ci nie wierzę - odparła
Marika.
- Dlaczego?
- Dlatego, że przed chwilą
krzyczałaś "Wasyl, proszę, przytul mnie".
Pia zasłoniła twarz dłonią.
- Cholera.
- Nie cholera, tylko miłość -
rzekła Marika cierpliwie. - Pogadaj z nim.
- Nie! - Pia naciągnęła kołdrę
na głowę. - Mamo, ja się boję!
- Czego, na litość boską?
- Nie wiem... poza tym między
nami naprawdę wszystko jest skończone. Ja... - głos Pii zadrżał.
- Ja go stąd wyrzuciłam.
Marika Bartmann była gotowa
walić głową w mur.
- Kiedy?
- Przychodził tu kilka razy. Z
kwiatami i bez. Za każdym razem kazałam mu iść, chociaż tak
napawdę nie chciałam. Przepraszał mnie. Tłumaczył, że to był
głupi dowcip kolegi, który mu podstawił nogę, tak, że się
przewrócił na tę dziewczynę, a ja go nie chciałam słuchać.
Kazałam mu odejść.
- Na litość boską, dziecko,
dlaczego?!
- Bo... - usta Pii zadrżały i
wygięły się w podkówkę. - Bo go kocham.
- Nie nadążam za twoją logiką
- Marika czuła, że musi się napić. Wina, nie, polskiej wódki,
którą akurat miała w lodówce, prezent od przyjaciela, dyrektora
jednego z polskich teatrów muzycznych.
Pia zaczęła płakać.
- Bo gdybym... gdybym nie kazała
mu pójść, to sama bym za nim poszła, mamo. Wszędzie bym poszła,
na koniec świata! A ja nie chcę, nie chcę, nie mogę, boję się!
- Moje biedne dziecko... - Marika
pogłaskała córkę po głowie.
_____________________________________________________________________________
Witajcie! W dzisiejszym odcinku Marcin przeszedł terapię grupową, razem z przyjaciółmi reprezentacyjnymi oraz postanowił walczyć o swoją miłość. Natomiast jego luba nadal boi się siły tego uczucia. Życzymy miłej lektury.
Fiolka&Martina
_____________________________________________________________________________
Witajcie! W dzisiejszym odcinku Marcin przeszedł terapię grupową, razem z przyjaciółmi reprezentacyjnymi oraz postanowił walczyć o swoją miłość. Natomiast jego luba nadal boi się siły tego uczucia. Życzymy miłej lektury.
Fiolka&Martina
Genialne! Dziewczyno jak ja kocham tego bloga! Twój sposób pisania jest taki wciągający.
OdpowiedzUsuńWasyl i Pia musza być razem! <33
Niech nasz kochany Marcinek się ogarnie i pójdzie w ślady Tytka :)
Czekam na kolejny! <333
Tytek ma rację! Wasyl powinien walczyć o Pię... Oni muszą być razem! Na ogół widać, że się kochają :)
OdpowiedzUsuńCzekam na next!
No pewnie, że muszą, mam nadzieję, że Wasylek przestanie płakać, że jest za brzydki i w ogóle dla Pii (kaman, Wasylku, przecież ty jestes superhot!) i zacznie w końcu działać!
OdpowiedzUsuńNareszcie Pia przyznała się sama przed sobą, że kocha Marcina. Mam nadzieję, że teraz, po jego powrocie wyjaśnią sobie wszystko na spokojnie i będą razem.
OdpowiedzUsuńgenialny <3 teraz niech tylko ona powie mu co czuje i będzie idealne :0
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny
Przemek ma stu procentową rację. Wasyl powinien się spiąć i jeszcze raz spróbować o nią zawalczyć. Pia w końcu przyznała się, że go kocha i teraz liczę na to, że się pogodzą :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Nie ma to jak pomagający kumple! Takich to ze świecą szukać ;)
OdpowiedzUsuńObydwoje się kochają, a tu ten chciał się poddać, ta się boi. Niby dorośli ludzie, ale ciężko ich zrozumieć. Trochę jak młodzieńcza miłość.
Popieram przyjaciół Wasyla, 'Wasyl, walcz!'
OdpowiedzUsuńJak nie zawalczy to będę go nazywać ciamajdą. Jest prawdziwym facetem! Powinien walczyć o kobietę, tak nią zakręcić, żeby świata poza nim nie widziała, a ten się boi zrobić krok w przód!
Muszę przyznać, że twoje opowiadania (czy je piszesz solo czy z kumpelą) są wciągające. Chapnęłam tą historię na raz i naprawdę mi się spodobała. Kibicuję zarówno Wasylowi i Pii, jak i Lily i Tytoniowi. A chłopaki z repry dają czadu. Wasyl ma dobrych kumpli, no i Tytoń tak samo. Czekam na kolejną część. Dodaję do linków, bo będę zaglądać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
fajny
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie licze na komentarz
http://monikagotze.blogspot.com/2013/05/rozdzia-7.html
20 year-old Physical Therapy Assistant Arri Marlor, hailing from Saint-Hyacinthe enjoys watching movies like Planet Terror and Kitesurfing. Took a trip to Archaeological Site of Atapuerca and drives a Ferrari 375 MM Berlinetta. kliknij w link teraz
OdpowiedzUsuń