poniedziałek, 6 maja 2013

Rozdział 16


Na kolejne zgrupowanie kadry Wasyl jechał w dziwnym nastroju. Wmawiał sobie, że wszystko jest w porządku, on się czuje znakomicie i może się w pełni skoncentrować na czekających go zadaniach, ale gdzieś tam w środku jego umysł, a może serce, w to Marcin już nie wnikał, uparcie wracało do tej chwili na progu kawiarni. I niezależnie od tego jak bardzo wmawiał sobie, że nic go to nie obchodzi, a Pii będzie lepiej z tym tam kolesiem w różu (dobrowolnie i żywy Wasyl by się w nic różowego nie przyodział, co to to nie!), wiedział, och wiedział doskonale, że tak naprawdę chciał ją trzymać w ramionach. Najlepiej przez całą wieczność, ewentualnie z przerwami na mecze i treningi. Chciał z nią być, ona była jego Pucharem Świata, chciał spędzić z nią resztę życia. Zestarzeć się, osiwieć, spłodzić tabun dziatek (niekoniecznie w tej kolejności) i trwać razem na zawsze.
Jak łatwo zgadnąć taki stan ducha nie przełożył się na dobrą grę i po fatalnie przegranym przez polską reprezentację towarzyskim meczu z Urugwajem Wasyl musiał przyznać sam przed sobą, że jest źle. Grał jak patafian, za późno ruszał za rywalem, był kompletnie rozkojarzony, on, człowiek znany ze swej dwustuprocentowej koncentracji na boisku! Po prostu występ na miarę Promienia Szambowice Niżne. Wstyd i obciach, a dlaczego? Bo nie mógł się skoncentrować. Bo myślał o niej.
Po takim meczu można zrobić tylko jedno, to znaczy urżnąć się przykładnie w drobny mak. Do wykonania tego zadania Wasyl przystąpił wraz z kolegami jeszcze w szatni, potem zaś zaprosił swych wybawicieli, którym zawdzięczał powrót do repry, na bardziej prywatną balangę do Hyatta, w którym zwyczajowo kwaterowała polska kadra. Podziękował im wylewnie, także za pomocą produktów płynnych, które lały się szczodrze, padli sobie w objęcia, wyklepali się po męsku po pleckach, niejeden dyskretnie uronił łzę, natychmiast startą rąbkiem rękawa czy dłonią.
Rozpijali już chyba trzeci obiekt dziękczynny o pojemności 0,75, kiedy Błaszczu zadał pytanie.
- Wasyl, chłopie, ty mi powiedz - rzekł kapitan polskiej kadry. - Co z tobą jest właściwie?
- Co ma być? - zdziwił się Wasyl fałszywie. - Nic nie jest!
- Nie łżyj! - zażądał Błaszczu. - Coś jest! Widziałem jak dzisiaj grałeś! Jak... jak... jak nie ty!
- Potwierdzam! - oznajmił Krychowiak - Byłeś kompletnie rozkojarzony. Co jest?
- Spadać, łosie cholerne, nic mi nie jest! - wrzasnął Wasyl.
- Dobra, dobra - odezwał się Piszczek. - Mamy oczy i widzimy!
- Piszczu dobrze mówi, polać mu! - wrzasnął Błaszczykowski, waląc kumpla w plecy.
Wawrzyniak spełnił żądanie, jednocześnie przychodząc w sukurs Marcinowi.
- No dajcie Wasylowi spokój - zażądał. - Może ma jakieś problemy, ale to nie wasza sprawa!
- Rumiany, do cholery, ja nie mam żadnych problemów!
- Wasylku, nie pierdol - poprosił uprzejmie milczący dotąd Tytoń. - Wszyscy wiemy, że masz problem. Taki z pięknymi niebieskimi oczyma i zajebistą figurą, co ma na imię Pia.
- Kurwa, Przemek! - wrzasnął Wasyl, czerwieniejąc niczym ćwikłowy burak. - Nie możesz trzymać mordy w kubeł?
- Nie mam zamiaru - bramkarz uniósł jasną brew. - Musisz przyznać, kochasz ją!
Piłkarze zabuczeli chóralnie.
- No Wasyl, spowiadaj się - zażądał Boenisch. - Będziemy twoim zbiorowym Wujkiem Dobra Rada!
- Kurwa - jęknął słabo Wasyl. - Nalejcie mi. Tytek, ja cię zabiję.
- To później - odparł Tytoń z zimną krwią. - Najpierw zeznawaj.
Tak oto Wasyl opowiedział kolegom o szczegółach swojej znajomości z Pią i o spotkaniu w kawiarni.
- Wasilewski, ja ciebie nie poznaję - zdziwił się Obraniak. - Ty wymiękasz?
- Jak to wymiękam? - zdziwił się Wasyl, nieco fałszywie.
- Normalnie - rzekł Ludo. - Po prostu oddajesz ją temu pedałkowi w różowym.
- No! - poparł go Kuba Błaszczykowski. - Tak sobie odpuszczasz?
- Nic nie odpuszczam - Wasilewski szedł w zaparte. - Co mam odpuszczać, jak między nami nic nie było?
- Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam! - Przemek walnął pięściami w stół. - Wasyl, kurwa, przestań się zapierać jak żaba błota!
Chłopcy patrzyli na spokojnego zazwyczaj Tytonia, niczym na lądujące UFO.
- Przecież ty ją kochasz, debilu! - ryknął Przemek. - Walcz o nią, do chuja!
- Jak mam walczyć? Na co jej taki patałach jak ja, ona zasługuje na kogoś lepszego! - jęknął Wasyl, bliski łez.- Poza tym ona mnie nie chce, po tej całej aferze z burdelem...
- Nie nie chce, debilu, tylko się boi - rzekł Piszczek spokojnie. - Sam mówiłeś, że ten jej były, Wagner, to zjeb, nie? Dziewczyna pęka, bo coś do ciebie czuje, a nie chce trafić na następnego zjeba.
Przemek wstał i pochylił się nad Wasilewskim.
- Walcz o nią - rzekł, a oczy mu płonęły. - Walcz, a nie se odpuszczasz, gamoniu! Jak ci nogę złamał ten skurwysyn Witsel, to nie odpuściłeś! Wróciłeś na boisko chociaż nie dawali ci szans! Więc teraz też, kurwa, walcz!
- Co walcz, jakie walcz! - bronił się Wasyl. - Już nie pamiętasz jakżeś się urżnął gdy cię Lily rzuciła? Walczyłeś wtedy?
Tytoń rozjaśnił się łuną szczęścia.
- Walczyłem! - rzekł z mocą. - Poszedłem po rozum do głowy i walczyłem! I jesteśmy razem! Rozumiesz? Jeszcze nie wiem jak to wszystko poukładam, ale jakoś to zrobię, bo ją kocham, a ty kochasz Pię i spierdalasz! To jest... To jest... To jest niegodne Polaka!
- Niegodne! - zakrzyknęli wszyscy chórem. - Wasyl, walcz!
Marcin czym prędzej wychylił kieliszek do dna.
Listopadowe dni mijały niczym bury i ponury pociąg, złożony z jednostajnych, brzydkich wagonów. Pia nie odważyła sie wrócić do siebie, po tym co się stało w Cafe Empire. Nie mogłaby spotykać Wasyla na schodach, ba nie mogłaby nawet słuchać jego wycia pod prysznicem jak gdyby nigdy nic. Nie mogła, właśnie dlatego, że chciała go spotykać, widzieć i dotykać, dlatego, że mie mogła zapomnieć ciepła jego rąk i zapachu jego skóry. Właśnie dlatego. To było coś, czego Pia się bała, wsiąknąć tak w człowieka, któremu się nie ufa tak zupełnie. To zdjęcie, Marcina z twarzą w dekolcie tamtego babska, tkwiło w Pii jak zadra. Jak mogła mu zaufać, skoro robił takie rzeczy? No jak? Nie chciała więcej bólu i zbrukanych marzeń, bała się tego i ten strach był nawet silniejszy niż to, co czuła do Wasyla.
Na domiar złego ledwie wróciła do pracy, zaczęła chorować. Niby nic wielkiego, jakieś przeziębienie, osłabienie, potem lekarz zdiagnozował anemię. Zalecił wypoczynek, co jest nie do pogodzenia z życiem zawodowym wziętego adwokata. Wzięła kolejny urlop. chociaż wspólnik się krzywił niemiłosiernie i przebąkiwał coś o znalezieniu kogoś nowego na jej miejsce (ale wolał ją na urlopie, niż mdlejącą w biurze). Cqły czas kręcił się wokół niej Marcel, nie narzucając się, miły, pomocny i przyjacielski, wyłącznie przyjacielski. Nie chciała Marcela, nocami śniła o Wasylu i budziła się wołając jego imię.
Jednej z takich nocy do jej pokoju przyszła matka, jak zwykle w czerwonej, jedwabnej koszuli nocnej. Spojrzała na Pię z troską, przysiadając na krawędzi łóżka.
- Kochanie, nie chcę ci niczego narzucać, ale może porozmawiałabyś z Marcinem?
Pia zatoczyła oczyma.
- Mamo! - jęknęła. - Między mną a nim wszystko skończone. Naprawdę.
- Coś ci nie wierzę - odparła Marika.
- Dlaczego?
- Dlatego, że przed chwilą krzyczałaś "Wasyl, proszę, przytul mnie".
Pia zasłoniła twarz dłonią.
- Cholera.
- Nie cholera, tylko miłość - rzekła Marika cierpliwie. - Pogadaj z nim.
- Nie! - Pia naciągnęła kołdrę na głowę. - Mamo, ja się boję!
- Czego, na litość boską?
- Nie wiem... poza tym między nami naprawdę wszystko jest skończone. Ja... - głos Pii zadrżał. - Ja go stąd wyrzuciłam.
Marika Bartmann była gotowa walić głową w mur.
- Kiedy?
- Przychodził tu kilka razy. Z kwiatami i bez. Za każdym razem kazałam mu iść, chociaż tak napawdę nie chciałam. Przepraszał mnie. Tłumaczył, że to był głupi dowcip kolegi, który mu podstawił nogę, tak, że się przewrócił na tę dziewczynę, a ja go nie chciałam słuchać. Kazałam mu odejść.
- Na litość boską, dziecko, dlaczego?!
- Bo... - usta Pii zadrżały i wygięły się w podkówkę. - Bo go kocham.
- Nie nadążam za twoją logiką - Marika czuła, że musi się napić. Wina, nie, polskiej wódki, którą akurat miała w lodówce, prezent od przyjaciela, dyrektora jednego z polskich teatrów muzycznych.
Pia zaczęła płakać.
- Bo gdybym... gdybym nie kazała mu pójść, to sama bym za nim poszła, mamo. Wszędzie bym poszła, na koniec świata! A ja nie chcę, nie chcę, nie mogę, boję się!
- Moje biedne dziecko... - Marika pogłaskała córkę po głowie.

_____________________________________________________________________________
Witajcie! W dzisiejszym odcinku Marcin przeszedł terapię grupową, razem z przyjaciółmi reprezentacyjnymi oraz postanowił walczyć o swoją miłość. Natomiast jego luba nadal boi się siły tego uczucia. Życzymy miłej lektury.
                                                                                    Fiolka&Martina 


11 komentarzy:

  1. Genialne! Dziewczyno jak ja kocham tego bloga! Twój sposób pisania jest taki wciągający.
    Wasyl i Pia musza być razem! <33
    Niech nasz kochany Marcinek się ogarnie i pójdzie w ślady Tytka :)
    Czekam na kolejny! <333

    OdpowiedzUsuń
  2. Tytek ma rację! Wasyl powinien walczyć o Pię... Oni muszą być razem! Na ogół widać, że się kochają :)
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  3. No pewnie, że muszą, mam nadzieję, że Wasylek przestanie płakać, że jest za brzydki i w ogóle dla Pii (kaman, Wasylku, przecież ty jestes superhot!) i zacznie w końcu działać!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nareszcie Pia przyznała się sama przed sobą, że kocha Marcina. Mam nadzieję, że teraz, po jego powrocie wyjaśnią sobie wszystko na spokojnie i będą razem.

    OdpowiedzUsuń
  5. genialny <3 teraz niech tylko ona powie mu co czuje i będzie idealne :0
    czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  6. Przemek ma stu procentową rację. Wasyl powinien się spiąć i jeszcze raz spróbować o nią zawalczyć. Pia w końcu przyznała się, że go kocha i teraz liczę na to, że się pogodzą :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie ma to jak pomagający kumple! Takich to ze świecą szukać ;)
    Obydwoje się kochają, a tu ten chciał się poddać, ta się boi. Niby dorośli ludzie, ale ciężko ich zrozumieć. Trochę jak młodzieńcza miłość.

    OdpowiedzUsuń
  8. Popieram przyjaciół Wasyla, 'Wasyl, walcz!'
    Jak nie zawalczy to będę go nazywać ciamajdą. Jest prawdziwym facetem! Powinien walczyć o kobietę, tak nią zakręcić, żeby świata poza nim nie widziała, a ten się boi zrobić krok w przód!

    OdpowiedzUsuń
  9. Muszę przyznać, że twoje opowiadania (czy je piszesz solo czy z kumpelą) są wciągające. Chapnęłam tą historię na raz i naprawdę mi się spodobała. Kibicuję zarówno Wasylowi i Pii, jak i Lily i Tytoniowi. A chłopaki z repry dają czadu. Wasyl ma dobrych kumpli, no i Tytoń tak samo. Czekam na kolejną część. Dodaję do linków, bo będę zaglądać :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. fajny
    Zapraszam do siebie licze na komentarz
    http://monikagotze.blogspot.com/2013/05/rozdzia-7.html

    OdpowiedzUsuń
  11. 20 year-old Physical Therapy Assistant Arri Marlor, hailing from Saint-Hyacinthe enjoys watching movies like Planet Terror and Kitesurfing. Took a trip to Archaeological Site of Atapuerca and drives a Ferrari 375 MM Berlinetta. kliknij w link teraz

    OdpowiedzUsuń