czwartek, 20 czerwca 2013

Rozdział 22

 Niezwłocznie powiadomiono policję, a także Marikę, w której numer, na wszelki wypadek, wyposażył chłopaków przezorny Wasyl. Pani Bartmann bez namysłu pojechała po Rumianego, a potem po Neumayerów. Zastała ich gotowych do wyjścia, w hallu, właśnie mieli zakładać płaszcze.
- Jak to porwano? - Agata była wściekła. - Jak to, pytam się, porwano?
- Normalnie, proszę pani - odparł grzecznie Wawrzyniak. - Ktoś ich zgarnął z klatki schodowej, ogłuszył jakąś chemią i wrzucił do samochodu.
- Jaki to był samochód? - Moritz był poważny i blady.
- Wielki czarny SUV, tutejsze blachy - powiedział Rumiany. Jego kieszeń gwałtownie rozbrzmiała przebojem "Ona tańczy dla mnie". - Przepraszam.
Wydłubal aparat, rzucił okiem na ekran i odebrał, włączywszy na głośnomówiący.
- Wawrzon, jest źle - z głośnika zagrzmiał Błaszczu. - Zgubiliśmy tych kutasów!
- Jak to zgubiliście? - zapytała Agata lodowato. Moritz tłumaczył Marice.
- O, przepraszam, nie wiedziałem że z Rumianym są damy - sumitował się Kuba. - Normalnie, jakiś kretyn chciał wymusić pierwszeństwo na skrzyżowaniu, musiałem zahamować, żeby go nie pieprznąć, a te ku... porywacze, znaczy, dodali gazu i znikli nam w sinej mgle.
- W którą stronę jechali? - Marika włączyła się po niemiecku.
Przez chwilę Błaszczykowski naradzał się z Łukaszem.
- Do portu, tak nam się wydaje - powiedział.
- Doki - powiedziała Marika, przewieszając laskę przez rękę. - Ten palant wynajmował magazyny w dokach, wiem, bo próbował mnie naciągnąć, żebym za nie płaciła. Zaraz wam podam adres. Spotkamy się na miejscu.
Kiedy Marika szukała w torebce notesu, Moritz zniknął na moment w swoim gabinecie, a Agata pobiegła do kuchni. Wróciła stamtąd po chwili, z solidną, staroświecką żelazną patelnią w ręku. Wawrzyniak spojrzał na nią, zdziwiony.
- No przecież nie pójdę bez broni - wyjaśniła. - Moritz! Gdzie ty jesteś?
Pani Bartmann podała wreszcie adres magazynu Kubie Błaszczykowskiemu.
- Jak dorwę tego czubka, własnoręcznie urwę mu jaja - obiecała mściwie Agata.
- Wy wiecie kto ich porwał? - w dobiegającym z głośniczka głosie Błaszcza brzmiało zdumienie.
- Oczywiście - odparła Agata. - To na pewno były mąż Pii, Felix Wagner.
- No to jak wiecie, to może powiadomcie policję?
- Powiadomiłem, ale jest Sylwester, mają braki kadrowe, czynności podejmą jutro, a w ogóle to ich zdaniem Marcin, Przemek i ich laski na pewno gdzieś balują - westchnął Rumiany.
- Dobra, to nie ma co tracić czasu, jedziemy tam!
Moritz wyłonił się ze swego gabinetu, powiewając dumnie prochowcem.
- Jedźmy - rzekł, nad podziw spokojnie.
Pierwsza ocknęła się Lily. Poczuła, że leży na czymś twardym i zakurzonym, mignęła jej przez chwilę myśl, że pobrudzi sobie kieckę, po czym, niczy obłąkany pociąg ekspresowy, nadjechało przypomnienie.
Porwano ich! Czterech ponurych drabów wepchnęło się na klatkę schodową, akurat kiedy Pia i Marcin wychodzili z mieszkania. Wasyl próbował się bronić, strzelił jednego z napastników w ryj, ale drugi przyskoczył od tyłu i przycisnął mu do twarzy coś białego. Pia ugryzła drugiego w rękę, zgubił ten biały kłąb, ona sama zgłupiała, nie wiedziała co robić, próbowała uciekać do góry, wtedy po schodach zbiegł Przemek i, Boże, jego też dopadli, chociaż walczył. A potem nie pamiętała już nic.
Otworzyła oczy. Dookoła panowała ciemność, rozpraszana jednak smugami światła padającymi przez szczelinę pod drzwiami i dziurę w ścianie nieopodal. Lily zamrugała, w głowie jej się nieco kręciło. Za ścianą słychać było jakieś głosy, wolała więc się nie odzywać. Zamiast tego zaczęła więc obmacywać zaśmieconą posadzkę i rychło natrafiła dłonią na męski pośladek, obleczony tkaniną, o ile mogła wyczuć dość kosztowną.
- Przemek! - wyszeptała, podążając dłonią w kierunku głowy Tytonia. - Żyjesz?
- Mhrrbrrr - wymamrotał.
- Przemek! - dotknęła jego karku, włosów, potem policzków.
- Szyję - rzekł i przetoczył się na plecy. - Szęka me boli.
- Ciii - syknęła. - Dostałeś w nią. Ktoś nas porwał, pamiętasz?
- Kurwa - zaświszczał, siadając gwałtownie. Pomacał się po kieszeniach. - Zabrali mi komórkę. Twoja?
- W torebce, torebka u nich. Sprawdź drzwi, ja wyjrzę przez tę dziurę.
Podnieśli się oboje, starając się nie hałasować, a najlepiej nie oddychać i podkradi się na palcach ku drzwiom. Lily przytknęła ostrożnie oko do dziury i spojrzała.
- Co widzisz? - zaświszczał niespokojnie Przemysław.
- Wasyla, trzyma go dwóch drabów. O Jezu, biją go! Musimy coś zrobić!
Tytek puścił szeptaną wiązankę, złożoną z najohydniejszych znanych mu przekleństw i zaczął obmacywać desperacko drzwi, Lily zaś rzuciła się na kolana, w nadziei, że znajdzie na podłodze coś użytecznego.
Tymczasem Pia przeżywała właśnie najkoszmarniejsze chwile swego życia. To, co Lily oglądała z daleka i przez dziurę, ona miała tuż przed sobą. I musiała patrzeć.
Siedziała pod ścianą, przywiązana do krzesła szorstkim sznurkiem, w wielkiej hali magazynowej, prawie pustej, poza paroma porzuconymi skrzyniami. Obok niej zaś stał Felix z nożem sprężynowym w dłoni, chichocząc obłąkańczo. Naprzeciw nich dwóch ponurych drabów, wyglądających jakby od dzieciństwa karmiono ich wyłącznie sterydami, trzymało Marcina pod ręce, drab trzeci zaś bił go pięścią w brzuch, poprawiając na koniec w twarz.
- Patrz, serdeńko, patrz - chichotał Felix. - Zabawa będzie długa, a jak skończę z nim, zajmę się tobą - przyłożył nóż do jej policzka. - Ależ będzie impreza!
Pia nie zwracała uwagi na ostrze krążące wokół jej twarzy, zajęta bez reszty tym, co działo się z Wasylem. Po ostatniej sesji bicia wyglądał strasznie. Krew, cieknąca z rozbitego łuku brwiowego, zalewała mu pół twarzy, a oko było ledwo widoczne spod opuchlizny. Opuchnięte i rozbite były równiez jego usta, umazane krwią cieknącą z nosa.
- Każ im przestać - Pia powtarzała to jak mantrę. - Zrobię co chcesz, tylko każ im przestać!
- Siedź cicho, koteczko! - krzyknął Wagner. - Bądź grzeczna, bo jak nie to...
Zarechotał, potem wepchnął łapę w dekolt jej sukienki.
- Może obetnę ci cycuszki? A może oddam cię chłopcom, żeby się trochę zabawili?
Wasyl szarpnął się gwałtownie, wywracając jednego z drabów na beton.
- Nie dotykaj jej, skurwysynu! - ryknął, odpychając drugiego typa. Ten nieomal się przewrócił, ale w tym samym momencie typ trzeci zdzielił Wasyla pięścią w kark. Marcin osunął się na kolana, typ zaś kopnął go w głowę.
- Zostawcie go! Zostawcie go! Zostawcie go! - krzyknęła Pia rozpaczliwie, szarpiąc się i łomocząc krzesłem.
Tymczasem w kanciapie nieopodal trwała gorączkowa narada.
- Lily, to jest płyta wiórowa, możemy się przedłubać! - stwierdził Przemek, zbadawszy ściany.
- Tylko z tamtej strony, oni jej nie widzą - gorączkowała się Lily. - Masz czym? Ja mam drut!
- Mam, szybko, te skurwysyny go zaraz zatłuką!
Po chwili dłubali oboje w skupieniu, a dziura w ścianie szybko się powiększała.
Dwie ekspedycje ratunkowe połączyły siły w dokach, w bocznym zaułku ulicy, przy której stał magazyn, wynajęty przez Wagnera.
- Jeden kark z gnatem pilnuje drzwi - wyjaśnił Błaszczu. - W środku jest jeszcze trzech i taki mniejszy gość...
- Wagner - przerwała mu Marika.
- Możliwe - zgodził się Kuba i spojrzał na Agatę. - Jakby pani odwróciła uwagę tego wartownika, to ja bym go czymś walnął od tyłu.
Agata bez słowa podała mu patelnię i wysiadła z samochodu.
Drab na warcie nudził się przeraźliwie, zły, że omija go rozrywka i nie może nikomu obić mordy. Ta cała warta była bez sensu, tu i tak nic się nie działo, nawet mewy poleciały srać gdzie indziej. Pojawienie się całkiem niezłej blond lali, nie takiej znowu młodej może, ale z niezłymi nogami, stanowiło więc całkiem miłą odmianę. Lala była elegancka, spod płaszcza wystawała jej wieczorowa kiecka, a w uszach lśniły kolczyki, obiecując bandycie zarobek ekstra.
- Przepraszam pana bardzo - rzekła blondyna. - Chyba się zgubiłam, nie wie pan którędy na starówkę?
- Oj zgubiłaś się mała, zgubiłaś - zarechotał. Na swoje nieszczęście odebrał w dzieciństwie od babki solidną lekcję dobrych manier i niektóre odruchy mu zostały, toteż gdy blondynie wypadła z ręki torebka, odruchowo pochylił się, żeby ją podnieść. I oberwał potężnie w łeb, czymś co głośno i metalicznie zabrzęczało.
- Gotów - rzekł Kuba Błaszczykowski, pochylając się nad drabem.
- Patelnia - zażądała Agata.
We wnętrzu magazynu sprawy przybierały coraz gorszy obrót. Wasyl, po kolejnej sesji bicia, leżał wpół przytomny na posadzce, Felix zaś chodził przed dławiącą się własnymi łzami Pią i perorował.
- Zniszczyliście mi życie, do szczętu. Moje wszystkie interesy leżą, kasa przepadła, bo ta cwana dziwka Sarah wyczyściła konta i przelała wszystko na jakieś pierdolone Malediwy, a w dodatku cały świat mógł mnie oglądać nagiego, w babskim szlafroku. Wiesz jakie to upokorzenie? Gdybyś siedziała grzecznie na dupie i oddała mi dom, zamiast prowadzać się z tym małpoludem, to wszystko by się nie zdarzyło! Ale nie, ty musiałaś jak zawsze zrobić mi na złość!
Zrobił się buraczkowy na twarzy i przez chwilę Pia miała nadzieję, że trafi go szlag.
- Ale skoro sąd był tak łaskaw wypuścić mnie za kaucją, pomyślałem sobie, że się zabawię. Sprawię, że będziecie cierpieli, tak samo jak ja.
Zachichotał upiornie, niczym szaleniec ze starego horroru.
"Zabije nas!" pomyślała Pia.
- Nie, koteczko, nie zabiję was - odparł, jakby odpowiadając na jej myśli. - To byłoby zbyt proste. Wy musicie cierpieć przez resztę życia, myśląc o tym, co mi zrobiliście. Tobie potnę tę śliczną buźkę i te słodkie cycuszki, ale to później. Najpierw połamię temu małpoludowi nogi. Połamię je tak, że do kibla nie dojdzie bez pomocy chodzika. Koniec z piłkarską karierą! Udo, dawaj pałę!
Typ, który dotychczas zajmował się tłuczeniem Wasyla, przytruchtał posłusznie z pałką bejsbolową w dłoni i podał ją szefowi. Ten schował nóż do kieszeni, po czym zważył pałę w rękach. Potem powoli podszedł do Marcina.
Pia szarpnęła się z krzesłem do tyłu i uderzyła w ścianę. Raz drugi i trzeci. Krzesło, nie pierwszej młodości i nie najsolidniejszej roboty, puściło i część oparcia oderwała się z trzaskiem. Zirytowany Felix przekazał pałę drabowi.
- Wal Udo, a ja jej zaraz pokażę, niegrzecznej dziwce.
Udo wziął zamach, ale uderzyć nie zdążył, bo z ciemności w przeciwległym końcu hali wypadli Tytoń i Lily, cali obsypani trocinami.
- Szefie, co jest? - zdziwił się.
Felix obejrzał się i dostał w ciemię oparciem od krzesła. Pia strząsneła z siebie resztki więzów i rzuciła się na draba, okładając go oparciem, które rozsypało się już do reszty. Oszołomiony drab przyklękł na jedno kolano. W tym momencie Wasyl zdołał zebrać siły i kopnął klęczącego najmocniej jak mógł w nerki. Drugi drab rzucił się na Tytonia i po chwili tarzali się już w zwarciu na posadzce.
Drab numer trzy ujrzał się zaatakowanym przez dwie kobiety. Jedna dziabała drutem, druga kopała, drapała i gryzła. Otrząsnął się z nich stosunkowo łatwo, po czym kopnął tę gryzącą w żebra. Ktoś gwałtownie szarpnął go za ramię.
- Nie waż się jej tknąć, chuju ryży - wydyszał Wasyl. Chwiał się na nogach, krew mu ciekła z nosa, ust i rozbitego łuku brwiowego, ale w oczach płonęła furia.
Drab walnął go w szczękę. Ku jego zaskoczeniu przeciwnik wciąż stał na nogach, a w dodatku odpłacił mu takim ciosem, prosto w nos, że aż coś trzasnęło soczyście i drab zalał się krwią.
- O tyyyy! - ryknął rozjuszony drab, zachłystując się przy tym krwią. Zasypał Wasyla gradem ciosów, w brzuch, w twarz, gdzie popadło. Wasyl początkowo odpłacał mu pięknym za nadobne, ale potem osunął się wyczerpany na posadzkę.
Widząc to Pia, choć nie odzyskała jeszcze do końca oddechu po kopniaku w żebra, bez namysłu skoczyła drabowi na plecy.
W tym momencie do środka wpadła grupa szturmowa. Kuba Błaszczykowski ogarnął całość spojrzeniem. Pierwszym co ujrzał był Wasyl, leżący w kałuży własnej krwi. Tytek tłukł się z jakimś mięśniakiem, drugi mięśniak kręcił się w kółko, usiłując strząsnąć z siebie Pię, a z trzecim szarpała się Lily, dziabiąc go kawałkiem drutu w co popadło.
- Nie będziesz bił mojej córki! - wrzasnęła Agata, startując z patelnią, wzniesioną bojowo w górę. Po chwili zacny ów sprzęt kuchenny z rozgłośnym brzękiem spotkał się z czaszką draba, który zaskoczony wypuścił Lily i z głupią miną osunął się na podłogę. Agata poprawiła mu jeszcze parę razy dla pewności, a tymczasem wokół niej rozgorzała bitwa. Kuba Błaszczykowski zaprawił bykiem mięśniaka, który zdołał powalić Tytonia, Piszczu i Wawrzyniak zaś wspólnie wzięli się za draba z Pią na plecach.
Tymczasem Felix, on to bowiem usiłował chyłkiem zwiać, na swej drodze do wyjścia napotkał przeszkodę. Była nią Marika Bartmann, która stała przed samymi drzwiami, wsparta na laseczce.
- Wybierasz się gdzieś? - zapytała z lodowatą uprzejmością.
- Zejdź mi z drogi, prukwo! - wrzasnął. Chciał ją odepchnąć ale w tym momencie stąło się coś zaskakującego. Otóż Marika uniosła laseczkę, pociągnęła za jej rączkę.... i okazało się, że wewnątrz drewnianej tulei kryło się pokaźnej długości ostrze. Które mierzyło teraz w gardło Felixa.
- Grzeczniej proszę - rzekła Marika. - Rączki w górę i idziesz gdzie ci każę.
Bezceremonialnie zagnała go do jednej ze skrzyń, stojących na podłodze.
- Te baby, wszystko przez te baby! - jęczał Felix.
- Właź do środka i się połóż - rozkazała Marika.
- Ale tam są szczurze bobki! I śmierdzi! - protestował.
- Właź, bo... - ostrze naparło na jego kark.
Tak zdopingowany Felix położył się grzecznie w skrzyni, którą Marika nakryła wiekiem. Następnie rozsiadła się na niej z wyraźną ulgą.
Typ zdzielony z byka przez Błaszcza odpowiedział mu tęgim kopem i już chciał wiać, gdy nagle rozległ się strzał. Zamarli wszyscy jak żywy obraz, ten co chciał uciekać zamarł najbardziej, bo ujrzał przed swym nosem lufę rewolweru. Wielkiego i paskudnego.
- Wiem, o czym myślisz, śmieciu: „Strzelił sześć razy czy tylko pięć?”. Szczerze mówiąc, w tej całej zabawie straciłem rachubę. Ale zakładając że to magnum 44, najpotężniejszy rewolwer na świecie, może elegancko odstrzelić ci głowę... - rzekł Moritz. - Musisz sobie zadać pytanie: „Czy mam dziś szczęście?” Masz śmieciu?
- Panie, ja nawet na loterii niczego nie wygrałem! - zakwilił bandyta.
- No to rączki nad głowę i klęknij grzecznie na podłodze, żebym nie musiał twojego szczęścia testować. Twoi koledzy to samo.
Drabowie posłusznie spełnili polecenie, a Agata z wrażenia o mało nie zgubiła patelni.
- Rany, to mój mąż? - zapytała osłupiała.
- Tak mamo, to jest twój mąż, a mój ojciec - odrzekła Lily z nabożną czcią. - I jestem z niego dumna.
- Tytek, będziesz miał zajebistego teścia - Błaszczu klepnął kumpla w ramię.
- Jeszcze się nie oświadczyłem, głąbie! - zirytowany Tytoń ocierał krew z twarzy.
- Moja odpowiedź brzmi: tak - odparła Lily, przytulając się do niego.
Tymczasem Pia klęczała nad zmaltretowanym Wasylem, próbując przywrócić go do przytomności.
- Marcin, słyszysz mnie? Powiedz coś! - jej głos drżał panicznie.
Podniósł palce prawej dłoni.
- Karetkę! - ryknęła Pia. - Wezwijcie karetkę!
W tym samym momencie Wasyl zaczął się krztusić. Czerwona bańka krwi ukazała mu się na ustach i pękła. Wszyscy raptownie wrócili do rzeczywistości, ktora była cholernie ponura. Wawrzyniak wyrwał z kieszeni telefon i drżącymi palcami wybrał numer alarmowy.
- Trzeba go przewrócić na bok, bo się udławi krwią! Chłopaki, pomóżcie mi! - skomenderował Błaszczu.
Po chwili Marcin leżał już w pozycji bezpiecznej. Przestał się dławić, ale wciąż było z nim bardzo źle.
- Marcin zostań ze mną, proszę - Pia szeptała mu do ucha. - Jesteś moim szczęściem. Miłością mojego życia. Trzymaj się, proszę. Zaraz będzie pomoc, tylko wytrzymaj!
W dali narastało wycie syren.

____________________________________________________________________
Jest to przedostatni rozdział Morza Miłości. Ciężko nam się z nim rozstać, ale wszystko co dobre kiedyś się kończy.
                                                                                     Pozdrawiamy F&M :)




4 komentarze:

  1. Oh... a tak myślałam, że Felix będzie siedział do końca w areszcie, a tu wyszedł za kaucją. Czy prokuratura jest jakaś nienormalna??
    Jestem pewna, że Wasyl przeżyje. Bo jak nie, to ja tego nie przeżyję :(
    Czekam na szybkiego nexta ;D
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dobrze, że udało im się ich uratować... Mam nadzieję, że Marcin dojdzie teraz do siebie i że Felix pójdzie siedzieć na długie lata...

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mam już słów do Felixa. Psychopata, powinien siedzieć w psychiatryku a nie chodzi taki po świecie i zakłóca porządnym ludziom życie. Dramatyczny był ten rozdział i tyle się działo że o mało serce mi nie wyskoczyło. Wasylowi nie może się stać nic poważnego. Po tym co przeszli z Pią muszą być razem! Innej opcji nie widzę.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawy blog. Ciekawie ile osób wejdzie na ten blog.

    OdpowiedzUsuń