Mleko, które miało się podgrzać, wrednie wykipiało, zalewając
wnętrze mikrofali i produkując nieznośny swąd.
- Kurwa mać - syknęła Sarah Wagner, wywlekając upaćkany mleczną
pianą kubek z kuchenki. Mała Jasmine, siedząca na wysokim
krzesełku dla niemowląt, spojrzała na nią okrągłymi,
niebieskimi ślepkami.
- Ga? - zapytała.
Sarah pogłaskała ją po jasnej główce.
- No już, zaraz dostaniesz kaszki, poczekaj - powiedziała, drugą
ręką lokując kubek w zlewie. - A, gdyby mój mąż nie był takim
pieprzonym sknerą, dostałabyś jeść znacznie szybciej. A wiesz
dlaczego? Bo dałby mi kasę na nową mikrofalę, skoro w tej zepsuło
się pokrętło temperatury. Albo może nawet urządzając tę
zasraną kuchnię nie pożałowałby euro i kupił porządną
kuchenkę, a nie taką taniochę!
Trzasnęła drzwiczkami kuchenki, aż dziecko podskoczyło,
zaskoczone.
- Przepraszam maleńka - Sarah sięgnęła po rondelek, nalała do
niego mleka i postawiła na palniku. - Już ci grzeję.
- Ale widzisz - mruczała, wyjmując z szafy paczkę kaszki, a z
kredensu talerzyk i łyżeczkę Jasmine. - Mój cholerny mąż woli
śledzić swoją byłą i jej nowego fagasa, zamiast zająć się
swoją rodziną. Po cholerę ja za niego wyszłam?!
Zdjęła mleko z ognia, sprawdziła jego temperaturę, wlała do
miski, a dosypując kaszki kontynuowała swój monolog.
- A, prawda, bogaty jest. Ale skąpy taki, że niech mnie. I każe
mi, świnia jedna, w domu siedzieć. Najchętniej pewnie by mnie do
kaloryfera przykuł, ani na zakupy pójść, ani na siłownię, bo
się będą na mnie gapić obcy faceci... A czy ja się awanturuję,
kiedy on wszystkim napotkanym babom w cycki się gapi?
Parsknęła gniewnie. Sarah była osóbką wygodną i leniwą, nie
lubiła męczyć się zbyt częstym myśleniem, ale kiedy zmusiły ją
okoliczności potrafiła używać mózgu całkiem sprawnie. Właśnie
teraz zaczęły ją zmuszać. Sprawnym ruchem zapakowała dziecku do
dziobka porcję kaszki.
- Poza tym nie po to za niego wychodziłam - rzekła - żeby słuchać
ustawicznego pieprzenia o jego byłej. Pia to, Pia tamto, polski
goryl owamto, co ja tu w małżeństwie w trzy osoby jestem? A nawet
w cztery, tego kolesia Pii licząc. Nie powiem, całkiem sexy jest,
chociaż ja bym go trochę wydepilowała, ale nie wiem czemu mam o
nim ciągle słuchać. Co tego debila obchodzi z kim się ryćka jego
była żona?! Mógłby mnie poryćkać!
Tak monologując karmiła córeczkę automatycznymi ruchami, co jakiś
czas ocierając jej usteczka. Zatrzymała się jednak z kolejną
łyżką w pół drogi do ust małej, bo za drzwiami wejściowymi coś
zaszeleściło, zaraz potem zaś ktoś zapukał do drzwi i wnioskując
z tupotu, natychmiast uciekł.
Przekonana, że jakieś bachory robią sobie dowcipy, Sarah porzuciła
kaszkę i popędziła ku drzwiom. Otworzyła, spodziewając się
czegoś śmierdzącego na wycieraczce, ale tam leżała tylko pękata
koperta formatu średniej książki. Zaadresowana jej, Sarah,
imieniem i nazwiskiem.
Pani Wagner podniosła ją i w drodze powrotnej do kuchni otworzyła.
Po czym zamarła w połowie drogi i tak stała oglądając kolejne
zdjęcia i coraz bardziej czerwieniejąc. Kiedy dotarła do
ostatniego zgrzytnęła zębami, następnie schowała wszystie
fotografie z powrotem do koperty i w kamiennym spokoju dokończyła
karmienia córki.
Z tym samym nieludzkim spokojem zaniosła dziecko do salonu,
ulokowała je w kojcu, po czym z kopertą pod ręką usiadła na
kanapie i włączyła telewizor.
Jakieś trzy godziny później w drzwiach wejściowych szczęknął
klucz.
- Kochanie, jestem w domu! - zapiał Felix. - Co mi Sarusia
przygotowała na lanczyk?
Teraz jego głos rozbrzmiewał z kuchni.
- Ojej, nic nie ma? A ja głodny jestem, liczyłem, że zrobisz mi
kanapeczki z wołowiną i cebulką! I lodzika na deser! - zarechotał
obleśnie. - Taki zły jestem, ten paparazzi gdzieś wsiąkł, od
tygodnia z górą nie mam z nim kontaktu! A Pools poszedł na
zwolnienie, załamanie nerwowe, czy coś.
Sarah wpłynęła do kuchni niczym okręt wojenny w pełnej gotowości
bojowej.
- Od dzisiaj, kotku, sam sobie robisz lanczyki - rzekła zimno. -
Również śniadanka, obiadki i kolacyjki, oraz lodzika, o ile
sięgniesz.
Felix spojrzał na małżonkę, osłupiały.
- Co jest? - zdziwił się.
- To - rzekła Sarah zwięźle, wysypując zdjęcia z koperty i
ciskając je na stół. - Wszystkie twoje dziwki.
- Odezwała się chodząca cnota - warknął. - Lepsza byłaś, kiedy
rozkładałaś nogi na biurku swojej szefowej, a mojej wtedy żony?
Sarah poczerwieniała z furii.
- A kto mi, kurwa, wmawiał, że jest taaaki nieszczęśliwy z tą
niedobrą, bezpłodną suką? - prychnęła. - Wszystkim to wciskasz?
Przegarnęła leżące na stole zdjęcia.
- Kogo my tu mamy? Gońcówna z redakcji, ta nowa zdzira z wielkimi
balonami, którą zatrudniliście jako dziennikarkę, jak jej tam,
Pauleen, sprzedawczyni z trafiki na rogu, nasza sprzątaczka...
Zatrzymała się na chwilę.
- To cię powinno zainteresować - rzekła z jadowitą uciechą. -
Znalazłam ostatnio w łazience, w śmieciach test ciążowy,
pozytywny. Może powinnam zasugerować dziewczynie mały pozwik o
alimenty?
Wagner zbladł, potem zczerwieniał, potem zzieleniał. Po tym
festiwalu kolorów wyciągnął z kiedzeni chusteczkę i starannie
wytarł spotniałe czoło.
- Nie sądziłem, że jesteś tak podłą suką - rzekł głucho.
- Składam pozew rozwodowy - odparła. - Puszczę cię w skarpetkach,
gnoju.
Felix nie czekał na ciąg dalszy, tylko popędził do gabinetu,
zastanawiając się, czy dzwonić do Poolsa, czy do adwokata. W tej
samej chwili Jasmine zaczęła płakać.
- Zrób coś z tym bachorem! - wrzasnął.
Jasmine ucichła. Teraz słyszał uspokajające gdakanie Sarah i jej
krzątanie.
- I to jest to, do czego baby się najlepiej nadają - mruknął,
sięgając po telefon.
Nie zdążył jednak zadzwonić, bo przed jego nosem, na blacie jego
ukochanego biurka, wylądowała paczka pieluch, wilgotne chusteczki,
zasypka, oraz niezadowolona Jasmine. Jej równie niezadowolona matka
odpinała jej właśnie pampersa, wydzielającego z siebie
niepokojącą woń.
- Co ty robisz, durna kobieto?! - ryknął Felix głosem ranionego
łosia.
- Zmieniam pieluchę - odparła z zaciętością. - I kontynuuję
naszą miłą pogawędkę.
- Zabieraj to gówno z mojego biurka! Nie masz pojęcia ile to
kosztuje!
Sarah rąbnęła brudnego pampersa na lśniący blat, umazaną w
kupie stroną w dół. Felix kwiknął żałośliwie.
- To gówno jest dzieckiem - zasyczała. - Nominalnie twoim. I już
zadbam, żebyś płacił na nie soczyste alimenty!
Wagner spazmatycznym ruchem rozluźnił krawat. który zrobił się
nagle bardzo, bardzo ciasny.
- Odbiorę ci tego bachora! - wrzasnął.
- Tylko spróbuj! - odwrzasnęła. - Cały świat dowie się, że
jesteś bezpłodnym eunuchem!
- Ja bezpłodny?!
- A nie? Wszyscy wiedzą, że opłaciłeś doktorka, żeby wkręcił
twojej byłej, że nie może mieć dzieci, bo nie chciałeś się sam
badać!
Felix wyglądał jak potencjalna ofiara apopleksji.
- Totototo... to nie moje dziecko? Zdradzałaś mnie?
- Technicznie rzecz biorąc zdradzałam jego z tobą - odparła z
wściekłością. - Miałam narzeczonego, kiedy się poznaliśmy,
pamiętasz?
- Nnie... - jęknął. Było mu słabo, a od smrodu pieluchy również
niedobrze.
- Niestety, był piłkarzem i wytransferował się do Chin. Dlatego,
zapewne w przypływie zaćmienia umysłu, wybrałam ciebie, parszywa
gnido.
Wycelowała w niego brudną chusteczką. Felix poczuł, że więcej
nie zniesie. Śniadanie, a może nawet i wczorajsza kolacja, podeszły
mu do gardła i powiedziały, że chcą na wolność. Niczym rączy
jeleń pobiegł do łazienki.
Tymczasem jego żona usiadła z przewiniętą Jasmine na kanapie,
wyciągnęła swego smartfona i zaczęła się zastanawiać. Czy
lepiej zadzwonić do adwokata, czy wysłac anonimowego maila do kilku
instytucji? Pzed mściwością Felixa należało się zabezpieczyć.
Na święta Wasyl pojechał do Polski, spędzić je z bratem, w
podróży jednak towarzyszył mu Tytek, Lily oraz Neumayerowie, Agata
bowiem odczuła nagłą tęsknotę za ojczyzną, a Tytoń, mając
bardzo poważne zamiary względem ukochanej, chciał aby obie rodziny
się poznały. Jednak 26 grudnia cała paczka wylądowała z powrotem
w Hamburgu. Ostatecznie piłkarze nie dysponują nadmiarem wolnego
czasu, nawet w okresie Świąt, poza tym musieli się stawić u
Mariki na jej świątecznym przyjęciu. Za złamanie obietnicy miały
grozić surowe kary, zresztą Marcin i tak by przyjechał, gnany
przez stęsknione serce.
Teraz stał przed lustrem, w swej sypialni, poprawiając po raz
tysięczny włosy, jasnoszary garnitur i kołnierzyk koszuli i czując
się tak, jakby miał za chwilę zagrać niesłychanie ważny mecz.
Taki o najwyższą stawkę.
- Cholera - mruknął, czując, że kolano zaczyna mu nerwowo latać.
- No nic...
Spojrzał jeszcze raz na swe odbicie. Dobra, lepiej nie będzie, jak
bardzo by się nie starał i tak jest brzydalem z kanciastą mordą.
Co Pia właściwie w nim widziała?
Ruszył do drzwi i zderzył się w nich z Tytkiem, który w gajerze
koloru marengo wyglądał niemal jak angielski lord.
- Ty, a ty dokąd? - lord Tytoń zmierzył przyjaciela chłodnym
okiem. - Na eleganckie przyjęcie bez krawata? Jak lumpenproletariat
jakiś?
Wasyl jęknął jak znękany wieloryb.
- Chłopie, ja nie umiem tego wiązać, daj spokój - rzekł,
usiłując przecisnąć się obok Przemka. Ten zastawił mu drogę
zdecydowanym ruchem.
- Po moim trupie - rzekł. - Masz wyglądać elegancko! Lily,
wyciągnij mu z walizki ten czerwony krawat, który od nas dostał!
Lily przekopała sprawnie porzucony na korytarzu bagaż Marcina. Jego
właściciel został doprowadzony przed lustro, nie bez oporów i
protestów.
- Krawat! - zażądał Tytek.
Panna Neumayer, olśniewająca w czerwonej sukience, podała mu
jedwabny krawat, również czerwony. Przemysław zawiązał go z
pietyzmem na szyi przyjaciela i przyjrzał się swemu dziełu,
zadowolony.
- Teraz wyglądasz jak milion dolców - orzekł.
- Ieee tam - mruknął Wasyl, niezbyt przekonany.
- Żadne ieee tam, naprawdę wyglądasz bosko! - powiedziała gorąco
Lily. - Naprawdę!
Przemek spojrzał na zegarek.
- Jedziemy, bo się spóźnimy - zarządził.
- Czekajcie! - Wasyl przypomniał sobie o czymś, czymś bardzo
ważnym. Z torby, którą porzucił w przedpokoju wygrzebał
niewielkie pudełeczko i schował je do wewnętrznej kieszeni
marynarki.
- Dobra, możemy jechać - oznajmił.
U Mariki przywitała ich niebiańska woń kawy i licznych smakołyków,
przygotowanych z uwzględnieniem wymogów piłkarskiej diety. Sama
gospodyni prezentowała się zabójczo w ciemnogranatowej sukni,
ozdobionej przy dekolcie prawdziwą dziewiętnastowieczną kameą.
- A gdzie Pia? - zapytał Marcin prosto z mostu, skończywszy się
witać z Mariką, jak również Leną i Fi, czyli panią kostiumolog
i panią charakteryzatorką.
Marika uśmiechnęła się niczym Mona Liza.
- Zaraz przyjdzie, synu - rzekła. - Zobaczysz. A na razie siadajcie,
moi kochani. Lily, gdzież twoi rodzice?
- Zaraz powinni być - uspokoiła Lily. - Sama pani wie jaki tato
jest, trzy razy zgubi krawat, zanim zdoła go założyć.
Zasiedli zatem do stołu. Marika pogadywała z Lily i Przemkiem, a
Fi i Lena lustrowały Wasyla uważnymi spojrzeniami. Trochę go to
krępowało, ale miał nadzieję, że nie było tego po nim widać.
Nagle Fi oparła podbródek na dłoni i odezwała się, przełamując
milczenie.
- Wie pan co? W garniturze wygląda pan znacznie lepiej niż w
sukience.
Nad stołem panowała przez chwilę cisza. A potem Marcin zaczął
się śmiać, w jego ślady zaś poszli inni.
- Zgadzam się z koleżanką - rzekła Lena, chichocząc. - I
popieram to stwierdzenie mym autorytetem kostiumologa.
Wasyl pokręcił głową, rozbawiony.
- Dobrze, że mi wtedy nikt zdjęcia nie zrobił - rzekł.
Tytoń uniósł brew.
- Jesteś tego pewny, kochany Wasylku? - zapytał.
- Nie! - jęknął Marcin. - Nie zrobiłeś tego!
- Dzięki koledzie ma pan pamiątkę - rzekła, śmiejąc się,
Marika. - Zaprawdę, wyjątkową.
Przemek uśmiechnął się niczym rekin i wyjął z kieszeni telefon.
- Chcesz zobaczyć?
- Przemysław! - zirytowała się Lily.
- Co zobaczyć? - zapytał jakiś głos, głos niewieści, który
przeszył Wasyla na wskroś słodkim dreszczem. Stoper spojrzał w
stronę drzwi. Zachwyt odebrał mu mowę, a także wszelką
funkcjonalnosć umysłu. Pia, z włosami spływającymi złocistymi
falami na ramiona, ubrana w błękitną suknię, z topazem lśniącym
na jej cudownym dekolcie wyglądała jak anioł. Bóstwo. Zjawisko
nadziemskie.
- Chryste... - jęknął.
- Witajcie. I nie wstawajcie - rzekła Pia z uśmiechem, który zdał
się Wasylowi niebiański. - Marcin, wyglądasz dzisiaj jak amant.
Marcin spłonął rumieńcem aż po korzonki włosów, a uszy
zaczerwieniły mu się tak, że wydawało się iż zaraz zapłoną
żywym ogniem.
- Dziękuję - powiedział, w niczym nie przypominając pewnego
siebie Wasyla, jakiego znali kibice. - Ty wyglądasz przecudownie.
Ona również się zarumieniła, spuszczając na chwilę wzrok. Potem
spojrzała na Wasyla, tak, że zrobiło mu się gorąco, a
jednocześnie miał ochotę krzyczeć z radości.
"Rany boskie, co ona ze mną robi? " pomyślał, patrząc
jak Pia siada, o losie! naprzeciw niego. Wolałby ją mieć obok, móc
czuć ją, dotknąć chociaż ręki. A teraz przegradzał ich solidny
dębowy stół. Jakaś część wasylego jestestwa była gotowa nawet
przegryźć obrzydły mebel zębami, byle tylko znaleźć się obok
bogini.
Niestety, męczył się biedak całą kolację. Zaraz po zjawieniu
się Pii przyjechali Neumayerowie, a w czynionym przez nich zamęcie
w zapomnienie, ku uldze Marcina, poszła kwestia zdjęcia wykonanego
podstępem przez Tytka. Wasyl obiecał sobie solennie w duchu, że
jeszcze się z ukochanym przyjacielem za to policzy.
Lily zachwycała się Zamościem.
- To takie piękne miasto! I w ogóle Polska jest piękna, czemu ja
tam wcześniej nie jeździłam, właściwie?
- Teraz będziesz miała dużo okazji - zapewnił ogniście Tytoń,
obdarzając ją rozkochanym spojrzeniem.
- No ja myślę, skarbie - odparła.
- Wy sobie najpierw uporządkujcie te kwestie geograficzne, a potem
wycieczki planujcie - mruknęła Agata.
Tytek sposępniał, a Lily jęknęła.
- Mamo, musisz mi o tym przypominać? Właśnie się dobrze
bawiłam...
- Jakie kwestie geograficzne? - zapytała Fi ciekawie.
- No właśnie? - poparła Marika.
- Bo widzi pani, chcę odejść z Eindhoven - wyjaśnił Przemysław.
- Tam siedzę na ławie, nie mógłbym się rozwijać. Dostałem
ofertę z Sevilli, ale tu jest problem. Lily nie może się
przenieść.
- No zaraz, ale do Holandii mogła? - zdziwiła się Lena.
- Wymiana studencka - wyjaśniła zwięźle Lily. - W styczniu wracam
do Hamburga. A tak się po prostu przenieść ze studiami na
uniwersytet w innym kraju to cholernie trudna sprawa.
- Ona nie może zawalić tego roku - rzekł Przemek z troską.
- A on nie może dalej siedzieć na ławce rezerwowych. Ani się
przenosić do kiepskiego klubu - uzupełniła Lily.
- Z którego klubu masz tę ofertę, młody człowieku? - zapytała
rzeczowo Marika.
- Sevilla - rzekł machinalnie Marcin, pożerając wzrokiem Pię,
która nie pozostawała mu dłużna.
Fi i Lena spojrzały na gospodynię.
- Przeznaczenie - oznajmiła jedna.
- Nie opieraj się - powiedziała druga.
Marika zamachała rękami, jakby oganiała się od much.
- Nie masz wyboru, kochana - rzekła Fi srogo. - Raz mu już dałaś
kosza.
- Drugi raz ci nie pozwolimy! - oznajmiła Lena, stukając łyżeczką
w stół.
- Kosza? - Pia wstrząsnęła się na tyle, że zdołała oderwać
uwagę od Marcina. - Mamo, czy ja tu o czymś nie wiem?
- Będą romanse, niuanse... - zanucił Moritz. Agata kopnęła go
pod stołem w kostkę.
- Tak, córko, o czymś nie wiesz - rzekła Marika mężnie. - Kiedy
byłam bardzo młoda, studiowałam w Hiszpanii.
- To wiem - rzekła Pia.
- Ale tego, że poznałam tam mężczyznę, którego pokochałam,
tego nie wiesz - odparła pani Bartmann. - Nazywał się Xarles Olano
i był dobrze zapowiadającym się piłkarzem.
- Skłonność do futbolistów jest, widzę, dziedziczna - zauważył
Moritz.
- Boże - jęknęła Agata. - Zaknebluję cię zaraz serwetką!
- Przepraszam kochanie - rzekł potulnie.
- Zostawiłam go - rzekła Marika, patrząc znacząco na swą córkę
i na Wasyla. - Byłam głupia, przestraszyłam się swoich uczuć i
uciekłam do Niemiec. To był największy błąd mojego życia, jeśli
rozumiesz, co chcę powiedzieć, Pia.
- Rozumiem - odpowiedziała jej córka, czerwieniąc się lekko.
Agata zmarszczyła brwi.
- No dobrze, a co ów Xabier...
- Xarles! poprawiły chórem Lena i Fi.
- ...Xarles ma do Sewilli i transferu Przemka?
Marika westchnęła.
- Otóż ma. Jakiś czas temu Xarles zaczął przysyłać mi listy.
Wahałam się długo, czy mu odpowiedzieć, czy do niego zadzwonić,
bo znalazłam numer jego telefonu w internecie... Ale teraz nie mam
wyjścia. Otóż Xarles Olano nie jest już piłkarzem. Xarles jest
profesorem Universidad de Sevilla.
Lily patrzyła na nią z szeroko otwartymi ustami, zamieniona w
pomnik niedowierzania.
- Na wydziale chemii - dokończyła Marika.
- Przeznaczenie - orzekła uroczyście Agata. - Jak w mordę
strzelił.
- Myślę - kontynuowała smętnie Marika - że kwestię
przeniesienia do Sevilli da się zatem załatwić. Poza tym wciąż
go kocham - westchnęła.
Tytek zerwał się z krzesła i wzniósł kieliszek.
- Wypijmy za miłość! - zakrzyknął radośnie.
- Za miłość! - Wasyl poderwał się również.
- Za miłość! - zakrzyknęli biesiadnicy i spełnili toast.
Wreszcie przyjęcie dobiegło końca i można było wstać od stołu.
Pia, nie mogąc wytrzymać dłużej z dala od Marcina wykorzystała
to, by natychmiast do niego podejść.
- Tęskniłam za tobą - powiedziała.
- Ja za tobą też - rzekł, uśmiechając się kącikiem ust. Był
przy tym tak seksowny, że Pii zakręciło się w głowie.
- Słuchaj synu, odwieź Pię do domu - pani Bartmann poklepała
Wasyla po ramieniu.
- Do domu? - zdziwiła się Pia.
- No przecież masz swoje mieszkanie. Nie będziesz chyba mi siedzieć
na głowie do końca życia? - zapytała Marika, uśmiechając się
szeroko.
Pojechali więc razem, Marcin za kierownicą, Pia obok niego, a na
tylnym siedzeniu Tytek i Lily których roznosiła euforia. Przemysław
na przemian albo całował Lily, albo gadał za trzech.
- Znowu mu odbija - jęknął Marcin. - Tylko nie śpiewaj, chłopie,
błagam!
- Bo co? - zapytał bojowo Przemek.
- Bo wtedy ja zacznę śpiewać!
Lily zatkała Przemkowi usta ręką, potem zakneblowała go w
znacznie przyjemniejszy sposób. w tak barwnych nastrojach zajechali
na miejsce.
Tytkowie od razu popędzili do góry, do mieszkania Wasyla. Jego z
kolei zatrzymała na klatce schodowej Pia.
- Myślę - rzekła - że powinieneś dać im trochę prywatności.
- Powinienem? - zapytał Wasyl głupio, patrząc w jej piękne oczy.
- Ouch - zirytowała się Pia. Pociągnęła go za krawat do swego
mieszkania. - No chodźże!
Zaprowadziłą go, kompletnie ogłupiałego ze szczęścia, do
sypialni.
- Myślę, że bez tego wyglądasz lepiej - rzekła, zdejmując mu
krawat.
Marcin przypomniał sobie, że ma prezent dla niej, którego prawie
zapomniał wręczyć. Sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki.
- Proszę - rzekł, podając jej małe pudełeczko. - To dla ciebie.
Otworzyła je. Na białej, atłasowej wyściółce leżały kolczyki
z topazami, idealnie pasujące do jej naszyjnika.
- Boże, Wasyl... Są piękne... wyszeptała.
- Ty jesteś piękniejsza - odparł.
Włożyła je w uszy i przez chwilę patrzyła na niego lśniącymi
oczyma.
- Widzisz, ja też bym zapomniała! - roześmała się nagle. - Też
mam dla ciebie prezent!
Z szuflady komody wyciągnęła paczkę owiniętą kolorowym papierem
i podała ją Wasylowi. Rozwinął z ciekawością i wybuchł
potężnym śmiechem. W środku znajdowała się para bokserek z
nadrukowanym na nich Gburkiem, a właściwie całą rzeszą Gburków.
- To może trochę głupie - Pia zarumieniła się nieco.
- Są konkretnie, kompletnie wspaniałe! - oznajmił stanowczo.
Rozjaśniła się takim uśmiechem, że w Wasylu obudził się
mężczyzna, ba! wygłodniały samiec. Rzucił bokserki za siebie,
chwycił Pię wpół i jął ją całować. Mocno, głęboko,
namiętnie, gorąco. Jej usta, twarz, śzyję, dekolt.
- Boże, jak ja tego pragnęłam - jęknęła.
Marynarka Marcina wylądowała na podłodze, a chciwe ręce Pii
rozpinały jego koszulę. jej równie chciwe usta całowały teraz i
pieściły jego owłosioną, muskularną pierś.
- Cudownie pachniesz - mruknęła.
Rozpiął jej sukienkę, kóra spłynęła na ziemię niczym kolorowy
motyl. Gładził delikatnie i pieścił jej cudownie miękką skórę,
całował piersi i brzuch, a ona jęczała i prężyła się pod jego
pieszczotami.
Po chwili oboje byli nadzy. Pia zatrzymała się na chwilę i
spojrzała na stojącego przed nią mężczyznę, na jego potężne,
lecz proporcjonalne ciało o stalowych mięśniach rysujących się
pod skórą, pokrytą tatuażami i bliznami.
Popatrzyła na jego twarz o mocnej szczęce i orlim nosie i tych
cudownych oczach w których kryła się cała jego dusza,
spoglądających na nią teraz zachłannie i żarliwie spod
zamaszystych czarnych brwi.
- Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś piękny? - zapytała cicho.
- Ja? - zdziwił się Marcin. Nigdy nie myślał o sobie w ten
sposób. I nikt mu jeszcze tego nigdy nie mówił.
- Ty - odpowiedziała spokojnie.
Pocałowała go w podbródek, potem w usta. Bez namysłu podniósł
ją i delikatnie położył na łóżku. Kochali się, zrazu
delikatnie i powoli, Pii nie przestało zadziwiać jak ktoś tak
potężny i silny jak on, może być tak delikatny i czuły, potem
coraz szybciej i szybciej, wznosząc się razem na fali rozkoszy, aż
po kres, po granicę za którą jest tylko chwila wspólnego
nieistnienia.
Zimowy księżyc zaglądał przez okno i srebrzył ich splecione
ciała swym blaskiem, kiedy żeglowali współnie po morzu miłości.
_________________________________________________________________________
Powoli zbliżamy się do końca tej zacnej opowieści. Pia i Wasyl żeglują po morzu miłości i są już całkiem blisko portu a my możemy upić się ze szczęścia.
Miłego czytania i super, że cały czas jesteście z nami :D
Pozdrawiamy Fiolka&Martina ;)
_________________________________________________________________________
Powoli zbliżamy się do końca tej zacnej opowieści. Pia i Wasyl żeglują po morzu miłości i są już całkiem blisko portu a my możemy upić się ze szczęścia.
Miłego czytania i super, że cały czas jesteście z nami :D
Pozdrawiamy Fiolka&Martina ;)
No wreszcie Sarah w końcu uświadomiła jakim debilem jest ten Felix! Dobrze, że ktoś podsunął kopertę z zdjęciami :) Felix bezpłodny? I dobrze mu to :D Wasyl i Pia- po prostu są niesamowici <3 Niech Lily przeniesie się do Sevilli razem z Tytkiem :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że już zbliżacie do końca :( No ale cóż, zawsze ma koniec ;)
Pozdrawiam ;)
ej, ja nie chcę końca! bo to opowiadanie to jedyne genialne o wspaniałym Wasylu! <3
OdpowiedzUsuńtak sobie wymyśliłam, że skoro to nie Pia była bezpłodna, to może jakieś małe Wasylątka będą? ^^
Pozdrawiam :)
Liczę na to, że żona Felixa obskubie go, jak tylko się da xD Ale cieszę się, że pomiędzy Wasylem i Pią wszystko ładnie się układa :)
OdpowiedzUsuńNareszcie Felix dostanie to na co zasłużył. Mam nadzieję, że Sarah zostawi go w samych skarpetkach tak jak mu obiecała i że on w końcu przestanie się wtrącać do życia Pii. Ciesze się, że problemy Lily i Tytka chyba wreszcie dobiegły końca i będą mogli zyć sobie razem w Sevilli. I również ciesze się ze szczęścia Pii i Wasyla.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Świetne . Czekam na nexta . W wolnej chwili zapraszam do mnie http://therenothinglikeu.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńP.S Sorki za spam . ;D
Może ktoś z was zdecydował by się na bardzo dobrą firmę Karaluchy Warszawa .Sam od bardzo dawna korzystam z tej firmy i naprawdę jestem z tego powodu bardzo zadowolony.
OdpowiedzUsuńTen blog jest bardzo ciekawy. Na pewno na ten blog wejdzie dużo osób.
OdpowiedzUsuń