Pia Bartmann z lekkim wysiłkiem opanowała chęć złożenia głowy w geście rozpaczy na blacie biurka. Od dwóch godzin męczyła się z Sahinem, wcześniej zaś po raz tysięczny oglądała nagrania z meczu. Cały problem polegał bowiem na tym, że należało udowodnić, że Wasilewski wyrżnął Sahina w nos z premedytacją, a Pia miała w tym względzie wątpliwości.
Na początku wydawało się to oczywiste, polski brutal skatował biednego chłopca, łzy same się cisną do ócz. Jednak po obejrzeniu nagrań w sieci, mniej okrojonych niż to, które pokazał jej Sahin, sprawa przestała wyglądać tak prosto. Podzieliła się nimi z klientem, prosząc o wyjaśnienia, a klient zaczął plątać się w zeznaniach wręcz beznadziejnie. Nie dało się z tego bełkotu wyłowić nic, co by mogło przydać się w sądzie. W dodatku jej matka wracała dzisiaj ze Stanów, zapewne z całym stosem bagażu. Powinna wyjechać po nią na lotnisko.
- Panie Sahin, niech się pan ogarnie - rzekła Pia z naganą. - Za pół godziny mamy spotkanie z Wasilewskim i jego adwokatem, muszę wiedzieć na czym stoimy. To jak, powie mi pan, czemu pan stał i patrzył na nadbiegającego Wasilewskiego, zamiast coś zrobić?
- Ja go nie widziałem! I wcale na niego nie patrzyłem, byłem skoncentrowany na piłce! - oburzył się Sahin.
- Przypominam panu, że istnieją nagrania - odparła Pia, jakimś fragmentem umysłu zastanawiając się, czy zdąży odebrać matkę z lotniska. Jeśli adwokat tego bezczelnego typa nie zechce przedłużać za bardzo negocjacji, może jej się uda... - Z których adwokat pozwanego na pewno skorzysta. Więc?
- Jak pani chce wygrać tę sprawę, skoro mi pani nie ufa? - żachnął się Nuri.
Pia stłumiła cisnące jej się na usta przekleństwo.
Tymczasem ów bezczelny typ stał przed lustrem w swej sypialni usiłował właśnie bezskutecznie zawiązać krawat. Zawsze wiązały mu to cholerstwo aktualne życiowe partnerki, ale cóż... Ostatnia rzuciła go, gdy trafił na ławkę rezerwowych w Anderlechcie. Miała, cholera, większe ambicje, jak powiedziała, niż bycie laską jakiegoś gościa z rezerw. Więc walczył z krawatem sam, ku uciesze Tytonia, który obserwował te zmagania, stojąc w drzwiach, wpadłszy akurat z umówioną wizytą.
- Jasna kurwa - warknął Wasyl, plącząc węzeł niemiłosiernie i produkując coś w rodzaju bardzo eleganckiego stryczka. Łypnął okiem w kierunku ubawionego Przemka - Czego się szczerzysz, łosiu?
- Daj to - Tytoń dwoma sprawnymi ruchami wykonał wytworny węzeł. - Teraz wyglądasz jak ta lala. Wciągaj marynarę i zasuwamy, bo się spóźnisz.
- Dzięki - mruknął Wasyl, sięgając po marynarkę. - Przydasz się, Tytek. Będzie miał mnie kto trzymać za rączki jak mnie ta łajza, Sahin, wkurzy.
- Żadnych takich - odparł jego przyjaciel z właściwym sobie niewzruszonym spokojem. - Pan mecenas powiedział, że masz być grzeczny. Rączki przy sobie i przyjemny wyraz twarzy!
Do jaskini lwa, czyli kancelarii Pii, Wasyl jednak poszedł tylko w towarzystwie adwokata, Przemka pozostawiając w poczekalni na parterze.
Spotkanie przeciągało się. Tytoń, przeczytawszy zawartość okolicznych tabllic informacyjnych, jak też kilku pozostawionych na fotelach ulotek, ruszył w kierunku schodów, doszedłszy do wniosku, że chce mu się pić. Na półpiętrze zaś stał automat z napojami, w tym również wodą mineralną.
U stóp schodów bramkarz stanął jak wryty, albowiem po stopniach toczył się jaskrawoczerwony kask motocyklowy, za nim zaś podążała istota płci żeńskiej. Bardzo urodziwa istota, o długich, ciemnych włosach, w tej chwili malowniczo rozwianych. Na jednym ramieniu dziewczyny zwisał półotwarty plecak, którego zawartość, stos mniej lub bardziej pękatych kopert, wyraźnie groziła wypadnięciem.
Tytoń podniósł kask, który dotoczył mu się prawie pod same stopy i w tym momencie dziewczyna potknęła się. Z refleksem w pełni godnym bramkarza klasy światowej Przemek złapał ją wolną ręką.
- Nic się pani nie stało? - zapytał po angielsku Tytoń i spojrzał wprost w piękne jasne oczy dziewczyny.
- Oczywiście, że nie - odparła z godnością, wyswobadzajac się zdecydowanym ruchem z jego objęć. - Ale dziękuję za pomoc. Przepraszam, spieszę się!
Wyjęła kask z dłoni Tytonia, zapięła plecak i pomknęła ku drzwiom. Bramkarz zobaczył jeszcze tylko przez okno odjeżdżający skuter z kierowcą w jaskrawoczerwonym kasku.
-... do Tytonia, Ziemia do Tytonia, jak mnie słyszysz? Chłopie, ocknij się! - wielka łapa Wasyla przesunęła mu się przed oczyma.
- Mówiłeś coś? - zdziwił się Tytoń.
- Od kwadransa do ciebie gadam jak do słupa! - sapnął Wasyl. - Coś tak odpłynął?
- Zamyśliłem się - zełgał Przemek bez namysłu. - Jak poszło z Sahinem?
- Nie mów do mnie na ten temat - Marcin poczerwieniał i zacisnął szczęki. - Sahin zażądał kasy z kosmosu, Beckham takich gaży nie dostaje za te swoje modelingi.
Za plecami obu panów rozległo się dyskretne chrząknięcie.
- Pozwolą panowie, że się pożegnam - rzekł adwokat Wasyla, mały człowieczek o przylizanych włosach. - Mam umówione kolejne spotkania. Jeszcze się z panem skontaktuję, panie Wasilewski. Do widzenia panom.
- Do widzenia - odparli przyjaciele chórem.
W drodze do domu Wasyl, bulgocąc furią relacjonował Przemkowi przebieg spotkania.
- Ta baba jest gorsza niż wąż boa - mówił. - Dusiła mnie bez litości, wyciągnęła nawet tę starą pyskówkę z Sahinem sprzed kilku lat. To ma być dowód na premedytację!
- Kiepski - ocenił Tytoń. - Jeśli nie ma lepszych to Sahin gówno dostanie a nie odszkodowanie.
Pod domem panowie natrafili na taksówkę, z której właśnie wysiadała jasnowłosa dama w średnim wieku. Taksówkarz wyładował z bagażnika dwie wielkie walizy, ale mimo nalegań damy nie chciał ich zanieść do środka. Przyjaciele tylko spojrzeli na siebie i wysiadłszy podążyli zgodnym krokiem w stronę kobiety i jej waliz.
- Pomożemy pani - rzekł Marcin i podniósł walizę, w ostatniej chwili tłumiąc stęknięcie. Ułomkiem nie był, ale to pudło ważyło chyba tonę. Druga waliza nie była ani trochę lżejsza, sądząc po zaciśniętych szczękach Przemka i żyle pulsującej na jego skroni.
- Dziękuję panom bardzo - odparła dama z wdziękiem. - Jednak są jeszcze dżentelmeni!
Dżentelmeni zataszczyli walizy do mieszkania Pii, dama bowiem okazała się być jej matką. Marika Bartmann podziękowała im powtórnie i zaoferowała kawę, od której panowie się grzecznie wymówili.
Po czym wychodząc z mieszkania Wasyl wpadł prosto na Pię, która właśnie zamierzała użyć klucza. Bartmann odbiła się od szerokiej piersi Marcina jak od ściany i byłaby upadła, gdyby jej odruchowo nie podtrzymał.
- Co pan robi w moim mieszkaniu?! Chce pan coś ukraść? - warknęła, strząsając z siebie jego rękę. - Nie przypominam sobie, żebym dawała panu klucze!
- Nie wziąłbym ich nawet za dopłatą! - rozjuszony stoper zionął ogniem. - I skąd pomysł, że jestem złodziejem? Bo każdy Polak to złodziej?! Ksenofobka!
- Mam pana dosyć! - w oczach Pii płonęła krwista furia. - Zakuty, pyskaty łeb!
Od słowa do słowa w progu mieszkania Pii rozgorzała epicka awantura. Tytoń próbował uspokoić kumpla, ale było to jak gaszenie pożaru fabryki fajerwerków za pomoca pistoletu na wodę.
Marika wyszła z kuchni z filiżanką kawy w ręce i stanęła obok Przemka.
- Rozumie pan coś z tego? - wskazała obrzucającą się inwektywami dwójkę.
- Pani córka reprezentuje faceta, który pozwał Marcina o odszkodowanie.
- Ach - Marika przyjęła informację do wiadomości. - Pia wspominała też coś o bęcwale, który zalał jej mieszkanie. Rozumiem, że chodziło jej o pana Marcina?
Przemek przytaknął.
- Pia, kochanie! - głos Mariki jakimś cudem zdołał przebić się przez krzyki Pii i Wasyla. - Czemu krzyczysz na tego miłego młodzieńca?
- Bo jest wrednym chamem! - warknęła Pia.
- Wręcz przeciwnie, moja droga, to bardzo dobrze wychowany mężczyzna - zauważyła Marika. - On i jego przyjaciel pomogli mi wnieść bagaż, stąd ich obecność tutaj. Dziękuję panom jeszcze raz. - uśmiechnęła się promiennie.
Pia obdarzyła Wasyla ostatnim morderczym spojrzeniem, po czym pomaszerowała w głąb mieszkania, mijając Przemka. Ten, kłaniając się, spiesznie wyprowadził kumpla.
___________________________________________________________________________
Kolejna odsłona przedprocesowych przepychanek Wasyla, Sahina i Pii.
Zadebiutował Przemek, tajemnicza nieznajoma i Marika Bartmann. Co o tym sądzicie?
Życzymy miłego czytania. :)
Fiolka&Martina
Marcinek jest wredny cham hahaha :D
OdpowiedzUsuńFajnie , z humorem to opisałyście
Nuri mnie denerwuje -.-
Wasylek, jaki krwisty temperament, haha :DDD Ale na pewno się w końcu z Pią dogada. Ona już widzi, że Sahin to kretyn.
OdpowiedzUsuńUwielbiam czytać o Przemku i Marcinie :D Powtórzę się ale fajnie ich opisujecie :)
OdpowiedzUsuńmam nadzieję że Przemek zostanie na dłużej w opowiadaniu ;))
Uwielbiam Marcina Wasilewskiego, a przez Ciebie polubiłam jeszcze bardziej. Nie wyobrażam sobie bez niego naszej kadry, to taki zabawny, jej nieodłączny element. Ale tutaj pokazuje charakterek, który do łatwych nie należy. Myślę, że może jednak będzie taka okazja, żeby w końcu doszedł do porozumienia z Pią.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Rozdział bardzo mi się podoba! :D
OdpowiedzUsuńJestem zdecydowanie na tak.
Końcówka jest szczególnie boska :D
Ciekawa jestem co będzie dalej no i jak potoczą się losy skłóconych sąsiadów!
Pozdrawiam :-)
Kolejny rozdział z odrobiną, a nawet i ogromną dawką pikanterii ;D To mi się podoba ;D
OdpowiedzUsuńNo i zamyślony Przemek hahaha :D
Ciekawe jak dalej potoczy się ta historia!
Pozdrawiam ;*
Uwielbiam jak ta dwójka się kłóci haha :D Czyżby Przemkowi wpadła do oka owa nieznajoma? Czekam na next :)
OdpowiedzUsuń