czwartek, 28 lutego 2013

Rozdział 8


 Dzień był przepiękny, co nie zdarzało się często w Hamburgu o tej porze roku. Słońce świeciło jasno na czystym niebie, które zdawało się być wysoko, niczym sklepienie jakiejś kosmicznej katedry. Łagodne drobne fale omywały piasek, gdy Wasyl biegł brzegiem morza, a mewy kołowały w przestworzach niczym białe latawce.
Ten poranek Marcin miał akurat wolny, postanowił więc nigdzie się nie spieszyć i spędzić ten czas możliwie najprzyjemniej. Pobiegawszy trochę kupił w kiosku lokalną gazetę (to aby ćwiczyć swoją znajomość niemieckiego), wsadził zwiniętą pod pachę i pogwizdując udał się do domu. Nastrój miał tak dobry, że może by nawet pośpiewał, ale jako że serce miał miękkie, a świadomość własnego antytalentu w tej dziedzinie ogromną, postanowił oszczędzić światu tego doświadczenia. Posłał za to swej sąsiadce z parteru, która właśnie stała w oknie z kubkiem w dłoni, promienny uśmiech i lekko wbiegł po schodach.
- Kawa! rzekł głośno, stając w progu kuchni. - Kubek cholernie dobrej kawy, oto czego mi trzeba!
Rzucił gazetę niedbale na stół i zajął się przyrządzaniem napoju. W zaciszu czterech ścian odważył się nawet zanucić.
- Naaa pierwszy znaaaak gdy ser... -urwał nagle, z puszką w jednej dłoni i łyżeczką w drugiej. - Co ja śpiewam? Pogięło mnie chyba.
Postukał się łyżeczką w czoło.
- To przez Tytka - doszedł do wniosku. - I te jego pienia w łazience. Straumatyzowały mnie, kurde.
Stoper zachichotał, przypominając sobie piorun sycylijski jaki trafił jego kumpla. To było coś. Teraz nie było rozmowy, żeby się Przemysław nie zachwycał Lily. Bramkarz, wróciwszy do Eindhoven, pozostawał z panną Neumayer w stałym kontakcie telefoniczno-internetowym i nie mógł się nachwalić jej inteligencji, ciepła, urody i wszelkich innych przymiotów ducha i ciała. Marcin wysłuchiwał tych monologów z cierpliwością, przyzwyczaiwszy się już do nieco odmiennego stanu Tytoniowego umysłu.
Teraz nalał sobie kawy do kubka z Puchatkiem (był wielkim fanem kreskówek Disneya, do czego jednak nie przyznawał się starannie nikomu prócz najbliższych, uważając, że twardzielowi, za jakiego uchodził, to nie przystoi), usiadł wygodnie przy stole i nabrawszy w usta pierwszy łyk kawy, rozwinął gazetę.
Po czym natychmiast wypluł napój, wprost na rozpostarte łamy lokalnego pisma.
- Kurwa, no nie wierzę! - ryknął boleściwie, strzepując płyn ze stronic.
Na pierwszej stronie widniała jego własna gęba, w całej okazałości. Zdjęcie, zrobione w hotelowym korytarzu, po imprezie z chłopakami z Borussii, spreparowano tak, że wyraźnie widać było tylko Marcina. Twarze Piszczka i prowadzonego pod ręce Kuby były starannie wypikselowane.
- Tak się bawią Polacy - bunga bunga wg. Wasyla - przeczytał głośno nagłówek. - Bunga bunga? Z kim, kurwa, z Lewym, czy z Błaszczem?
Krótki artykuł pod zdjęciami głosił, iż zdjęcia te zrobiono w Dortmundzie, po hucznej imprezie wydanej przez Wasyla, na której wódka lała się strumieniami, tak, że niektórych biesiadników trzeba było wyprowadzać, bo nie byli w stanie iść samodzielnie.
Marcin sapnął jak parowóz, napił się kawy i czytał dalej.
- Nasz anonimowy informator donosi również, że na imprezie obecne były również prostytutki, a także zażywano narkotyki, głównie kokainę, wciąganą z piersi kobiet. Noż kurwa mać, szkoda tylko, że ja o tym nic nie wiem!
Zwinął gazetę w ciasną kulkę i cisnął do zlewu. Piękny dzień szlag właśnie trafił.
Tymczasem jego przyjaciel Przemysław Tytoń wchodził właśnie na boisko, aby odbyć wraz ze swoją drużyną trening. Miał to być trening otwarty, dostępny dla wszystkich kibiców, a że pogoda dopisywała również w Holandii trochę się ich zebrało. Trening odbywał się jednak w spokoju i bez większych przeszkód, dopiero kiedy nadszedł moment ćwiczenia karnych przez drużynę, a obrony przez bramkarzy, nastąpiło coś, co wszystko odmieniło.
Przemek, czekając na swoją kolej między słupkami (bo jako pierwszy bronić miał Boy Waterman), spojrzał na trybuny. Spojrzał - i zamarł.
Dostrzegł bowiem wyraźnie znajomą sylwetkę Lily, siedzącą na trybunach zaraz za bramką. Wytrzeszczył oczy, pewien, że ma jakieś omamy, ale nie, to była ona, z niesforną aureolą ciemnych włosów wokół głowy.
- ...czy mam ci wysłać zaproszenie na piśmie?! - wrzask Advocaata sprowadził Tytonia na ziemię.
- Pan coś mówił? - zapytał Przemek nieprzytomnie.
- Do bramki - rzekł litościwie trener bramkarzy, Anton Scheutjens. - Twoja kolej.
- Aaaa! - Tytoń ruszył, wyciągając rękawice spod pachy. Upuścił je na ziemię, a podnosząc potknął się o własne nogi i prawie zarył nosem w ziemię. Zdołał zachować równowagę, łypnął okiem w stronę trybun i o mało nie wlazł prosto w słupek. Obaj trenerzy wykonali synchronicznie facepalma, a kumple z drużyny zaczęli rechotać.
Przemysław uświadomił sobie nagle, że na trybunach siedzi kobieta jego życia, która zaraz będzie patrzeć, jak on broni. Ta myśl dodała mu skrzydeł, orlich, husarskich, a może nawet i sokolich z turbodoładowaniem. Poprawił rękawice i skoncentrował się na swoim zadaniu, z umysłem jasnym i czystym jak nigdy dotąd.
Jeśli jeszcze przed chwilą trenerowie mieli poważne wątpliwości co do stanu umysłowego ich drugiego bramkarza, to teraz przestali je mieć, za to patrzyli na to, co robi Tytoń z otwartymi ustami. Przemysław bowiem bronił jak natchniony, nawet strzały pozornie nie do obrony. Wydawało się że miał więcej rąk niż Shiva, refleks jak sam Szatan, a do tego on nie skakał, o nie, on latał!
- A niech mnie - rzekł osłupiały Advocaat. - Nowy Buffon nam się tu objawił, czy coś...
- A ty go na ławkę sadzałeś! - wytknął Scheutjens. - Mówiłem, że jest lepszy od Watermana!
Tymczasem Boy Waterman, patrząc z niedowierzaniem na wyczyny Tytonia, trącił łokciem van Bommela.
- Nie wiem co on bierze - rzekł uroczyście - ale oddam królestwo za namiary na jego dilera!
Po treningu Tytoń, wciąż uskrzydlony, popędził w stronę trybun. Rozdawszy około pół miliarda autografów w tempie godnym rakiety, dopadł wreszcie Lily i wciągnął ją na płytę boiska.
- Co ty tu robisz? - zapytał, nie wypuszczając dziewczyny z objęć.
Uśmiechnęła się promiennie, a serce Przemka wzleciało jak rakieta aż do nieba.
- Wymiana studencka - odparła. - Między wydziałem chemii na tutejszym uniwersytecie, a naszym wydziałem chemii. Będę brała udział w badaniach, które tu prowadzą.
- Długo tu zostaniesz? - zapytał niespokojnie bramkarz.
- Dopóki nie skończymy badań - Lily wciąż się uśmiechała. - A one mogą trwać miesiącami.
Przemysław rozświetlił się potężnym wewnętrznym blaskiem, po czym dając upust szczęściu, chwycił dziewczynę i zakręcił się w koło, nie bacząc, że wszyscy patrzą.
- Wariat! - Lily śmiała się w głos. - Dobrą ci zrobiłam niespodziankę?
- Najlepszą! - zapewnił Przemek ogniście i nachylił się nad nią.
- Wszyscy patrzą - ostrzegła, ale nie odsunęła się.
- A niech patrzą - mruknął i przywarł swymi ustami do jej ust w namiętnym pocałunku.
Z tego wszystkiego Wasyl pojechał do klubu wcześniej, po czym długo wyładowywał swoją złość na siłowni, przerzucając tony żelastwa i klnąc pod nosem. Niestety, koledzy z drużyny zdołali już przeczytać poranną prasę i radośnie ochrzcili go mianem "Vasilio Berlusconi". Potem został wezwany na dywanik do prezesa, który żądał stanowczo wyjaśnień na temat artykułu. Marcin oświadczył stanowczo, że to wszystko wyssane z brudnego palucha ploty, a jak prezes nie wierzy, to może zapytać chłopaków z Dortmundu, którzy byli jego gośćmi. Oraz sprawdzić w hotelu, którego pracownicy na pewno zaświadczą, że nijakich dziwek ani prochów w jego pokoju nie było.
- A wódka? - zapytał pryncypał.
- Noooo... - Wasyl nieco ociągał się z odpowiedzią. - Wódka była, ale żadne strugi, wszyscy wyszli na własnych nogach.
- To dlaczego na zdjęciach widać jak kogoś wyprowadzasz pod ręce? - indagował prezes.
- To Błaszczu jest - wyjaśnił Marcin. - Dymili do siebie z Lewym, więc zadbałem, żeby wyszli kulturalnie i bez żadnych scen.
Prezes myślał dłuższą chwilę, pukając się w zadumie piórem w wargę.
- Przemyślałem sprawę - rzekł wreszcie. - Na razie nie wyciągnę żadnych konsekwencji, bo tak się składa, że ta gazeta to jest szmata, której bym do podłogi nie użył. Ale sprawdzę wszystko dokładnie i jeśli bodaj jedno słowo z tego jest prawdziwe, pogadamy inaczej. Zrozumiano?
Wasyl częściowo odetchnął z ulgą, wychodząc z gabinetu szefa, ale tylko częściowo. Jego kumple dawno zdążyli się przebrać i pójść do domu, tylko Skjelbred jeszcze coś marudził przy swojej szafce.
- Ej, Berlusconi! - wykrzyknął na widok Wasyla.
Stoper obdarzył go morderczym spojrzeniem.
- Powiedz no mi, Skjelbred - rzekł z podejrzaną słodyczą w głosie. - Dał ci ktoś ostatnio w mordę?
- Wy Polacy w ogóle nie macie poczucia humoru - obraził się Norweg.
W podłym humorze Wasyl dotarł do domu. Już w progu uświadomił sobie, że zapomniał zrobić zakupy, a w lodówce ma wyłącznie światło i pewną ilość powietrza, co jest raczej mało pożywne, tymczasem on jest potwornie głodny. Już miał zawrócić, żeby pojechać do jakiejś knajpy, gdy drzwi mieszkania na parterze otworzyły się i wionęło z nich wonią tak smakowitą, że Marcin zaczął się ślinić jak rasowy bernardyn.
- Czekałam na ciebie - oznajmiła Pia. - Musimy pogadać.
Jakby w odpowiedzi z żołądka Wasyla wydobyło się rozgłośne burczenie, zwieńczone donośnym bulgotem.
- Przepraszam - speszył się stoper. - Jestem po treningu i nic jeszcze nie jadłem.
Pia uśmiechnęła się bardzo szeroko.
- Mam obiad - zapewniła. - No chodź.
Wasyl wszedł, podążając za cudowną wonią. O niebiosa, czyżby to był schabowy?
Był, na stole, dymiąc z półmiska. Prawdziwy polski schabowy, a także ziemniaczki i kapusta kiszona. Marcinowi aż się oczy załzawiły ze szczęścia i przez chwilę był gotowy paść Pii do stóp.
- Skąd masz te cuda? - jęknął w zachwycie, patrząc na potrawy na stole.
- Tak się składa, że mamusia podrzuciła mi garść polskich przepisów. Ona wprawdzie już mieszka u siebie, na Starym Mieście, koło swojego teatru, ale i tak do mnie wpada co chwilę. Więc postanowiłam wypróbować te przepisy i chyba mi wyszło wszystkiego za dużo.
- Prawdziwy cud - rzekł nabożnie Marcin, oblizując się.
- Siadaj, jedz, potem pogadamy - skomenderowała Pia.
Tego mu powtarzać nie było trzeba, w ułamku sekundy znalazł się w pozycji siedzącej, po czym miłośnie przygarnął do łona półmisek z kotletami. Resztkami sił umysłowych uświadomił sobie, że nie powinien jednak pożreć wszystkiego, ta cudowna istota, która go nakarmiła też powinna coś dostać, a w ogóle to on się chyba zachowuje jak jaskiniowiec. Zmobilizował siły, nałożył sobie kotleta i oddał półmisek gospodyni.
Po jakiejś pół godzinie był już błogo najedzony i na nowo zdolny do zachowań cywilizowanych oraz myślenia.
- Przepraszam za moje zachowanie - rzekł, odkładając sztućce. - Chyba nie byłem zbyt kulturalny. I dziękuję ci, uratowałaś mi życie tym obiadem.
Pia uśmiechnęła się łagodnie, opanowując jednocześnie chęć pogłaskania go po czuprynie.
- Możesz to potraktować jako rewanż za udzieloną mi pomoc - odparła.
- Wspaniale gotujesz - Marcin nie krył zachwytu.
- Dziękuję - odparła. - A teraz ad meritum. Gazety dzisiaj czytałeś?
- Matko boska - Wasyl schował na chwilę twarz w dłoniach. - Nie mów do mnie na temat gazet, bo mnie coś strzela.
- Rozumiem, że czytałeś. Otóż musisz coś wiedzieć - Pia popatrzyła na niego z uwagą i troską. - Posiadaczem większości udziałów w tym szmatławcu jest Felix, mój były mąż. Jak sądzę jest to jego zemsta za to, co mu zrobiłeś, stając w mojej obronie.
- O skurrrrrrwysyn - wyrwało się stoperowi. - Przepraszam cię bardzo.
Prawniczka uniosła dłoń.
- Absolutnie nie szkodzi - odparła. - Moja opinia na jego temat jest identyczna z twoją. Przyjmuję - ciągnęła dalej - że to, co napisano w artykule jest nieprawdą i czuję, że mam obowiązek ci pomóc.
- Nie ma sprawy - wzruszył ramionami. - Nie pierwszy raz prasa pisze o mnie bzdury. Naprawdę nie musisz się w to pakować...
Spojrzała na Marcina swymi niebieskimi oczami, aż coś w nim zmiękło i zadrżało.
- To nie podlega negocjacji - oznajmiła spokojnie. - To ja cię władowałam w to gówno, a jak znam Felixa to dopiero początek twoich problemów. Ale ostrzegam, jeśli spowodujesz jakiś skandal sam, zabawiając się z dziwkami, lub robiąc inne rzeczy tego typu, wtedy nie będę cię ratować.
- To nie są zabawy w moim stylu - odparł spokojnie.
- Dobrze - położyła dłoń na jego dłoni. Sam nie wiedział czemu, ale zrobiło mu się gorąco.- Posłuchaj, dam ci namiary na mojego kumpla, który specjalizuje się w takich historiach z mediami. On będzie potrafił ich pocisnąć i wyplątać cię z tego.
- Ten cały Felix - oznajmił Marcin z przekonaniem - zdecydowanie na ciebie nie zasługiwał. Jeszcze raz stokrotne dzięki za wszystko.
- Nie ma za co - odparła, nie cofając dłoni. Ciepło, bijące od ręki Wasyla w jakiś dziwny sposób ją uspokajało.
- Ja ci... - Wasyl się zająknął, a jego policzki pokryły się delikatnym rumieńcem. - Ja go, znaczy, ja nie dopuszczę żeby on ci coś, żeby on ci tak w życie, no... rozumiesz?
- Rozumiem - odparła, tonąc w jego oczach, zielonkawych jak morze. - I dziękuję.

_____________________________________________________________________
Kolejna odsłona historii Wasyla. Jak tak poczytałyśmy, to ten facet nie ma z nami lekko :D
No ale skoro my bierzemy się za jakąś historię to główny bohater na pewno nie będzie miał z górki :D Życzymy miłego czytania  

                                                               Pozdrawiamy Fiolka&Martina

8 komentarzy:

  1. O rajciu, między nimi naprawdę coś iskrzy, znaczy między Pią i Wasylkiem! No no, ciekawe co z tego będzie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Normalnie wiedziałam, że ten artykuł się pojawi w gazecie. Ten szmatławiec pokazał "fałszywe" oblicze Wasyla.
    Na pierwszy rzut oka widać, że między Wasylem, a Pią zaczyna się coś dziać. Ciągnie tą dwójkę do siebie i zaczyna się robić ciekawiej. No i cieszy mnie to, że pomoże Marcinowi w załatwieniu sprawy z tym artykułem.
    Natomiast jeśli tyczy się Tytonia i Lily to jestem mile zaskoczona. Nie przypuszczałam, że Lily przyjedzie do niego, a właściwie na tą wymianę studencką.
    Tytoń dostał skrzydeł! Widać, że miłość do Lily mu służy :D
    Kończąc powiem, że odcinek wyszedł naprawdę fajnie. No i piszecie w naprawdę zabawny sposób, więc oby tak dalej.
    Czekam na nowy.

    OdpowiedzUsuń
  3. O jaka bomba! To Lily zrobiła niesamowitą niespodziankę Przemkowi! Chyba najlepszą ze wszystkich jakie mogłyby być.
    No i potem Pia i Wasyl. Gdyby do niego mięty nie czuła, to by go bronić nie chciała!
    Czekam na kolejny.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiedziałam, że Felix tak łatwo nie odpuści. Pia ma rację, on jeszcze pewnie nie raz zatruje im życie. Dobrze, że w klubie uwierzyli Wasylowi a nie gazetom. Tytoń jak zawsze mnie tutaj powala, ta jego reakcja jak zobaczył Lily była urocza :) Czekam na nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Widać że i Pia i Marcin coś do siebie czują ale mam wrażenie że oboje są zbyt dumni by się do tego przyznać. Wasyl może i tak ale Pia, wątpię.
    A Przemek ? Cóż ... Jego nie da się nie lubić ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahaha Przemek to mnie za każdym razem rozśmiesza, widać, że mocno darzy uczuciem Liliankę ;d
    Pia to jednak nie jest jędzą, a spokojną, wyrozumiałą dziewczyną.
    Końcówka jest wprost przecudowna, magiczna! *.*
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Szuja z tego Feliksa...normalnie brakuje mi pod jego adresem epitetów dobrze, że nikt nie potraktował tego artykułu poważnie i Wasylek nie poniósł większych konsekwencji. Mam też nadzieję, że pomoc ze strony Pii zbliży naszą parkę do siebie:)
    Tytek boski, nic dodać nic ująć:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Felix to idiota i mam nadzieję, że Marcin wygra z nim walką, a to zbliży jego i Pię ;)

    OdpowiedzUsuń