czwartek, 7 lutego 2013

Rozdział 5


Tytoń niemal siłą wbił Marcina w salonowy fotel.
- Czyś ty oszalał? - zapytał z naganą. - Wyjeżdżać tak na nią z pyskiem? Już nie mówię, że to kobieta...
- Podła żmija, a nie kobieta - mruknął Wasyl jadowicie.
- Stul dziób, Wasylku - uprzejmie poprosił Przemek. - Ta żmija reprezentuje faceta, który chce cię wydoić na grubą kasę. Darcie na nią ryja jest krańcową głupotą.
Marcin zasłonił twarz obiema rękami i trwał przez chwilę w pozycji zadumanego świątka.
- Wiem, że to głupota - powiedział wreszcie. - A teraz bądź dobrym kumplem, przestań truć i przynieś browara. Obiecuję, że ją przeproszę.
- No ja myślę. I wiem co zrobisz teraz. - Tytoń uniósł jasną brew. - Mianowicie wsiądziesz do samochodu i pojedziesz do kwiaciarni.
- Do kwiaciarni? - zdębiał Marcin. - Po co?
- Kwiaty robią dobre wrażenie na kobietach, jaskiniowcu jeden - wytłumaczył cierpliwie Przemek. Spojrzał na zegarek. - Jak się pospieszysz to jeszcze zdążysz przed zamknięciem.
Wasyl obdarzył kumpla dość mało życzliwym spojrzeniem, ale posłusznie się ruszył.
Felix Wagner, skończywszy właśnie dzień pracy, zaparkował w miejscu, z którego mógł obserwować dom byłej żony, samemu nie rzucając się w oczy. Byla to wąska uliczka, idąca nie prosto, a jakby lekkim łukiem, z obu stron obrośnięta zywopłotami, krzyżująca się z ulicą, na której stał dom jego byłej. Żywopłot od strony domu Pii osłaniał nieco samochód, ale nie zasłaniał siedzącej w nim osobie znakomitego widoku na front domu. Felix znalazł to miejsce jeszcze przed rozwodem, nie, żeby Pia go w jakikolwiek sposób obchodziła, ale nie zrezygnował do końca z tego domu, poza tym chciał wiedzieć, co się dzieje w jej życiu. Tak na wszelki wypadek. Lubił kontrolować wszystko w swoim życiu i eks żona nie była tu wyjątkiem.
Wiedział już, że w mieszkaniu na piętrze zamieszkał jakiś troglodyta o ponurej gębie. Teraz ujrzał, jak ów troglodyta, wraz z jakimś bladym typem, odjeżdża swoim samochodem. Nie poświęcił im zbyt wielkiej uwagi, wpatrując się w okna mieszkania Pii. Ach, była ta stara czarownica, jej matka. Widział ją teraz wyraźnie w kuchennym oknie.
Tymczasem troglodyta i bladawy wrócili. Tym, co przykuło uwagę Felixa, był bukiet, jaki troglodyta dzierżył w masywnej łapie. Był to pęk czerwonych tulipanów, ulubionych kwiatów jego eks małżonki.
- Niemożliwe - wyszeptał Wagner, ściskając kurczowo kierownicę.
Gość o ponurej gębie i z bukietem w ręku, lekko popychany przez swego bladego kumpla, zniknął w drzwiach wejściowych. Wytrzeszczywszy oczy Felix mógł teraz dojrzeć błysk czerwieni w jednym z okien na parterze. Zacisnął ręce na kierownicy tak mocno, że aż pobielały mu knykcie.
- Ona z tym małpoludem? - wysyczał. - A to dziwka. Ciekawe, co jeszcze przede mną ukrywa.
Zapalił silnik i odjechał z piskiem opon, obiecując sobie, że jeszcze tu wróci, ale poczeka, aż nikogo nie będzie. I sobie posprawdza jakież to sekreciki chowa przed nim była żoneczka.
Z lekkim wewnętrznym oporem zbrojny w bukiet tulipanów Wasyl stanął przed drzwiami mieszkania Pii. Nie miał zbyt wielkiej ochoty na kolejną konfrontację z sąsiadką, ale nie zwykł był uciekać, ani też uchylać się przed wyzwaniami, poza tym nawet gdyby chciał zwiać, to za nim stał Tytoń, pilnując jak cerber.
Marcin odetchnął głęboko i zapukał do drzwi.
Pia właśnie oddawała się lekturze "Doliny Muminków", książki, którą lubiła czytać dla uspokojenia. Umościła się wygodnie na fotelu, z filiżanką i imbryczkiem herbaty w zasięgu ręki i zatonęła w kojącym świecie opowieści Tove Jansson, w którym z całą pewnością nie było eksmężów ani pyskatych piłkarzy. Zaczęła się już odprężać, gdy energiczne pukanie przywróciło ją do rzeczywistości.
- Pia, kochanie, otwórz! - zawołała matka z sąsiedniego pokoju.
Pia rąbnęła książką o stolik.
- Jeśli to znowu ten pacan, to wydłubię mu oczy łyżeczką do herbaty - wymamrotała.
Otworzyła drzwi i zamarła. To naprawdę był on, jej upiorny sąsiad o niewyparzonej gębie.
- Dobry wieczór - rzekł grzecznie.
- Dobry wieczór - odparła Pia lodowato. - Czego pan znowu chce?
- Przeprosić - rzekł Marcin mężnie. - Zachowałem się jak ostatni kretyn i cham. Nie powinienem był krzyczeć ani odzywać się do pani takimi słowami.
Pia popatrzyła na niego i skonstatowała, że jego skrucha wydaje jej się szczera. Oraz że jej piekielny sąsiad ma całkiem piękne oczy, o zielonych, wpadających w odcień orzechowy tęczówkach, w oprawie bardzo gęstych i niemal czarnych rzęs.
- Również pana przepraszam - rzekła. - Mnie także poniosło i powiedziałam rzeczy, których nie powinnam była mówić.
- To dla pani - Wasyl uniósł bukiet.
Popatrzyła zaskoczona na czerwone tulipany.
- Dziękuję, są piękne.
- Drobiazg - uśmiechnął się. - To żeby łatwiej nam było zakopać topór.
Pia patrzyła, urzeczona całkiem wbrew sobie, jak ten uśmiech go odmienia, zmiękcza i rozświetla jego surową twarz i zapala się jasnymi światłami w jego oczach.
"Bartmann, co się z tobą dzieje?" upomniała się w duchu. "Przed chwilą chciałaś mu oczy wydłubywać. Opanuj się, kobieto."
- Niech pan uważa go za zakopany - odrzekła. - Przynajmniej na razie.
- Super! - uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- I niech pan nie myśli, że panu jutro odpuszczę. Albo w sądzie.
Uśmiech znikł z twarzy Marcina jak zdmuchnięty płomień świecy.
Następny dzień okazał się odrobinę dla Wasyla życzliwszy, choć stoper wstał nieco niedospany, po tym jak rżnął przez pół nocy z Przemkiem w FIFA. W siedzibie klubu zaś wpadł na Sahina, któremu odcienie fioletu na twarzy zaczynały przechodzić w malowniczą żółć i zieleń, a opuchlizna z nosa zlazła prawie całkowicie.
- Czego chcesz? - zapytał Wasyl nieżyczliwie, gdy Sahin zatrzymał go w korytarzu.
- Ja ci tego nie daruję, Wazilewsky - odparł Sahin. - Mogłem być drugim Cristiano Ronaldo!
- No jakbyś se wziął kredki i namalował... - odparł sarkastycznie stoper. - Możesz mi przestać zawracać dupę? Zajęty jestem. Jak coś chcesz, to wal do mojego prawnika.
Sahin prychnął wzgardliwie, ale nie zdążył wymyślić żadnej celnej riposty, bo w tym momencie na korytarzu zadudnił męski głos, mówiący po angielsku, lecz z silnym niemieckim akcentem.
- Sahin! No kurwa, wszędzie cię szukam! - trener Klopp trzepnął Nuriego w plecy aż ten stęknął.
- Ale trenerze...
- Co trenerze, jakie trenerze, ty się przestań zajmować pierdołami i wracaj do klubu, urlop ci się kończy. - Klopp nie dawał się tak łatwo zatrzymać. - Nos to nic takiego, Kuba ci powie!
Wasyl tylko wyszczerzył zęby w ironicznym uśmiechu i czekał na ciąg dalszy sceny.
- Ale trenerze, on mi wisi odszkodowanie za twarz! - Sahin wreszcie zdołał się przebić z wypowiedzią.
- A tam odszkodowanie, bzdury, chłopie. Morda nie szklanka, nie tłucze się - Klopp machnął wzgardliwie ręką. - Grać masz, to jest najważniejsze, drużyna cię potrzebuje, a ty mi tu o modelingach baręczysz. Nawet Lewy nie jest taka panienka!
- Ja panienka?! Gorsza niż Lewy?! - Sahin się obraził.
- A żebyś wiedział.
- Dobra, ja trenerowi pokażę! Trener zobaczy! Wracam do Dortmundu! W dupie mam ten cały modeling!
- To chciałem usłyszeć! - ucieszył się trener Klopp.
Wasyl, chichocząc pod nosem, spokojnie pomaszerował do szatni.
Jakąś godzinkę po powrocie z lunchu Pię zaskoczył telefon od Nuriego Sahina. Zawodnik Borussii oznajmił, że wycofuje pozew i ma gdzies odszkodowanie, mówił też coś o jakichś lewych panienkach, ale w to Bartmann się już nie wgłębiała. Mając bowiem w perspektywie dość niełatwy proces Sahina innych spraw chwilowo nie przyjmowała, co oznaczało, że gdy Sahin się wycofał, praktycznie nie miała co robić. Nadrobiła rozmaite papierkowe zaległości i o drugiej po południu była praktycznie wolna jak ptak.
Nie mając o tym pojęcia, Felix Wagner wysiadł z samochodu, podzwaniając nerwowo pękiem wytrychów w kieszeni spodni. Nie zawsze był przykładnym obywatelem, we wczesnej młodości zdarzało mu się zbaczać z drogi cnoty i praworządności, a niektóre z odkrytych wówczas talentów okazały się na tyle użyteczne, że pielęgnował je do dziś dnia. Na przykład umiejętność otwierania drzwi bez klucza. Wiedział, że Pia wyjechała rano i nie wróci przed wieczorem. Ta kobieta siedziała w biurze całymi dniami i nigdy nie wychodziła przed piątą, była zaś dopiero trzecia. Najwięcej problemów sprawiła mu ta stara pudernica, była teściowa, niech ją szlag. Nigdy za nim nie przepadała, jego urok osobisty na nią nie działał, a kłamstwa potrafiła przejrzeć. Teraz też, jak na złość siedziała w domu i ani myślała wychodzić, a myśląłby kto, że dyrektor teatru to bardzo zajęta osoba. Poza tym mogłaby, larwa jedna, pomieszkać u siebie.
Wreszcie jednak się ruszyła, odjechała taksówką, więc Felix mógł przystąpić do dzieła. Dłońmi, chronionymi przez skórzane rękawiczki, wybrał właściwy wytrych i sprawnie otworzył drzwi mieszkania eksżony. Zamknął je za sobą cicho i zaczął przeszukiwać mieszkanie. W kuchni nie było nic ciekawego. W łazience jego uwagę przyciągnęły suszące się majtki. Umiała dobrać sobie ładną bieliznę ta jego była, ale cóż z tego, skoro była zupełnie nieużyteczna. Jałowa.
Potem poszedł do sypialni. Obejrzał uważnie łóżko. Równo zaścielone, żadnych męskich gaci w pobliżu. Zajrzał do szuflad komody, wybebeszył toaletkę. W ręce wpadła mu kasetka z biżuterią. Przypomniał sobie, że Sarah, jeszcze przed rozwodem, molestowała go o naszyjnik z topazem, o ten właśnie, który teraz spoczywał na jego dłoni, a światło wydobywało złotawe błyski z zielonkawego wnętrza kamienia. Ładna robótka, jeszcze dziewiętnastowieczna, niestety, cwana eksżoneczka nie zechciała mu go oddać. Ale to się zmieni, trzeba tylko dać go znajomemu jubilerowi do odczyszczenia, delikatnej przeróbki i wymiany próby. I powiedzieć Saruni, żeby jakiś czas go jeszcze nie zakładała, aż sprawa przyschnie.
Zaaferowany odkryciami nie usłyszał nawet kroków na schodach i w mieszkaniu na górze. Grzebał dalej. W szufladzie nocnej szafki znalazł pamiętnik Pii. "Cudownie" pomyślał, rozsiadając się wygodnie na łóżku. "Zobaczmy, co też ta zdzira o mnie pisze".
Tymczasem Pia właśnie skończyła robić zakupy, na uwadze mając iż zaprosiła na kolację Agatę. Do domu weszła niemal bezszmerowo, bo drzwi były naoliwione, zamek też i nic nie skrzypiało, ani nie szczękało, ona zaś na nogach miała wygodne buty na miękkich podeszwach, które włożyła wychodząc z kancelarii. Postawiła na stole torbę z zakupami i wyszła na korytarz, chcąc wrócić po resztę zakupów. Kątem oka jednak złapała widok, który zagotował jej krew w żyłach.
W jej sypialni, na jej własnym łóżku siedział jej kretyński eksmąż, z naszyjnikiem jej prababki w jednej plugawej łapie, a jej własnym pamiętnikiem w drugiej. Na myśl o tym, że ta gnida czytała jej najskrytsze myśli, jej prowadzony dla terapii dziennik, trafił ją krwisty szlag.
- Oddawaj to! - bez namysłu rzuciła się na Felixa, usiłując wydrzeć mu z rąk bezcenne przedmioty.
Bez namysłu odepchnął ją, aż się zatoczyła i uderzyła o ścianę.
Wykończywszy się rzetelnie na treningu, co zresztą lubił, Wasyl wziął długi prysznic. Odprężony, wylazł z kabiny i pogwizdując, wytarł starannie całe ciało. Dawno nie był w tak dobrym nastroju. Sięgnął po gatki i w tym momencie coś piętro niżej gruchnęło z brzękliwym łomotem, potem zahurgotały gwałtownie przesuwane meble. Zanim zdążył się zastanowić co mianowicie wyczynia jego sąsiadka i dlaczego demoluje sobie mieszkanie, uszu jego dobiegł dość rozpaczliwy niewieści okrzyk:
- Nie!!!
Na ciąg dalszy Marcin nie czekał, tak jak stał popędził na dół, nie bacząc iż jest w samych majtkach.
Drzwi mieszkania Pii były uchylone, bez namysłu więc wpadł do środka. Jakiś bliżej nie znany mu typ walił właśnie sąsiadkę w twarz zaciśniętą pięścią. Na temat przemocy wobec kobiet Wasyl poglądy miał bardzo zdecydowane, zareagował więc bez namysłu, chwytając uniesioną do ciosu pięść przeciwnika i jednocześnie waląc go w mordę drugą ręką. Facet odleciał jakieś półtora metra do tyłu i wdzięcznie spłynął po drzwiach łazienki.
- Nic ci nie jest? - Marcin pochylił się nad skuloną kobietą. Pia podniosła twarz, z nosa płynęła jej krew.
- On ma...- wychrypiała. - On zabrał...
- Już dobrze - uspokoił ją Wasyl, któremu na widok jej obrażeń zaczęło się robić czerwono przed oczyma. - Zaraz odda.
Postawił bosą stopę na plecach kolesia, próbującego odpełznąć chyłkiem na czworakach.
- Zabrałeś coś tej pani - rzekł łagodnie. - Oddaj i spierdalaj.
Felix coś zabulgotał przez rozbite wargi.
Marcin podniósł go mało delikatnie, za odzież na piersiach.
- Powiedziałem: oddaj.
Wagner rzucił na podłogę naszyjnik. Stoper puścił go z obrzydzeniem.
- Spierdalaj, albo pomogę ci wziąć rozpęd - zasugerował.
Felix zastosował się do sugestii gorliwie, a z łomotu jaki rozległ się na klatce schodowej należało wnioskować, że zleciał przy tym ze schodów.
Nie poświęcając mu więcej uwagi Wasyl usiadł obok Pii i najzupełniej instynktownie przytulił ją do siebie. Kobieta przylgnęła do jego nagiej piersi i zaczęła płakać, a on kołysał ją w ramionach jak małe dziecko.
- Już dobrze, dobrze... - szeptał jej do ucha. - Będzie dobrze...
Jego ciepło i bliskość były kojące. Pia wypłakiwała z siebie cały ból i upokorzenie w jego pierś, opleciona jego potężnymi ramionami niczym opiekuńczym kokonem.
Wasyl, sam nie wiedząc co robi, pocałował ją w czoło. Taka pyskata prawniczka, a okazała się zupełnie bezbronna i krucha, pomyślał.
- Przepraszam bardzo, a co pan tu robi? - zaszokowana Agata stała w progu mieszkania. - I dlaczego Felix wyglądał jak po zderzeniu czołowym z lokomotywą?
- Wasilewski, ciebie na chwilę zostawić samego - jęknął Tytoń po polsku, stając za nią. - Coś ty znowu odpierdolił?
- On mnie uratował - powiedziała Pia, unosząc głowę z ramion Wasyla. - Felix się włamał i... - zadrżała.
Marcin odruchowo pogłaskał ją po plecach.
- Napadł ją, więc dałem mu w mordę - wyjaśnił.
- Naprawdę dał mu pan w mordę? - ucieszyła się Agata. - Już pana uwielbiam, chociaż jest pan prawie goły!
Ku zaskoczeniu Pii i Agaty Marcin zarumienił się jak dziewiętnastowieczna panienka z dobrego domu.
- To ja może pójdę się ubrać - rzekł, próbując puścić kobietę z objęć.
- Nie idź! - wyrwało się wciąż jeszcze roztrzęsionej Pii, trzymającej się go jak szalupy bezpieczeństwa.
- No dobrze, nie pójdę. Tytek, odklej się od tego progu i leć po ciuchy dla mnie. A pani... jak pani na imię?
- Agata, bardzo mi miło - przedstawiła się Agata.
- Marcin. Pani Agato, niech pani zajrzy do łazienki, Pii trzeba opatrzyć twarz. - Stoper przejął bez wahania dowodzenie.
Wspólnie z Agatą opatrzyli Pię, która oprócz rozbitego nosa miała również pokaźny siniec na kości policzkowej i rozciętą wargę.
- Szkoda, że z nim dłużej nie porozmawiałem - Wasyl zazgrzytał zębami.
- Sądząc po tym co widziałam, gdy stąd wiał - rzekła trzeźwo Agata - dostał bardzo solidnie za swoje. Na moje oko wszystkie licówki z frontu mu poszły.
- Dziękuję panu - rzekła Pia znienacka.
- Wasyl jestem - odparł. - Albo Marcin.
Tytoń wrócił z odzieżą, więc chwilowo wszyscy się rozeszli w dwie strony, Pia do sypialni, przebrać się w nie okrwawione ciuchy, a Wasyl do salonu, przyokryć swą nagość. Potem Tytoń przyniósł z samochodu prawniczki resztę zakupów i wspólnie z Agatą zabrali się za montowanie kolacji.
- Tytek, to ty, przepraszam, umiesz gotować? Od kiedy? - zaśmiał się Wasyl.
- Ty po prostu nie doceniasz moich talentów, Wasyl - odparł bramkarz z niezmąconym spokojem. - Jestem mistrzem kuchni!
- Pani Agato, pani pilnuje tego mistrza! Lepiej, żęby kolacja była jadalna! - Marcin pogroził kumplowi palcem, z przyjemnością patrząc, jak Pia zaczyna się śmiać.
Wkrótce kuchnia wypełniła się aromatem pieczonego w folii dorsza oraz przygotowywanej przez Tytonia sałatki coleslaw, który jarzyny siekał z wielką wprawą i niemal po kaskadersku. Wasyl i Pia nakryli do stołu, Agata, w międzyczasie rozmawiając przez telefon z córką, wyciągnęła wino, wreszcie mistrz Przemysław, zbrojny w kuchenne rękawice, sięgnął do piekarnika po ryby.
- Cześć mamo - wdzięcznie potargana Lily Neumayer, w skórzanej kurtce i z kaskiem pod pachą, stanęła w progu kuchni. - Dobry wieczór państwu.
- O, jest moja córka - ucieszyła się Agata. - Siadaj kochanie, zaraz będą ryby.
- No właśnie, co z tymi rybami? - zainteresował się Wasyl i odwrócił się w stronę kumpla. Ten stał niczym pomnik, z żaroodpornym półmiskiem w rękach, wpatrzony w Lily niczym kura w kreskę przed dziobem.
Marcin wziął ścierkę i litościwie wyjął Przemkowi z rąk półmisek.
- Popsuła go pani - zauważył karcąco. - Niech go pani teraz odblokuje.
- Ja... panią wcześniej widziałem - zająknął się Przemysław i zaczerwienił niczym pierwszomajowa chorągiew.
_______________________________________________________________________________
Dzisiejszy rozdzialik jest długi i pełen akcji, a Pia i Marcin poznają się od nieco innych stron, a tajemnicza  nieznajoma, spotkana przez Tytonia zyskuje imię. Mamy nadzieję, że wam się spodoba :) 
Fiola & Martina

12 komentarzy:

  1. O ja o ja o jaaaa, jak ja lubię takie długie!!! Dużo, dużo, dużo Wasylka i w dodatku nieubranego!!! I bohaterskiego!!! I kochanego!!! I w ogóle!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pysiulko tylko się czasem nie zapowietrz! :D
    Martinko i Fiolu super rozdział, mój ulubiony fragment jak Felix obserwuje dom i widzi bandziora i bladego... Hehe :D
    Uwielbiam wasz styl pisania :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Były mąż to były mąż, więc nie rozumiem zachowania Felixa. Ale w sumie ciekawe się to rozegrało! Półnagi Marcin, kolacja i na koniec ów dziewczyna, którą Przemek spotkał wcześniej, kiedy czekał na Marcina. Nieźle, nieźle, nieźle! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Głupi Felix .!
    Dostał porządnie w mordę od Marcina .!
    YEAH .!
    Mój mentor .!

    OdpowiedzUsuń
  5. macie taki styl pisania że jak czytam to to aż mi się usta same śmieją a rozum chce dalej czytać
    ;D świetne
    chyba nie muszę mówić ze najlepsi Wasyl&Przemek ? ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Irytuje mnie zachowanie Felixa. W końcu były mąż pozostaje tylko byłym mężem, nic więcej, prawda? Cała ta sytuacja z półnagim MArcinem i dziewczyną, na którą niedawno natknął się Przemek była nieco zabawna.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Duet Wasyl&Tytek jest po prostu powalający:) Przy każdej ich wymianie zdań chciało mi się płakać ze śmiechu i jeszcze ten rycerz-obrońca Wasyl w samej bieliźnie...ech przyznaje się bez bicia, że sama chciałabym to zobaczyć...
    czekam na następny rozdział:)
    breakthrouugh.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. No faktycznie poznajemy tą dwójkę od trochę innej strony. Topór wojenny zakopany. Dobrze, że Wasyl był w domu i bohatersko pomógł dziewczynie. Felix to idiota, przecież Pia już nie jest jego żoną więc niech zostawi ją w spokoju. Należało mu się to lanie od Marcina. Czekam na następny :) Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Felix zachował się jak skurwiel! Zdecydowanie nie powinien włamywać się do mieszkania BYŁEJ żony. No ale wszystkim raczej wyjdzie to na dobre. Dzięki temu Pia przekonała się, że Wasyl nie jest żadnym chamem.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Felix mnie denerwuje. Nie dość, że postanowił włamać się do mieszkania swojej byłej, BYŁEJ, żony to jeszcze byłby w stanie zagłębić się w jej pamiętnik i zabrać pamiątkę po babci! Jeszcze jakoś byłabym to w stanie zrozumieć, gdyby ten naszyjnik dostała od niego, jako prezent, ale przecież to jej własność... On nie ma nic do niego ;/
    Idiota wzbudza dużo złych emocji, eh... Jak dobrze, że Pia z nim skończyła, a teraz Wasyl mu przyłożył i może pójdzie po rozum do głowy.
    Podoba mi się, nawet bardzo taka zmiana w relacjach pomiędzy Pią a Marcinem. :) I jeszcze dziewczyna z kaskiem stała się mniej tajemnicza. Uwielbiam sceny z Tytoniem i Wasylem - są genialne! :D

    Pozdrawiam i czekam na nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Felix powinien już odpuścić. Pia to jego była żona, więc nie widzę sensu śledzenia jej każdego kroku!
    A Wasyl to już mój hero! Jak pięknie, jak cudownie! W końcu już nie ma pomiędzy nimi kłótni, a wręcz atmosfera zrobiła się cieeeplusia :D
    Ciekawe jak to się dalej ułoży ;p
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. Zastanawiam się, czy Felix da sobie w końcu spokój, bo to wszystko nie ma już większego sensu. To całe śledzenie jej jest chore, naprawdę. Tak chyba nie zachowuje się człowiek o zdrowych zmysłach. Pia to jego była już żona, która nie chce mieć z nim już nic wspólnego, a on powinien uszanowac jej decyzję.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń