Wasyl śnił jakiś dziwny sen o błękitnookich mewach, porywanych
przez sztormowy wiatr na pełne morze. Próbował te mewy łapać,
ale za każdym razem zostawał z pustymi rękami, a one odlatywały
ponad falami, wołając go niewieścim głosem, skądinąd jakby
znajomym. Wreszcie udało mu się jedną schwytać, a wtedy ptak
spojrzał na niego spod długich rzęs wielkimi, niebieskimi oczyma,
otworzył dziób i zaśpiewał ciepłym tenorem:
- Na pierwszy znak, gdy serce drgnie, ledwie drgnie, a już się wie,
że to właśnie ta, tylko taaaaa!
Z okrzykiem przerażenia stoper zerwał się z łóżka, niemal
strącając lampkę z nocnego stolika. Nie był pewien, czy się już
obudził, bo wciąż słyszał ten głos, dobiegający gdzieś zza
drzwi jego sypialni.
- Jeszcze nie wiesz kto to taki, ta twa miła, ta... lalalaaaa, a już
serce daje znaki, że się w życiu staaaaaało coś!
Podszedł do drzwi na palcach i otworzył je, przez chwilę pewien,
że ujrzy za nimi śpiewającego ptaka. Żadnego ptactwa nie było,
za to w łazience po drugiej stronie korytarza Tytoń właśnie
kołysał się przed lustrem, z twarzą pokrytą pianką do golenia,
śpiewając namiętnie i lirycznie do trzymanej w dłoni maszynki:
- Naaaa pierwszy znak, gdy serce drgnie!
Z rozgłośnym plaśnięciem stoper zakrył twarz dłonią. To nie
był sen, to była stuprocentowa rzeczywistość.
- Miłość ci wszystko wybaaaaaaczyyy! - zmienił piosenkę Przemek,
wytarłszy oblicze z resztek pianki.
- Raczej wypaczy - mruknął Wasyl. - Te, Ordonówna!
Przemysław posłał mu ekstatyczny uśmiech.
- Dzieńdoberek, Wasylku - rzekł promiennie. - Gdzie masz żelazko?
Muszę wyprasować koszulę!
- Mózg sobie wyprasuj!- odburknął Wasilewski, potem zaś dodał. -
W schowku koło kuchni, tylko sobie paluchów nie uparz, bo ja cię
potem nie będę nacierał kremikiem, o nie!
- Wolałbyś nacierać sąsiadkę, wiem - odparował Tytoń. - I
niekoniecznie jej paluszki.
- Ja na nią nie lecę! - oświadczył Marcin z całą stanowczością.
- Prawie wcale jej nie znam!
- Tak się tłumacz, Wasylku, tak się tłumacz - Przemek nie dawał
się zbić z tropu. - Może mi padło na mózg, ale tak zupełnie nie
oślepłem. Widziałem jak na siebie z Pią patrzycie, o
przytulaskach na pożegnanie już nie wspomnę.
- Wyjazd z łazienki, Ordonówna - zażądał Wasyl. - Na trening się
spóźnię!
- Ten o wpół jedenastej? - Przemek spojrzał na zegarek. - Jest
dziewiąta. Albo zamierzasz iść tam tyłem i na czworakach, albo
zmieniasz temat.
Pogwizdując pomaszerował do kuchni. W sypialni Marcina zaczął
przeraźliwie dzwonić budzik.
"Punkt dla ciebie Tytoniasty, ale nie myśl sobie że ci
odpuszczę." - pomyślał stoper zrzucając spodenki i
odsuwając drzwi do kabiny prysznicowej. Wszedł do środka zasuwając
rzeczone drzwi tak mocno, że te gruchnęły zlowieszczo a z góry
odpadły jeden z elementów mocujących szybę z szyną.
Wasyl zaklął szpetnie ustawiając na panelu temperaturę wody i moc
strumienia. Powoli zacząl się odprężać gdy zamiast ciepłej wody
chlusnęła mu w twarz lodowata struga. Nie zamknął ust i większość
wody naleciała mu do gardła, zaczął się krztusić i walić
rękami po omacku w urządzenie sterujące prysznicem. Wszystko
zaczęło pipczeć, a lodowata woda nieprzerwanie polewała jego
ciało. Wasyl cofnął się obronnie a uszkodzone drzwi nie
wytrzymały jego naporu i runęły razem ze stoperem na kafelki
łazienkowe. Marcin bluzgnął przeraźliwie wiązanką najgroszych
polskich przekleństw. Na szczęście szkło nie rozprysnęło się i
oprócz zranionej dumy nie zrobił sobie nic poważniejszego. Przemek
wpadł do łazienki bez pukania, patrząc na nagusieńkiego kumpla.
- Wasilewski! Co ty tutaj ćwiczysz? Pozazdrościłeś
Ibrahimoviciowi? Przecież mogłeś sobie coś złamać! A w ogóle
to odziej się!
- A co ptaszka nie widziałeś?! Podaj mi, do kurwicy jasnej, ręcznik
a nie ślep się na mnie jak psychofanka.
Tytoń posłusznie wykonał polecenie popadając w stan nadmiernej
wesołości.
Przyjaciel łypnął na niego złowrogo.
- Z czego rżysz? Z własnej głupoty? Amancino wiejski całą ciepłą
wodę żeś wychlapał! Prawie zamarzłem!
- Czy ty aby nie przesadzasz? W zimie na boisku latasz w krótkim
rękawie - Przemek oburzył się z przezwiska. - Poza tym ja idę na
randkę a ty i tak się spocisz!
Tego było dla Wasyla za wiele. Zaryczał niczym ranny łoś szykując
się do rzucenia w bramkarza pierwszym przedmiotem, który nawinie
się pod rekę. Na podłodze leżała szczotka do klozetu, zlapał ją
i rzucił w stronę Tytonia, który uchylił się z bramkarską
zręcznością.
Pół godziny później wkurzony Wasyl pojechał na trening,
natomiast Tytoń, niesiony skrzydłami miłości, udał się do
centrum Hamburga, po drodze zaopatrzywszy się jeszcze w pojedynczą
kremową różę.
Lily czekała na niego, zgodnie z umową, pod Michaeliskirche. W
prostej, zielonej sukience z okrągłym kołnierzykiem wyglądała
tak przecudownie, że Tytoń na chwilę zapomniał o wszystkim,
również o tym, że powinien oddychać. Wyciągnął przed siebie
kwiat i podszedł do zjawiska.
- Dzień dobry. Proszę - rzekł, nie zdając sobie sprawy, że mówi
po polsku. - To dla ciebie.
- Dziękuję - odparła Lily najczystszą polszczyzną i uśmiechnęła
się. Serce bramkarza stopniało niczym lody w piekarniku. Po chwili
jego oszołomiony mózg zdołał się jednak przebić z informacją o
lingwistycznej niezgodności.
- Zaraz - powiedział Przemek. - To ty mówisz po polsku?
Lily roześmiała się.
- No tak. Moja mama jest Polką.
- To dlaczego właściwie rozmawialiśmy wczoraj po angielsku? -
drążył temat Przemysław.
Wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Wczorajszy wieczór był chyba trochę ogłuszający,
nawet mama zapomniała mówić po polsku.
- No tak. Faktycznie - zgodził się. Prawdę mówiąc w tej chwili
zgodziłby się ze wszystkim, co mówiła, byleby tylko móc na nią
patrzeć bez przeszkód.
- To co, ruszamy? - zapytała, przytupując w miejscu. Tytoń
zauważył, że dziewczyna, mimo iż w sukience, na nogach ma trampki
i to, zupełnie nie wiedzieć czemu, rozczuliło go niemal do łez.
- No jasne - odparł.
Lily odsunęła się, odsłaniając swoją wierną vespę. Podała
Przemkowi kask, identyczny jak jej własny.
- Wskakuj - rzekła, wskazując pojazd.
Objechali stare miasto, przejechali też przez Alte Elbtunnel. Lily
pokazała Tytoniowi dzielnicę portową, pokazała mu Hamburg nowy i
lśniący, jak również ten nieco bardziej mroczny i zaniedbany, a
wiedzę o tym mieście miała wielką. Nie tylko o mieście zresztą,
ponieważ, jak się okazało, studiowała chemię i planowała się
poświęcić pracy naukowej.
- Nie myślałem - rzekł Tytoń, opierając się o barierkę na molo
- że będzie mi tak żal wyjeżdżać z Hamburga.
- Żal? - Lily przechyliła głowę. Cienkie pasmo włosów, zwiane
wiatrem, wylądowało jej na policzku. - Dlaczego?
Przemek delikatnie zgarnął niesforny kosmyk z jej twarzy.
- Bo poznałem ciebie - wyznał.
- Holandia nie leży na końcu świata - odparła, uśmiechając się
lekko.
Mówią, że zemsta najlepiej smakuje na zimno. Felix Wagner był
gorliwym wyznawcą tej maksymy, dlatego postanowił zaplanować swój
odwet dokładnie i metodycznie. Rolf mógł się już pochwalić
pierwszymi plonami, które Felix właśnie studiował.
- Słuchaj no, znajdź mi jakiegoś papsa - mruknął, nie odrywając
oczu od monitora. - Niech pilnuje tego słowiańskiego goryla. Adres
ci zaraz podam.
Siedzący po drugiej stronie biurka Michael Pools, redaktor naczelny
jednego z hamburskich szmatławców, zakręcił się nerwowo na
krześle.
- Ale panie Wagner...
- Żadnych ale. Pamiętaj, kto ma większość udziału w tym bajzlu,
który nazywasz gazetą. I pamiętaj, kto może cię w nagrodę
wysłać do Dortmundu, przeprowadzić wywiad rzekę z Lewandowskim.
Pools natychmiast zamilkł, a oczy zaiskrzyły mu się nadzieją.
Uwielbiał Lewandowskiego niczym pensjonarka i dla możliwosci
kontaktu z bóstwem gotów był na wszystko.
- Tak panie Wagner, oczywiście! - rzekł. - Natychmiast kogoś
znajdę!
- Ma go śledzić dzień i noc. Powiem więcej, ma trzymać
Wasilewskiemu obiektyw w dupie, bez chwili przerwy. Zrozumiano?
- Tak jest! - Pools niemalże stuknął obcasami.
Wagner wychylił pokancerowaną twarz zza monitora.
- Jeśli ten neandertalczyk zrobi cokolwiek bodaj odrobinę
niegrzecznego, czy kontrowersyjnego, zdjęcia i wideo lądują na
moim biurku i ja ci mówię co napisać. A teraz zjeżdżaj.
Pools wstał i gnąc się w ukłonach wycofał się do drzwi.
Z niektórymi, doszła do twórczego wniosku Pia, jest jak z perzem.
Niby nic, zaczyna się niewinnie od jednego listeczka i jednej
niewinnej myśli, a potem się okazuje, że są wszędzie. Nie da się
o nich przestać myśleć, bo oplątują wszystko w twojej głowie
jak kłącza perzu. I im bardziej starasz się przestać o nich
myśleć... tym bardziej myślisz.
A nie chciała o nim myśleć. O Wasylu. To nie było łatwe, trudno
jest bowiem nie poświęcać ani jednej myśli komuś, kogo się
spotyka codziennie, bodaj na schodach. Trudno też jest nie myśleć
o kimś kto się tak uśmiecha, kto za każdym razem pyta czy
wszystko w porządku i rycersko upewnia się, że nie trzeba pomóc.
Zwłaszcza, myślała Pia, że chciałoby się po prostu wtulić w tę
szeroką pierś i tak pozostać, najlepiej do skończenia świata.
Bolesne doświadczenia z Felixem nauczyły jednak Pię, że pozory są
złudne, a królewiczów na białym koniu brak. A jak się już jakiś
trafi, to po pierwszym pocałunku miłości zamienia się w paskudną
ropuchę. Co zatem, jeśli rzuci się w ramiona Wasilewskiego
(zakładając że miałby na to ochotę), a on zamieni się w
ropuchę? Nie chciała ryzykować. Nie chciała więcej bólu i
upokorzenia, zawiedzionych nadziei i strzaskanych marzeń.
Ograniczyła zatem kontakty z Marcinem do niezbędnego i kulturalnego
minimum. Owszem, spotkali się jeszcze raz na kolacji pożegnalnej ku
czci Przemysława, ale nie poszłaby, gdyby nie nacisk ze strony
Agaty. Więc zjawiła się, pogawędzili przyjemnie i na tym się
skończyło. Przez następne dwa tygodnie widywali się już tylko na
schodach, albo w drzwiach domu.
To nie poprawiało humoru stoperowi, na szczęście jednak jego
zawieszenie wreszcie się skończyło i mógł wrócić do tego, co
uwielbiał najbardziej - do gry w piłkę. Tak się złożyło, że
pierwszym meczem Wasyla po przerwie było wyjazdowe spotkanie z
Borussią Dortmund. Zaczęło się dosyć pechowo, bo już w
siedemnastej minucie Lewy strzelił Hamburgerom gola. Jednak to był
dopiero początek. Kilka minut później Rudniew wyrównał, dając
nadzieję swojej drużynie, potem zaś Lewandowski, od samego
początku spotkania wyraźnie nie w sosie, wyciął coś
nieprawdopodobnego. Mianowicie kopnął soczyście i zupełnie
niepotrzebnie Skjelbreda, mimo iż ten nie posiadał akurat piłki.
Skjelbred padł na murawę jak ścięta lilia, a sędzia główny jął
debatować z liniowymi.
- Kurwa, Lewy ty debilu - uszu Wasyla dobiegła wypowiedź w języku
ojczystym. Obejrzał się i zobaczył Kubę Błaszczykowskiego,
wyraźnie wkurzonego postępkiem kolegi.
Sędzia skończył naradę i wyciągnął czerwony kartonik.
- Za co?! - Lewy nie dowierzał i jeszcze wdał się w pyskówkę z
jednym z liniowych.
Błaszczu na stronie kontynuował litanię bluzgów. Wasyl specjalnie
się temu nie dziwił.
Koniec końców Hamburgery rozwaliły dortmundzkie Pszczółki 4:1,
nic zatem dziwnego, że na małej imprezce jaką Polacy zrobili potem
w hotelu, gdzie mieszkał Wasyl, niektórzy mieli humory zupełnie
wisielcze.
Impreza nie toczyła się w gronie czysto polskim, dokooptowano
bowiem do towarzystwa również Goetzego i Reusa, jak zwykle
nierozłącznych.
- Misie puchate - zagaił Wasyl, po którymś kolejnym kieliszku, gdy
wszyscy mieli już nieźle w czubie. - A powiedzcie mi, o co wyście
się właściwie pobili we wrześniu? Błaszczu?
- A weź - sarknął Błaszczykowski. - Nie chce mi się o tym gadać.
Goetze i Reus zachichotali unisono.
- O laskę im poszło, o cóż by innego - rzekł jadowicie Goetze.
- Zamknij się, Goetze - Lewy miał minę, jakby poczuł coś
nieświeżego.
- Kubuś przyprowadził ekstrasztukę na klubową imprę - wyjaśnił
Reus. - A Lewy zaczął do niej startować, z tekstami jaki to on
ważny i jak to pójdzie do Realu.
- Do Realu! - Kuba zarżał teatralnie. - Chyba po piwo!
Lewy poczerwieniał.
- Zazdrościsz!
Zaniepokojony Piszczek trącił Wasyla w bok.
- Oni się tu zaraz pobiją, zobaczysz. Trzeba coś zrobić.
Tymczasem Kuba uniósł się z miejsca i pochylił nad Lewym.
- Czego mam ci niby zazdrościć Bobusiu? Tej czerwonej kartki?
- A weź się ode mnie odpierdol, to był błąd sędziego!
- Przez ciebie przegraliśmy mecz!
Lewy odepchnął Kubę oburącz i zgodnie z przewidywaniami Piszczka
wywiązała się bójka. Panowie tarzali się po dywanie i okładali
pięściami z zapałem godnym lepszej sprawy.
Wasyl tylko westchnął. Z pomocą Piszczka i Reusa rozdzielił
walczących, po czym niby stary belfer złapał ich za uszy.
- Dobra, robaczki - oznajmił dobitnie. - Teraz posłuchacie dobrej
rady wujka Wasyla. Impra skończona. Każdy wsiada grzecznie do taksy
i smaruje do domu. Zrozumiano?
- Wal się! - odparli Kuba i Lewy, ten jeden raz zgodnie.
Wasilewski się nie przejął.
- Goetze, Reus, bierzcie Lewego pod rączki, sprowadźcie na dół i
wsadźcie do najbliższej taryfy - zakomenderował. - Piszczu, my to
samo z Kubulkiem. Kulturalnie i bez patologii ma być.
Wytoczyli się na korytarz. Nikt z nich nie zauważył, że w
uchylonych drzwiach sąsiedniego pokoju błyska szkło obiektywu.
_________________________________________________________________
Kolejny rozdział tym bardziej z gościnnym udziałem BVB :D
Mamy nadzieję, że przypadnie Wam do gustu!
A na deserek dodajemy focię następcy Ojca Chrzestnego Lucę Piszczelone, czyż nie jest podobny do don Vita?^^Enjoy!
Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)
_________________________________________________________________
Kolejny rozdział tym bardziej z gościnnym udziałem BVB :D
Mamy nadzieję, że przypadnie Wam do gustu!
A na deserek dodajemy focię następcy Ojca Chrzestnego Lucę Piszczelone, czyż nie jest podobny do don Vita?^^Enjoy!
Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)
Ach jejciu Tytulek jaki romantyczny :DDDD Ale i tak najlepszy jest Wasylek. Jak zwykle. <3333
OdpowiedzUsuńWidzę, że Tytoń nieźle zakochany w Lily. Nawet się nie dziwię, że Wasylowi przeszkadza to, bo z czasem może być to "dobijające", gdzie kumpel stracił mózg dla kobiety :D
OdpowiedzUsuńAkcja Wasyla z prysznicem to mnie po prostu rozbawiła do łez. Biedaczek, ale dobrze, że nic poważnego się jemu nie stało. Przecież wiadomo, że nieszczęścia chodzą po ludziach.
Impreza boska, a koledzy - Błaszczykowski i Lewandowski to nieźle skończyli pomeczową popijawę xd Chociaż coś czuję, że zaczną się gazetowe newsy na temat Wasilewskiego.
Czekam na nowy.
Przemek zakochał się po uszy, to widać od razy, a Marcina to tylko irytuje, czemu się nie dziwię. Raczej nie chce być częścią związaną z rozterkami sercowymi kolegi. Marcin mnie wręcz rozwala, chociaż ta sytuacja pod prysznicem do przyjemnych nie należała, na pewno nie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Czytałam twój rozdział przed samym wejściem na egzamin z matmy i od razu poprawił mi się humor:) Duet Wasyl - Tytoń doprowadza mnie po prostu do łez śmiechu:D
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem jak daleko w swojej zemście posunie się Felix.
Czekam na nn:)
" - Do Realu! - Kuba zarżał teatralnie. - Chyba po piwo!"
OdpowiedzUsuńHahahahahaha... najśmieszniejszy tekst tej notki...
Zgodzę się z poprzedniczką co do duetu Wasyl - Tytoń.
Trochę martwię się planami Felixa ale mam nadzieje że wszystko będzie w porządku ;]
Czekam i posyłam buziaki ;*
Tytoń jest przezabawny z tym swoim zakochaniem :D szkoda, że musi już wyjeżdżać. Wasyl jest wkurzony na Przemka, ale co się dziwić. Może jest trochę zazdrosny, że kolega znalazł swoją miłość, a on nie. Ja bym tego taka pewna nie była, bo Pia do niego pasuje :)
OdpowiedzUsuńCzekam na next c:
Rozdział pozytywnie nakręcony, tutaj Przemek sobie śpiewający, tu wypad z Lily, która okazuje się pół Polką... No proszę, proszę :D
OdpowiedzUsuńOczywiście nie zabrakło mściwego Felixa, ale co tam on!
Czekam na kolejny :)
Rozdział bardzo fajny. Przemek, który sobie podśpiewuje i Wasyl pod prysznicem mnie rozbawili :D Widać, że Tytoń się nieźle zadurzył w Lily. Coś czuję, że bedzie afera z tymi zdjęciami, Felix niestety nie daje za wygraną. Czekam na nowość :)
OdpowiedzUsuńJaki Przemek romantyczne :) Ordonówna :D
OdpowiedzUsuńNie wiem jak to robisz ale czytając kolejne rozdziały banan nie schodzi mi z twarzy :D " Do Realu! - Kuba zarżał teatralnie. - Chyba po piwo!" Mistrzostwo :D
A tak swoją drogą uwielbiam Łukasza ale mógłby się ogolić ;)
Przemek zakochał się na zabój w Lily. :)
OdpowiedzUsuńKonfrontacja Kuby i Roberta najlepsza z tego rozdziału.
Czekam na kolejny!
Pozdrawiam :*
haha ależ się uśmiałam przez całą notkę :))
OdpowiedzUsuńmi się bardziej podobało:
Do Realu! - Kuba zarżał teatralnie. - Chyba po piwo! i ta akcja Wasyla w łazience :)
czekam na next :))
Dobra. Zawaliłam kilka sprawdzianów i w ogóle, ale w końcu przeczytałam wszystkie rozdziały. Od razu, kiedy trafiłam na twojego bloga uśmiechnęłam się od ucha do ucha, że ktoś tworzy o Wasylu(+ akcja w łazience, uśmiałam sie xD) Czekam na kolejny i proszę o informowanie. Zapraszam również na 6 rozdział, na estar-conmigo.blogspot.com. Pozdrawiam i weny życzę! :*
OdpowiedzUsuń