czwartek, 21 lutego 2013

Rozdział 7




Wasyl śnił jakiś dziwny sen o błękitnookich mewach, porywanych przez sztormowy wiatr na pełne morze. Próbował te mewy łapać, ale za każdym razem zostawał z pustymi rękami, a one odlatywały ponad falami, wołając go niewieścim głosem, skądinąd jakby znajomym. Wreszcie udało mu się jedną schwytać, a wtedy ptak spojrzał na niego spod długich rzęs wielkimi, niebieskimi oczyma, otworzył dziób i zaśpiewał ciepłym tenorem:
- Na pierwszy znak, gdy serce drgnie, ledwie drgnie, a już się wie, że to właśnie ta, tylko taaaaa!
Z okrzykiem przerażenia stoper zerwał się z łóżka, niemal strącając lampkę z nocnego stolika. Nie był pewien, czy się już obudził, bo wciąż słyszał ten głos, dobiegający gdzieś zza drzwi jego sypialni.
- Jeszcze nie wiesz kto to taki, ta twa miła, ta... lalalaaaa, a już serce daje znaki, że się w życiu staaaaaało coś!
Podszedł do drzwi na palcach i otworzył je, przez chwilę pewien, że ujrzy za nimi śpiewającego ptaka. Żadnego ptactwa nie było, za to w łazience po drugiej stronie korytarza Tytoń właśnie kołysał się przed lustrem, z twarzą pokrytą pianką do golenia, śpiewając namiętnie i lirycznie do trzymanej w dłoni maszynki:
- Naaaa pierwszy znak, gdy serce drgnie!
Z rozgłośnym plaśnięciem stoper zakrył twarz dłonią. To nie był sen, to była stuprocentowa rzeczywistość.
- Miłość ci wszystko wybaaaaaaczyyy! - zmienił piosenkę Przemek, wytarłszy oblicze z resztek pianki.
- Raczej wypaczy - mruknął Wasyl. - Te, Ordonówna!
Przemysław posłał mu ekstatyczny uśmiech.
- Dzieńdoberek, Wasylku - rzekł promiennie. - Gdzie masz żelazko? Muszę wyprasować koszulę!
- Mózg sobie wyprasuj!- odburknął Wasilewski, potem zaś dodał. - W schowku koło kuchni, tylko sobie paluchów nie uparz, bo ja cię potem nie będę nacierał kremikiem, o nie!
- Wolałbyś nacierać sąsiadkę, wiem - odparował Tytoń. - I niekoniecznie jej paluszki.
- Ja na nią nie lecę! - oświadczył Marcin z całą stanowczością. - Prawie wcale jej nie znam!
- Tak się tłumacz, Wasylku, tak się tłumacz - Przemek nie dawał się zbić z tropu. - Może mi padło na mózg, ale tak zupełnie nie oślepłem. Widziałem jak na siebie z Pią patrzycie, o przytulaskach na pożegnanie już nie wspomnę.
- Wyjazd z łazienki, Ordonówna - zażądał Wasyl. - Na trening się spóźnię!
- Ten o wpół jedenastej? - Przemek spojrzał na zegarek. - Jest dziewiąta. Albo zamierzasz iść tam tyłem i na czworakach, albo zmieniasz temat.
Pogwizdując pomaszerował do kuchni. W sypialni Marcina zaczął przeraźliwie dzwonić budzik.
"Punkt dla ciebie Tytoniasty, ale nie myśl sobie że ci odpuszczę." - pomyślał stoper zrzucając spodenki i odsuwając drzwi do kabiny prysznicowej. Wszedł do środka zasuwając rzeczone drzwi tak mocno, że te gruchnęły zlowieszczo a z góry odpadły jeden z elementów mocujących szybę z szyną.
Wasyl zaklął szpetnie ustawiając na panelu temperaturę wody i moc strumienia. Powoli zacząl się odprężać gdy zamiast ciepłej wody chlusnęła mu w twarz lodowata struga. Nie zamknął ust i większość wody naleciała mu do gardła, zaczął się krztusić i walić rękami po omacku w urządzenie sterujące prysznicem. Wszystko zaczęło pipczeć, a lodowata woda nieprzerwanie polewała jego ciało. Wasyl cofnął się obronnie a uszkodzone drzwi nie wytrzymały jego naporu i runęły razem ze stoperem na kafelki łazienkowe. Marcin bluzgnął przeraźliwie wiązanką najgroszych polskich przekleństw. Na szczęście szkło nie rozprysnęło się i oprócz zranionej dumy nie zrobił sobie nic poważniejszego. Przemek wpadł do łazienki bez pukania, patrząc na nagusieńkiego kumpla.
- Wasilewski! Co ty tutaj ćwiczysz? Pozazdrościłeś Ibrahimoviciowi? Przecież mogłeś sobie coś złamać! A w ogóle to odziej się!
- A co ptaszka nie widziałeś?! Podaj mi, do kurwicy jasnej, ręcznik a nie ślep się na mnie jak psychofanka.
Tytoń posłusznie wykonał polecenie popadając w stan nadmiernej wesołości.
Przyjaciel łypnął na niego złowrogo.
- Z czego rżysz? Z własnej głupoty? Amancino wiejski całą ciepłą wodę żeś wychlapał! Prawie zamarzłem!
- Czy ty aby nie przesadzasz? W zimie na boisku latasz w krótkim rękawie - Przemek oburzył się z przezwiska. - Poza tym ja idę na randkę a ty i tak się spocisz!
Tego było dla Wasyla za wiele. Zaryczał niczym ranny łoś szykując się do rzucenia w bramkarza pierwszym przedmiotem, który nawinie się pod rekę. Na podłodze leżała szczotka do klozetu, zlapał ją i rzucił w stronę Tytonia, który uchylił się z bramkarską zręcznością.
Pół godziny później wkurzony Wasyl pojechał na trening, natomiast Tytoń, niesiony skrzydłami miłości, udał się do centrum Hamburga, po drodze zaopatrzywszy się jeszcze w pojedynczą kremową różę.
Lily czekała na niego, zgodnie z umową, pod Michaeliskirche. W prostej, zielonej sukience z okrągłym kołnierzykiem wyglądała tak przecudownie, że Tytoń na chwilę zapomniał o wszystkim, również o tym, że powinien oddychać. Wyciągnął przed siebie kwiat i podszedł do zjawiska.
- Dzień dobry. Proszę - rzekł, nie zdając sobie sprawy, że mówi po polsku. - To dla ciebie.
- Dziękuję - odparła Lily najczystszą polszczyzną i uśmiechnęła się. Serce bramkarza stopniało niczym lody w piekarniku. Po chwili jego oszołomiony mózg zdołał się jednak przebić z informacją o lingwistycznej niezgodności.
- Zaraz - powiedział Przemek. - To ty mówisz po polsku?
Lily roześmiała się.
- No tak. Moja mama jest Polką.
- To dlaczego właściwie rozmawialiśmy wczoraj po angielsku? - drążył temat Przemysław.
Wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Wczorajszy wieczór był chyba trochę ogłuszający, nawet mama zapomniała mówić po polsku.
- No tak. Faktycznie - zgodził się. Prawdę mówiąc w tej chwili zgodziłby się ze wszystkim, co mówiła, byleby tylko móc na nią patrzeć bez przeszkód.
- To co, ruszamy? - zapytała, przytupując w miejscu. Tytoń zauważył, że dziewczyna, mimo iż w sukience, na nogach ma trampki i to, zupełnie nie wiedzieć czemu, rozczuliło go niemal do łez.
- No jasne - odparł.
Lily odsunęła się, odsłaniając swoją wierną vespę. Podała Przemkowi kask, identyczny jak jej własny.
- Wskakuj - rzekła, wskazując pojazd.
Objechali stare miasto, przejechali też przez Alte Elbtunnel. Lily pokazała Tytoniowi dzielnicę portową, pokazała mu Hamburg nowy i lśniący, jak również ten nieco bardziej mroczny i zaniedbany, a wiedzę o tym mieście miała wielką. Nie tylko o mieście zresztą, ponieważ, jak się okazało, studiowała chemię i planowała się poświęcić pracy naukowej.
- Nie myślałem - rzekł Tytoń, opierając się o barierkę na molo - że będzie mi tak żal wyjeżdżać z Hamburga.
- Żal? - Lily przechyliła głowę. Cienkie pasmo włosów, zwiane wiatrem, wylądowało jej na policzku. - Dlaczego?
Przemek delikatnie zgarnął niesforny kosmyk z jej twarzy.
- Bo poznałem ciebie - wyznał.
- Holandia nie leży na końcu świata - odparła, uśmiechając się lekko.
Mówią, że zemsta najlepiej smakuje na zimno. Felix Wagner był gorliwym wyznawcą tej maksymy, dlatego postanowił zaplanować swój odwet dokładnie i metodycznie. Rolf mógł się już pochwalić pierwszymi plonami, które Felix właśnie studiował.
- Słuchaj no, znajdź mi jakiegoś papsa - mruknął, nie odrywając oczu od monitora. - Niech pilnuje tego słowiańskiego goryla. Adres ci zaraz podam.
Siedzący po drugiej stronie biurka Michael Pools, redaktor naczelny jednego z hamburskich szmatławców, zakręcił się nerwowo na krześle.
- Ale panie Wagner...
- Żadnych ale. Pamiętaj, kto ma większość udziału w tym bajzlu, który nazywasz gazetą. I pamiętaj, kto może cię w nagrodę wysłać do Dortmundu, przeprowadzić wywiad rzekę z Lewandowskim.
Pools natychmiast zamilkł, a oczy zaiskrzyły mu się nadzieją. Uwielbiał Lewandowskiego niczym pensjonarka i dla możliwosci kontaktu z bóstwem gotów był na wszystko.
- Tak panie Wagner, oczywiście! - rzekł. - Natychmiast kogoś znajdę!
- Ma go śledzić dzień i noc. Powiem więcej, ma trzymać Wasilewskiemu obiektyw w dupie, bez chwili przerwy. Zrozumiano?
- Tak jest! - Pools niemalże stuknął obcasami.
Wagner wychylił pokancerowaną twarz zza monitora.
- Jeśli ten neandertalczyk zrobi cokolwiek bodaj odrobinę niegrzecznego, czy kontrowersyjnego, zdjęcia i wideo lądują na moim biurku i ja ci mówię co napisać. A teraz zjeżdżaj.
Pools wstał i gnąc się w ukłonach wycofał się do drzwi.
Z niektórymi, doszła do twórczego wniosku Pia, jest jak z perzem. Niby nic, zaczyna się niewinnie od jednego listeczka i jednej niewinnej myśli, a potem się okazuje, że są wszędzie. Nie da się o nich przestać myśleć, bo oplątują wszystko w twojej głowie jak kłącza perzu. I im bardziej starasz się przestać o nich myśleć... tym bardziej myślisz.
A nie chciała o nim myśleć. O Wasylu. To nie było łatwe, trudno jest bowiem nie poświęcać ani jednej myśli komuś, kogo się spotyka codziennie, bodaj na schodach. Trudno też jest nie myśleć o kimś kto się tak uśmiecha, kto za każdym razem pyta czy wszystko w porządku i rycersko upewnia się, że nie trzeba pomóc. Zwłaszcza, myślała Pia, że chciałoby się po prostu wtulić w tę szeroką pierś i tak pozostać, najlepiej do skończenia świata.
Bolesne doświadczenia z Felixem nauczyły jednak Pię, że pozory są złudne, a królewiczów na białym koniu brak. A jak się już jakiś trafi, to po pierwszym pocałunku miłości zamienia się w paskudną ropuchę. Co zatem, jeśli rzuci się w ramiona Wasilewskiego (zakładając że miałby na to ochotę), a on zamieni się w ropuchę? Nie chciała ryzykować. Nie chciała więcej bólu i upokorzenia, zawiedzionych nadziei i strzaskanych marzeń. Ograniczyła zatem kontakty z Marcinem do niezbędnego i kulturalnego minimum. Owszem, spotkali się jeszcze raz na kolacji pożegnalnej ku czci Przemysława, ale nie poszłaby, gdyby nie nacisk ze strony Agaty. Więc zjawiła się, pogawędzili przyjemnie i na tym się skończyło. Przez następne dwa tygodnie widywali się już tylko na schodach, albo w drzwiach domu.
To nie poprawiało humoru stoperowi, na szczęście jednak jego zawieszenie wreszcie się skończyło i mógł wrócić do tego, co uwielbiał najbardziej - do gry w piłkę. Tak się złożyło, że pierwszym meczem Wasyla po przerwie było wyjazdowe spotkanie z Borussią Dortmund. Zaczęło się dosyć pechowo, bo już w siedemnastej minucie Lewy strzelił Hamburgerom gola. Jednak to był dopiero początek. Kilka minut później Rudniew wyrównał, dając nadzieję swojej drużynie, potem zaś Lewandowski, od samego początku spotkania wyraźnie nie w sosie, wyciął coś nieprawdopodobnego. Mianowicie kopnął soczyście i zupełnie niepotrzebnie Skjelbreda, mimo iż ten nie posiadał akurat piłki. Skjelbred padł na murawę jak ścięta lilia, a sędzia główny jął debatować z liniowymi.
- Kurwa, Lewy ty debilu - uszu Wasyla dobiegła wypowiedź w języku ojczystym. Obejrzał się i zobaczył Kubę Błaszczykowskiego, wyraźnie wkurzonego postępkiem kolegi.
Sędzia skończył naradę i wyciągnął czerwony kartonik.
- Za co?! - Lewy nie dowierzał i jeszcze wdał się w pyskówkę z jednym z liniowych.
Błaszczu na stronie kontynuował litanię bluzgów. Wasyl specjalnie się temu nie dziwił.
Koniec końców Hamburgery rozwaliły dortmundzkie Pszczółki 4:1, nic zatem dziwnego, że na małej imprezce jaką Polacy zrobili potem w hotelu, gdzie mieszkał Wasyl, niektórzy mieli humory zupełnie wisielcze.
Impreza nie toczyła się w gronie czysto polskim, dokooptowano bowiem do towarzystwa również Goetzego i Reusa, jak zwykle nierozłącznych.
- Misie puchate - zagaił Wasyl, po którymś kolejnym kieliszku, gdy wszyscy mieli już nieźle w czubie. - A powiedzcie mi, o co wyście się właściwie pobili we wrześniu? Błaszczu?
- A weź - sarknął Błaszczykowski. - Nie chce mi się o tym gadać.
Goetze i Reus zachichotali unisono.
- O laskę im poszło, o cóż by innego - rzekł jadowicie Goetze.
- Zamknij się, Goetze - Lewy miał minę, jakby poczuł coś nieświeżego.
- Kubuś przyprowadził ekstrasztukę na klubową imprę - wyjaśnił Reus. - A Lewy zaczął do niej startować, z tekstami jaki to on ważny i jak to pójdzie do Realu.
- Do Realu! - Kuba zarżał teatralnie. - Chyba po piwo!
Lewy poczerwieniał.
- Zazdrościsz!
Zaniepokojony Piszczek trącił Wasyla w bok.
- Oni się tu zaraz pobiją, zobaczysz. Trzeba coś zrobić.
Tymczasem Kuba uniósł się z miejsca i pochylił nad Lewym.
- Czego mam ci niby zazdrościć Bobusiu? Tej czerwonej kartki?
- A weź się ode mnie odpierdol, to był błąd sędziego!
- Przez ciebie przegraliśmy mecz!
Lewy odepchnął Kubę oburącz i zgodnie z przewidywaniami Piszczka wywiązała się bójka. Panowie tarzali się po dywanie i okładali pięściami z zapałem godnym lepszej sprawy.
Wasyl tylko westchnął. Z pomocą Piszczka i Reusa rozdzielił walczących, po czym niby stary belfer złapał ich za uszy.
- Dobra, robaczki - oznajmił dobitnie. - Teraz posłuchacie dobrej rady wujka Wasyla. Impra skończona. Każdy wsiada grzecznie do taksy i smaruje do domu. Zrozumiano?
- Wal się! - odparli Kuba i Lewy, ten jeden raz zgodnie.
Wasilewski się nie przejął.
- Goetze, Reus, bierzcie Lewego pod rączki, sprowadźcie na dół i wsadźcie do najbliższej taryfy - zakomenderował. - Piszczu, my to samo z Kubulkiem. Kulturalnie i bez patologii ma być.
Wytoczyli się na korytarz. Nikt z nich nie zauważył, że w uchylonych drzwiach sąsiedniego pokoju błyska szkło obiektywu.

_________________________________________________________________
Kolejny rozdział tym bardziej z gościnnym udziałem BVB :D
Mamy nadzieję, że przypadnie Wam do gustu!

A na deserek dodajemy focię następcy Ojca Chrzestnego Lucę Piszczelone, czyż nie jest podobny do don Vita?^^Enjoy!
                                                                                   Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)

12 komentarzy:

  1. Ach jejciu Tytulek jaki romantyczny :DDDD Ale i tak najlepszy jest Wasylek. Jak zwykle. <3333

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę, że Tytoń nieźle zakochany w Lily. Nawet się nie dziwię, że Wasylowi przeszkadza to, bo z czasem może być to "dobijające", gdzie kumpel stracił mózg dla kobiety :D
    Akcja Wasyla z prysznicem to mnie po prostu rozbawiła do łez. Biedaczek, ale dobrze, że nic poważnego się jemu nie stało. Przecież wiadomo, że nieszczęścia chodzą po ludziach.
    Impreza boska, a koledzy - Błaszczykowski i Lewandowski to nieźle skończyli pomeczową popijawę xd Chociaż coś czuję, że zaczną się gazetowe newsy na temat Wasilewskiego.
    Czekam na nowy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przemek zakochał się po uszy, to widać od razy, a Marcina to tylko irytuje, czemu się nie dziwię. Raczej nie chce być częścią związaną z rozterkami sercowymi kolegi. Marcin mnie wręcz rozwala, chociaż ta sytuacja pod prysznicem do przyjemnych nie należała, na pewno nie.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam twój rozdział przed samym wejściem na egzamin z matmy i od razu poprawił mi się humor:) Duet Wasyl - Tytoń doprowadza mnie po prostu do łez śmiechu:D
    Ciekawa jestem jak daleko w swojej zemście posunie się Felix.
    Czekam na nn:)

    OdpowiedzUsuń
  5. " - Do Realu! - Kuba zarżał teatralnie. - Chyba po piwo!"
    Hahahahahaha... najśmieszniejszy tekst tej notki...
    Zgodzę się z poprzedniczką co do duetu Wasyl - Tytoń.
    Trochę martwię się planami Felixa ale mam nadzieje że wszystko będzie w porządku ;]
    Czekam i posyłam buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Tytoń jest przezabawny z tym swoim zakochaniem :D szkoda, że musi już wyjeżdżać. Wasyl jest wkurzony na Przemka, ale co się dziwić. Może jest trochę zazdrosny, że kolega znalazł swoją miłość, a on nie. Ja bym tego taka pewna nie była, bo Pia do niego pasuje :)
    Czekam na next c:

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział pozytywnie nakręcony, tutaj Przemek sobie śpiewający, tu wypad z Lily, która okazuje się pół Polką... No proszę, proszę :D
    Oczywiście nie zabrakło mściwego Felixa, ale co tam on!
    Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział bardzo fajny. Przemek, który sobie podśpiewuje i Wasyl pod prysznicem mnie rozbawili :D Widać, że Tytoń się nieźle zadurzył w Lily. Coś czuję, że bedzie afera z tymi zdjęciami, Felix niestety nie daje za wygraną. Czekam na nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jaki Przemek romantyczne :) Ordonówna :D
    Nie wiem jak to robisz ale czytając kolejne rozdziały banan nie schodzi mi z twarzy :D " Do Realu! - Kuba zarżał teatralnie. - Chyba po piwo!" Mistrzostwo :D
    A tak swoją drogą uwielbiam Łukasza ale mógłby się ogolić ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Przemek zakochał się na zabój w Lily. :)
    Konfrontacja Kuby i Roberta najlepsza z tego rozdziału.
    Czekam na kolejny!
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  11. haha ależ się uśmiałam przez całą notkę :))
    mi się bardziej podobało:
    Do Realu! - Kuba zarżał teatralnie. - Chyba po piwo! i ta akcja Wasyla w łazience :)
    czekam na next :))

    OdpowiedzUsuń
  12. Dobra. Zawaliłam kilka sprawdzianów i w ogóle, ale w końcu przeczytałam wszystkie rozdziały. Od razu, kiedy trafiłam na twojego bloga uśmiechnęłam się od ucha do ucha, że ktoś tworzy o Wasylu(+ akcja w łazience, uśmiałam sie xD) Czekam na kolejny i proszę o informowanie. Zapraszam również na 6 rozdział, na estar-conmigo.blogspot.com. Pozdrawiam i weny życzę! :*

    OdpowiedzUsuń