Przez chwilę nad stołem panowało milczenie. Tytoń płonął
nieszczęsnym rumieńcem, Lily zaś patrzyła na niego z uśmiechem w
pełni godnym Mony Lizy. Albo Sfinksa. Wasyl przyglądał się swemu,
zwykle opanowanemu, kumplowi z rosnącą podejrzliwością.
- Tytoń, ty się dobrze czujesz? - zapytał po polsku.
- Zajebiście - odparł Przemek w tym samym języku. Teraz czerwienią
płonęły mu nawet czubki uszu. - Proszę - przeszedł na angielski,
odsuwając krzesło i wskazując je dziewczynie. - Niech pani siada.
- Dziękuję - odparła Lily swobodnie.
- To jest moja córka Lily - odblokowało Agatę. - A to są
panowie... Marcin Wasyl? I Tytoń?
- Marcin Wasilewski - stoper wyciągnął nad stołem dłoń. - Ale
mówią mi Wasyl. Jestem sąsiadem z góry.
Drobna dłoń dziewczyny zniknęła niemal kompletnie w jego wielkiej
łapie.
- Lily Neumayer, bardzo mi miło. - spojrzała na Tytonia, teraz na
odmianę zapatrzonego w swój pusty talerz.
Marcin dość niedelikatnie kopnął kumpla pod stołem.
- Przemysław Tytoń! - wykrzyknął bramkarz podskakując na
krześle. Po chwili opanował się i uścisnął dziewczynie dłoń.
Po czym zaczerwienił się jeszcze potężniej, choć przed chwilą
nie wydawało się to możliwe.
Marcin z lekkim wysiłkiem powstrzymał się przed zakryciem sobie
dłonią twarzy, Pia zaś odwróciła się i jęła wydawać z siebie
dziwne, cokolwiek kwiczące dźwięki.
- Ryba stygnie! - zakrzyknęła Agata, jakoś rozpaczliwie. - Jedzcie
proszę! I sałatka, pan Przemysław robił!
- Przepraszam - Pia otarła oczy serwetką papierową. - Coś mnie
zaczęło strasznie łaskotać w gardle.
Półmiski zaczęły krążyć nad stołem i po chwili wszyscy już
spożywali, wychwalając z zapałem umiejętności kucharskie Agaty i
Przemka.
- Żebyś widziała, jak on potrafi kroić warzywa! - reklamowała
Tytonia Pia, pochylając się w stronę Lily. - Jak zawodowy kucharz!
- Dobrze, że pani Lily przy tym nie było, boby sobie zawodowo palce
odrąbał - zauważył złośliwie Wasyl. Przemek posłał mu
mordercze spojrzenie.
- Ja przynajmniej nie biegam po cudzych mieszkaniach w samych gaciach
- odciął się.
Teraz na odmianę rumieńcem spłonął Wasyl.
- Ja tylko niosłem pomoc! - zaprotestował.
- Osłaniając słabe niewiasty własną nagą piersią? - zadrwił
Tytoń.
Marcin i Pia spojrzeli na siebie przez ułamek sekundy, po czym
spiesznie przenieśli wzrok zupełnie gdzie indziej.
- Kolacja jest przepyszna - powiedziała grzecznie Lily, przyglądając
się Pii. - Przepraszam, że pytam, ale co ci się właściwie stało?
- Miałam drobne nieporozumienie z Felixem. Wszedł tutaj
nieproszony, a Marcin - wskazała gestem Wasyla - był tak miły, że
pomógł mu wyjść.
- Dał mu w pysk! - oznajmiła radośnie Agata i sięgnęła po wino.
- Zdrowie Marcina!
- A to bardzo uprzejmie z pana strony - rzekła Lily spokojnie. -
Felix Wagner dawno już zasługiwał na to, żeby ktoś dał mu w
zęby.
- Do usług! - Wasyl zalśnił własnymi zębami w uśmiechu. - A kim
właściwie jest to indywiduum?
- Moim byłym mężem - odparła Pia. - Zdrowie Marcina!
Biesiadnicy spełnili toast.
Lily spojrzała przeciągle na Przemka, powodując u niego kolejny
epizod skamienienia.
- Muszę powiedzieć, że nie tylko pan Marcin ma zapędy rycerskie -
powiedziała, unosząc brew. - Wczoraj pan Przemysław był tak
uprzejmy, że złapał mnie, gdy się potknęłam na schodach, u pani
w kancelarii. Ma pan znakomity refleks.
- Dziękuję - rzekł Tytoń, wyraźnie uszczęśliwiony. Machnął
widelcem w szerokim geście. - To zawodowe. Jestem bramkarzem.
Kawałek ryby oderwał się od jego widelca i pięknym łukiem wpadł
do kieliszka Wasyla.
- Zawodowy idiota! - zirytował się stoper, sięgając po kieliszek.
- Akwarium mi tu zakładasz?
- Zabiorę to - Pia w tym samym momencie wyciągnęła rękę po
naczynie. - Dam ci czysty...
Ich dłonie zetknęły się na moment nad stołem, po czym odskoczyły
jak oparzone, przewracając przy tym kieliszek. Wino chlupnęło na
jasny obrus.
- To się spierze, to się spierze - zapewniała Pia, porywając
pusty kieliszek. - To białe wino, nie będzie widać...
- Zaraz to wytrę!
Wasyl wyszarpał kłąb ręczników kuchennych, wystarczający w
zupełności do osuszenia Bałtyku i zaczął wycierać stół. Agata
patrzyła na przyjaciółkę odrobinę zdezorientowana, a Tytoń
gapił się na Lily, która wyjmowała właśnie nowy kieliszek z
kredensu za plecami Pii.
Po chwili pandemonium zostało opanowane, Wasylowi nalano nowy
kieliszek wina i rozmowa wróciła na mniej więcej normalne tory.
- Czy pan gra w Bundeslidze? - Lily była wyraźnie zainteresowana
Przemkiem. - Muszę przyznać, że ostatnio częściej oglądam
Primera Division niż naszą własną ligę...
- Nie, nie! - zaprzeczył Tytoń ogniście, z gestykulacją godną
Sycylijczyka. - Ja gram w Holandii, w PSV! Teraz mam akurat przerwę,
bo złapałem kontuzję, więc przyjechałem odwiedzić kolegę...
- Nie wiem co ona mu zrobiła - mruknął Wasyl do Pii. - Przemek się
zwykle tak nie zachowuje. To jeden z najspokojniejszych gości
jakich znam.
- Ja chyba wiem - włączyła się do konspiracji Agata. - Znam swoją
córkę. Kiedy jest tak przeraźliwie grzeczna, to wiedzcie, że coś
się dzieje!
- Ale co? - zdziwili się Wasyl i Pia unisono.
- Amooooore... - zamruczała Agata.
- Rany boskie... - jęknął stoper.
- To na ogół nie jest szkodliwe - zauważyła Pia, z lekką nutką
ironii.
- Jemu już zaszkodziło - odparł Wasyl ponuro, obserwując
rozświegotanego przyjaciela. - Padło mu na mózg.
Felix Neumayer, spacerujący po swoim gabinecie jak lew po klatce,
był w bardzo, bardzo złym nastroju. Dentysta, do którego udał się
niezwłocznie po zajściu, wycenił straty w jego jamie ustnej na
jakąś potworną sumę, zupełnie z kosmosu. Wszystkie licówki z
przodu, w górnej i dolnej szczęce były strzaskane, do tego kilka
zębów było poważnie obluzowanych, jeden ułamany, a jeden
wyleciał z kretesem. Masakra, zgroza i pobojowisko, a to wszystko od
jednego uderzenia.
Oprócz portfela Felixa bolały także pokiereszowane zęby i
zaaplikowany przez stomatologa środek przeciwbólowy mało pomagał.
Bolała go również dotkliwie zraniona męska duma. Żeby taki...
taki... włochaty troglodyta w gaciach poniewierał nim, Felixem
Wagnerem! I ona, Pia, jak śmiała! Jak śmie! Stawia mu opór, a w
dodatku układa sobie życie z tym polskim yeti! Niedoczekanie! Już
on im pokaże!
Tak. Zemsta. Zetrze to brakujące ogniwo ewolucji człowieka na
proch, a razem z nim tę dziwkę, byłą żoneczkę. Zapłacą mu
srogo za każdy strzaskany ząb.
Wagner spróbował uśmiechnąć się złowieszczo, ale opuchnięte
usta i zrujnowane uzębienie zareagowały nowym paroksyzmem bólu,
więc tylko jęknął głośno, a rozdzierająco.
Sarah wpadła do gabinetu.
- Co ci, skarbeńku? - zapytała.
- Wgadnij - odparł Felix jadowicie, poprzez spuchnięte wargi.
- No nie wiem, dlatego pytam, słoneczko! Mój biedny sponiewierany
Feluś!
- Wemby me bolą, kfetynko. - warknął.
- Ojej - użaliła się. - Nie martw się, do wesela przestaną. Na
kolację odłożyłam ci trochę kaszki Jasmine. A jak grzecznie
wszystko zjesz, to będzie bzyku-bzyku!
Wagner ze złości poczerwieniał jak burak.
- Ne ffe bwyku-bwyku! Ffe fe wemffić! Kfffffi! - wrzasnął. -
Pfynief mi felefon!
- Nie rozumiem cię kochanie - Sara spojrzała na niego z wyrazem
twarzy wyraźnie sugerującym iż przetworzenie jego wypowiedzi na
ludzki język przekracza możliwości jej umysłu.
- Felefon! - ryknął Felix. - Felefon, kuwwa, fe-le-fon!
Wykonał z dłoni imitację słuchawki, kciuk przykładając do ucha,
a palec wskazujący do ust.
- Ach, telefon! - ucieszyła się Sarah. - Już, już, koteczku.
Zanim wróciła z telefonem komórkowym, Felix zdążył znaleźć w
szufladzie swój notes z numerami. Wziął pospiesznie aparat od żony
i wybrał ciąg cyfr.
- Rolf? Wagner mófi. Wnajdź mi ffyftko co fię da na Fafilefskiego.
Fafilefskiego, durniu! - Wagner, już fioletowy ze złości,
przyłożył palec do skroni. - To mowe lepiej ci wyflę ffegóły
mailem. Na razie.
- Pofekaj froglodyfo - mruknął, rozłączając się. - Ja ci jeffe
pokafę!
Reszta kolacji upłynęła biesiadnikom w miłych nastrojach, a
najmilej chyba Tytoniowi, który zdołał się umówić z Lily na
zwiedzanie Hamburga dnia następnego. Towarzystwo, przykładnie
pozmywawszy naczynia, rozeszło się w znakomitych humorach. Agata
dla siebie wezwała taksówkę, Lily zaś, która wypiła niewiele,
raptem pół kieliszka, odjechała na swym skuterze, odprowadzana od
drzwi rozmaślonym spojrzeniem Przemka.
Tymczasem Wasyl, pożegnawszy panie Neumayer, zamarudził na chwilę
w mieszkaniu Pii, biorąc gospodynię na stronę.
- Słuchaj - rzekł, mierzwiąc sobie czuprynę. - Jesteś pewna, że
z tobą wszystko w porządku? Możesz zostać sama?
- Bez obaw - odpowiedziała Pia. Lekkie drżenie głosu zdradziło,
że nie była to do końca prawda. - Jeszcze raz dziękuję ci za
pomoc.
- Nie ma sprawy - stoper zakręcił się niespokojnie, po czym
położył dłoń na jej ramieniu. - Jeśli będziesz mnie
potrzebowała, to krzyknij, albo walnij w rurę. Będę w sekundę.
Bartmann spojrzała mu w oczy. Dojrzała w nich szczerość i siłę.
I coś jeszcze, co przemknęło tylko przez chwilę, coś kruchego i
bezbronnego, czego, zdawałoby się, nie należałoby się spodziewać
w oczach takiego wojownika i twardziela jak Wasyl.
- Dziękuję - powiedziała cicho. - W razie czego zawołam.
Przytulił ją delikatnie, jakby była z porcelany, a ona westchnęła
leciutko, wdychając jego zapach.
W tym momencie w uchylonych drzwiach wejściowych pojawiła się
jasna głowa Przemka.
- Wasilewski, gdzieś ty znowu zaginął?
Pia i Marcin odskoczyli od siebie jak oparzeni.
- Tytoń, do kurwy nędzy, czy ciebie w oborze chowali?! - wrzasnął
Wasyl w języku ojczystym. - Pukać nie umiesz, półmózgu?
Odwrócił się do Pii, ale magia już się ulotniła.
- Przepraszam za to - bąknął. - Dobranoc.
- Dobranoc.
Umknęła w głąb mieszkania.
Tytoń był cały w skowronkach. Po schodach wchodził niemal w
pląsach, a za progiem marcinowego mieszkania wybuchł nietypowym dla
siebie potokiem wymowy.
- Stary, jaka to jest cudowna dziewczyna, ty widziałeś? Jeździ na
skuterze jak szatan, a jak się zna na piłce, całą Primera
Division ma obcykaną! Jutro się z nią umówiłem, będziemy
zwiedzać Hambug, a poza tym, wiesz, ona kibicuje Barcy!
- Wolę Real - burknął Wasyl, zły jak chrzan. - Tytoń, czy tobie
fortepian na łeb zleciał? Ktoś ci lobotomię łyżeczką do
herbaty zrobił?
Przemek zatrzymał się w pół gestu.
- A tobie co? - zapytał podejrzliwie.
- Mnie?- Marcin popatrzył na niego morderczym spojrzeniem,
zarezerwowanym dotąd wyłącznie dla przyślepych sędziów. -
Mnie?! To ty się zachowujesz jak kompletny, konkretny kretyn!
Wrzuciłeś mi cholerną rybę do kieliszka! I zapomniałeś jak się
nazywasz! O rumienieniu się jak panienka nie wspomnę!
- Sam się rumieniłeś jak pensjonarka - zauważył Tytoń
spokojnie. - Najpierw jak cię zdybałem na przytulaniu Pii, w samych
gaciach, a potem przy kolacji. Przyganiał kocioł garnkowi, Wasylku.
Wasyl prychnął jak wściekły byk.
- To była sytuacja awaryjna!
- Dobra dobra. Już ja cię znam. - Tytoń nie dawał zbić się z
tropu. - Jak myślisz, którą koszulę powinienem jutro włożyć?
Tę szarą, czy niebieską?
Marcin złapał się oburącz za czuprynę.
- Ja pierrrrrrdolę - warknął. - Z tobą wytrzymać nie można,
amorozo ty jeden! Idę się myć. Powiadom mnie, jak otrzeźwiejesz.
Ruszył wielkimi krokami w stronę łazienki.
Obaj panowie leżeli długo w noc w swych łóżkach, patrząc w
sufit i nie mogąc zasnąć.
Tytoń pogrążony był w szalejącym błogostanie, wymieszanym
jednak z pełzającymi obawami. Przyjechał do Hamburga tylko na
kilka dni. Niedługo będzie musiał wracać do Holandii i co wtedy?
Nawet jeśli uda mu się cokolwiek zdziałać, nawet jeśli może
liczyć na przychylność Lily, w końcu będzie musiał wyjechać, a
nie chciał, żeby ta znajomość była tylko przygodą. Chwilówką.
Przelotnym banałem. O nie, nie, nie, nie. Ta dziewczyna zasługiwała
na dużo więcej. Czy miał prawo zaczynać z nią znajomość,
wiedząc, że za chwilę trzeba będzie ją kończyć? Cholera, Tytoń
zaklął w myśli. Cholera jasna. Dlaczego nic w życiu nie chce być
proste?
Za ścianą, w głównej sypialni, Wasyl podłożył muskularne
ramiona pod głowę i patrzył w sufit ponuro. Z jakiegoś powodu
czuł się okropnie nieszczęśliwy. Samotny, niekochany i
niepotrzebny. Jak stary rupieć, porzucony przez poprzedni klub,
porzucony przez kobietę, która miała być kobietą jego życia. A
chciał tylko odrobiny miłości. Czy to tak wiele? W zamian zaś
ofiarowywał całego siebie, czy to tak mało?
Najwyraźniej
jednak mało.
Cholerny
świat. Za każdym razem kiedy już myślał, że sobie w życiu
wszystko poukładał i że teraz może być tylko lepiej, los z
chichotem wyrywał mu dywan spod nóg i patrzył jak się przewraca
na twarz. Oczywiście, on, Wasyl, jest twardym facetem. Jak się
przewróci, to się podniesie. Ale ile można? Ile, kurwa, można? I
czy on nie zasłużył na nic dobrego? Nawet na odrobinę miłości i
akceptacji?
Nie
wiedział, że jego sąsiadka z parteru też nie mogła zasnąć.
Leżała na boku, tuląc do siebie kołdrę i bardzo, bardzo chciała
przestać myśleć o Wasylu. O jego oczach, o jego potężnej piersi,
o tym jak gładka i ciepła była jego skóra, gdy ją obejmował, o
tym jak było jej z nim bezpiecznie.
"Cholera,
niedobrze" jęknęła w duchu. "Wasilewski, wyjdź z mojego
mózgu. Proszę."
_________________________________________________________________________
Dzisiejszy rozdział jest sponsorowany naszą ciężką głupawką, oraz pikanterią w kolacji walentynkowej Wasyla xD
Mamy na dzieję, że przypadnie Wam do gustu. A z okazji spóźnionych już Walentynek - Wasylek i jego odrobina pikanterii ^^
Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)
_________________________________________________________________________
Dzisiejszy rozdział jest sponsorowany naszą ciężką głupawką, oraz pikanterią w kolacji walentynkowej Wasyla xD
Mamy na dzieję, że przypadnie Wam do gustu. A z okazji spóźnionych już Walentynek - Wasylek i jego odrobina pikanterii ^^
Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)
Och, pikantny Wasylek <333333 Ja się wcale nie dziwię, że Pia nie może przestać o nim mysleć!!!!
OdpowiedzUsuńPopłakałam się ze śmiechu przy kwestiach: Przemek jako "zawodowy kucharz" i z tym akwarium! Banan z twarzy mi nie schodził! :d
OdpowiedzUsuńTytoń cały czerwony hahaha...
OdpowiedzUsuńNo Wasyl, ktoś się chyba w tobie zakochał więc nie bądź zmierzły jak stara panna ;D
Pozdrawiam ;]
I czekam na next ;*
Przemek jaki słodki :D Już lubię Agatę, laska z charakterem ;D
OdpowiedzUsuńCzytając same mi się usta śmiały :) świetne ;D
hhahahahahaahhaahhahahaah
OdpowiedzUsuńRzeczywiście ..
Ciężką głupawkę musiałyście mieć hahaha
Jak Przemek krzyknął jak się nazywa to spadłam z łóżka hahaha
Świetne hahaha
Felix nie odpuści, ale jestem pewna,że Marcin sobie z nim poradzi ;)
OdpowiedzUsuńTytoń w tym rozdziale powala :D Najlepsze było to jak się przedstawił, tzn wykrzyczał swoje imię i oczywiście akcja z akwarium :D Felix sobie zasłużył na to wszystko, swoją drogą super wychodzi mu teraz rozmawianie :D Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńTytoń mnie po prostu powalił na kolana i to dosłownie. Nie mogłam przestać się śmiać z jego zachowania. A ta akcja - akwarium w kieliszku Wasyla to było po prostu cudowne :D
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że jeśli Felix chce zastosować zemstę to nie będzie, to zbyt miłego. Raczej zacznie się akcje w stu procentach dopracowana, ale "chyba" Marcin i jego "była" żona powinni sobie z tym poradzić.
Kończąc powiem, że widać kiełkujące uczucia między bohaterami. Zastanawiam się jak to wszystko dalej się potoczy.
Czekam na nowy.
Ja nie moge! Co za rozdział! Mój ulubiony:D nie mogę powstrzymać się od śmiechu! Te teksty Wasyla i Przemka:D a do tego gadka Felixa z Sarą! Płaczę ze śmiechu:D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejny! :)
Bardzo zabawny rozdział. Tytoń zakochany w Lily... Bardzo ciekawe. I Felix, który mówił "jakby chciał a nie mógł" :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie najlepszy rozdział tego opowiadania. :)