piątek, 15 lutego 2013

Rozdział 6


 Przez chwilę nad stołem panowało milczenie. Tytoń płonął nieszczęsnym rumieńcem, Lily zaś patrzyła na niego z uśmiechem w pełni godnym Mony Lizy. Albo Sfinksa. Wasyl przyglądał się swemu, zwykle opanowanemu, kumplowi z rosnącą podejrzliwością.
- Tytoń, ty się dobrze czujesz? - zapytał po polsku.
- Zajebiście - odparł Przemek w tym samym języku. Teraz czerwienią płonęły mu nawet czubki uszu. - Proszę - przeszedł na angielski, odsuwając krzesło i wskazując je dziewczynie. - Niech pani siada.
- Dziękuję - odparła Lily swobodnie.
- To jest moja córka Lily - odblokowało Agatę. - A to są panowie... Marcin Wasyl? I Tytoń?
- Marcin Wasilewski - stoper wyciągnął nad stołem dłoń. - Ale mówią mi Wasyl. Jestem sąsiadem z góry.
Drobna dłoń dziewczyny zniknęła niemal kompletnie w jego wielkiej łapie.
- Lily Neumayer, bardzo mi miło. - spojrzała na Tytonia, teraz na odmianę zapatrzonego w swój pusty talerz.
Marcin dość niedelikatnie kopnął kumpla pod stołem.
- Przemysław Tytoń! - wykrzyknął bramkarz podskakując na krześle. Po chwili opanował się i uścisnął dziewczynie dłoń. Po czym zaczerwienił się jeszcze potężniej, choć przed chwilą nie wydawało się to możliwe.
Marcin z lekkim wysiłkiem powstrzymał się przed zakryciem sobie dłonią twarzy, Pia zaś odwróciła się i jęła wydawać z siebie dziwne, cokolwiek kwiczące dźwięki.
- Ryba stygnie! - zakrzyknęła Agata, jakoś rozpaczliwie. - Jedzcie proszę! I sałatka, pan Przemysław robił!
- Przepraszam - Pia otarła oczy serwetką papierową. - Coś mnie zaczęło strasznie łaskotać w gardle.
Półmiski zaczęły krążyć nad stołem i po chwili wszyscy już spożywali, wychwalając z zapałem umiejętności kucharskie Agaty i Przemka.
- Żebyś widziała, jak on potrafi kroić warzywa! - reklamowała Tytonia Pia, pochylając się w stronę Lily. - Jak zawodowy kucharz!
- Dobrze, że pani Lily przy tym nie było, boby sobie zawodowo palce odrąbał - zauważył złośliwie Wasyl. Przemek posłał mu mordercze spojrzenie.
- Ja przynajmniej nie biegam po cudzych mieszkaniach w samych gaciach - odciął się.
Teraz na odmianę rumieńcem spłonął Wasyl.
- Ja tylko niosłem pomoc! - zaprotestował.
- Osłaniając słabe niewiasty własną nagą piersią? - zadrwił Tytoń.
Marcin i Pia spojrzeli na siebie przez ułamek sekundy, po czym spiesznie przenieśli wzrok zupełnie gdzie indziej.
- Kolacja jest przepyszna - powiedziała grzecznie Lily, przyglądając się Pii. - Przepraszam, że pytam, ale co ci się właściwie stało?
- Miałam drobne nieporozumienie z Felixem. Wszedł tutaj nieproszony, a Marcin - wskazała gestem Wasyla - był tak miły, że pomógł mu wyjść.
- Dał mu w pysk! - oznajmiła radośnie Agata i sięgnęła po wino. - Zdrowie Marcina!
- A to bardzo uprzejmie z pana strony - rzekła Lily spokojnie. - Felix Wagner dawno już zasługiwał na to, żeby ktoś dał mu w zęby.
- Do usług! - Wasyl zalśnił własnymi zębami w uśmiechu. - A kim właściwie jest to indywiduum?
- Moim byłym mężem - odparła Pia. - Zdrowie Marcina!
Biesiadnicy spełnili toast.
Lily spojrzała przeciągle na Przemka, powodując u niego kolejny epizod skamienienia.
- Muszę powiedzieć, że nie tylko pan Marcin ma zapędy rycerskie - powiedziała, unosząc brew. - Wczoraj pan Przemysław był tak uprzejmy, że złapał mnie, gdy się potknęłam na schodach, u pani w kancelarii. Ma pan znakomity refleks.
- Dziękuję - rzekł Tytoń, wyraźnie uszczęśliwiony. Machnął widelcem w szerokim geście. - To zawodowe. Jestem bramkarzem.
Kawałek ryby oderwał się od jego widelca i pięknym łukiem wpadł do kieliszka Wasyla.
- Zawodowy idiota! - zirytował się stoper, sięgając po kieliszek. - Akwarium mi tu zakładasz?
- Zabiorę to - Pia w tym samym momencie wyciągnęła rękę po naczynie. - Dam ci czysty...
Ich dłonie zetknęły się na moment nad stołem, po czym odskoczyły jak oparzone, przewracając przy tym kieliszek. Wino chlupnęło na jasny obrus.
- To się spierze, to się spierze - zapewniała Pia, porywając pusty kieliszek. - To białe wino, nie będzie widać...
- Zaraz to wytrę!
Wasyl wyszarpał kłąb ręczników kuchennych, wystarczający w zupełności do osuszenia Bałtyku i zaczął wycierać stół. Agata patrzyła na przyjaciółkę odrobinę zdezorientowana, a Tytoń gapił się na Lily, która wyjmowała właśnie nowy kieliszek z kredensu za plecami Pii.
Po chwili pandemonium zostało opanowane, Wasylowi nalano nowy kieliszek wina i rozmowa wróciła na mniej więcej normalne tory.
- Czy pan gra w Bundeslidze? - Lily była wyraźnie zainteresowana Przemkiem. - Muszę przyznać, że ostatnio częściej oglądam Primera Division niż naszą własną ligę...
- Nie, nie! - zaprzeczył Tytoń ogniście, z gestykulacją godną Sycylijczyka. - Ja gram w Holandii, w PSV! Teraz mam akurat przerwę, bo złapałem kontuzję, więc przyjechałem odwiedzić kolegę...
- Nie wiem co ona mu zrobiła - mruknął Wasyl do Pii. - Przemek się zwykle tak nie zachowuje. To jeden z najspokojniejszych gości jakich znam.
- Ja chyba wiem - włączyła się do konspiracji Agata. - Znam swoją córkę. Kiedy jest tak przeraźliwie grzeczna, to wiedzcie, że coś się dzieje!
- Ale co? - zdziwili się Wasyl i Pia unisono.
- Amooooore... - zamruczała Agata.
- Rany boskie... - jęknął stoper.
- To na ogół nie jest szkodliwe - zauważyła Pia, z lekką nutką ironii.
- Jemu już zaszkodziło - odparł Wasyl ponuro, obserwując rozświegotanego przyjaciela. - Padło mu na mózg.
Felix Neumayer, spacerujący po swoim gabinecie jak lew po klatce, był w bardzo, bardzo złym nastroju. Dentysta, do którego udał się niezwłocznie po zajściu, wycenił straty w jego jamie ustnej na jakąś potworną sumę, zupełnie z kosmosu. Wszystkie licówki z przodu, w górnej i dolnej szczęce były strzaskane, do tego kilka zębów było poważnie obluzowanych, jeden ułamany, a jeden wyleciał z kretesem. Masakra, zgroza i pobojowisko, a to wszystko od jednego uderzenia.
Oprócz portfela Felixa bolały także pokiereszowane zęby i zaaplikowany przez stomatologa środek przeciwbólowy mało pomagał. Bolała go również dotkliwie zraniona męska duma. Żeby taki... taki... włochaty troglodyta w gaciach poniewierał nim, Felixem Wagnerem! I ona, Pia, jak śmiała! Jak śmie! Stawia mu opór, a w dodatku układa sobie życie z tym polskim yeti! Niedoczekanie! Już on im pokaże!
Tak. Zemsta. Zetrze to brakujące ogniwo ewolucji człowieka na proch, a razem z nim tę dziwkę, byłą żoneczkę. Zapłacą mu srogo za każdy strzaskany ząb.
Wagner spróbował uśmiechnąć się złowieszczo, ale opuchnięte usta i zrujnowane uzębienie zareagowały nowym paroksyzmem bólu, więc tylko jęknął głośno, a rozdzierająco.
Sarah wpadła do gabinetu.
- Co ci, skarbeńku? - zapytała.
- Wgadnij - odparł Felix jadowicie, poprzez spuchnięte wargi.
- No nie wiem, dlatego pytam, słoneczko! Mój biedny sponiewierany Feluś!
- Wemby me bolą, kfetynko. - warknął.
- Ojej - użaliła się. - Nie martw się, do wesela przestaną. Na kolację odłożyłam ci trochę kaszki Jasmine. A jak grzecznie wszystko zjesz, to będzie bzyku-bzyku!
Wagner ze złości poczerwieniał jak burak.
- Ne ffe bwyku-bwyku! Ffe fe wemffić! Kfffffi! - wrzasnął. - Pfynief mi felefon!
- Nie rozumiem cię kochanie - Sara spojrzała na niego z wyrazem twarzy wyraźnie sugerującym iż przetworzenie jego wypowiedzi na ludzki język przekracza możliwości jej umysłu.
- Felefon! - ryknął Felix. - Felefon, kuwwa, fe-le-fon!
Wykonał z dłoni imitację słuchawki, kciuk przykładając do ucha, a palec wskazujący do ust.
- Ach, telefon! - ucieszyła się Sarah. - Już, już, koteczku.
Zanim wróciła z telefonem komórkowym, Felix zdążył znaleźć w szufladzie swój notes z numerami. Wziął pospiesznie aparat od żony i wybrał ciąg cyfr.
- Rolf? Wagner mófi. Wnajdź mi ffyftko co fię da na Fafilefskiego. Fafilefskiego, durniu! - Wagner, już fioletowy ze złości, przyłożył palec do skroni. - To mowe lepiej ci wyflę ffegóły mailem. Na razie.
- Pofekaj froglodyfo - mruknął, rozłączając się. - Ja ci jeffe pokafę!
Reszta kolacji upłynęła biesiadnikom w miłych nastrojach, a najmilej chyba Tytoniowi, który zdołał się umówić z Lily na zwiedzanie Hamburga dnia następnego. Towarzystwo, przykładnie pozmywawszy naczynia, rozeszło się w znakomitych humorach. Agata dla siebie wezwała taksówkę, Lily zaś, która wypiła niewiele, raptem pół kieliszka, odjechała na swym skuterze, odprowadzana od drzwi rozmaślonym spojrzeniem Przemka.
Tymczasem Wasyl, pożegnawszy panie Neumayer, zamarudził na chwilę w mieszkaniu Pii, biorąc gospodynię na stronę.
- Słuchaj - rzekł, mierzwiąc sobie czuprynę. - Jesteś pewna, że z tobą wszystko w porządku? Możesz zostać sama?
- Bez obaw - odpowiedziała Pia. Lekkie drżenie głosu zdradziło, że nie była to do końca prawda. - Jeszcze raz dziękuję ci za pomoc.
- Nie ma sprawy - stoper zakręcił się niespokojnie, po czym położył dłoń na jej ramieniu. - Jeśli będziesz mnie potrzebowała, to krzyknij, albo walnij w rurę. Będę w sekundę.
Bartmann spojrzała mu w oczy. Dojrzała w nich szczerość i siłę. I coś jeszcze, co przemknęło tylko przez chwilę, coś kruchego i bezbronnego, czego, zdawałoby się, nie należałoby się spodziewać w oczach takiego wojownika i twardziela jak Wasyl.
- Dziękuję - powiedziała cicho. - W razie czego zawołam.
Przytulił ją delikatnie, jakby była z porcelany, a ona westchnęła leciutko, wdychając jego zapach.
W tym momencie w uchylonych drzwiach wejściowych pojawiła się jasna głowa Przemka.
- Wasilewski, gdzieś ty znowu zaginął?
Pia i Marcin odskoczyli od siebie jak oparzeni.
- Tytoń, do kurwy nędzy, czy ciebie w oborze chowali?! - wrzasnął Wasyl w języku ojczystym. - Pukać nie umiesz, półmózgu?
Odwrócił się do Pii, ale magia już się ulotniła.
- Przepraszam za to - bąknął. - Dobranoc.
- Dobranoc.
Umknęła w głąb mieszkania.
Tytoń był cały w skowronkach. Po schodach wchodził niemal w pląsach, a za progiem marcinowego mieszkania wybuchł nietypowym dla siebie potokiem wymowy.
- Stary, jaka to jest cudowna dziewczyna, ty widziałeś? Jeździ na skuterze jak szatan, a jak się zna na piłce, całą Primera Division ma obcykaną! Jutro się z nią umówiłem, będziemy zwiedzać Hambug, a poza tym, wiesz, ona kibicuje Barcy!
- Wolę Real - burknął Wasyl, zły jak chrzan. - Tytoń, czy tobie fortepian na łeb zleciał? Ktoś ci lobotomię łyżeczką do herbaty zrobił?
Przemek zatrzymał się w pół gestu.
- A tobie co? - zapytał podejrzliwie.
- Mnie?- Marcin popatrzył na niego morderczym spojrzeniem, zarezerwowanym dotąd wyłącznie dla przyślepych sędziów. - Mnie?! To ty się zachowujesz jak kompletny, konkretny kretyn! Wrzuciłeś mi cholerną rybę do kieliszka! I zapomniałeś jak się nazywasz! O rumienieniu się jak panienka nie wspomnę!
- Sam się rumieniłeś jak pensjonarka - zauważył Tytoń spokojnie. - Najpierw jak cię zdybałem na przytulaniu Pii, w samych gaciach, a potem przy kolacji. Przyganiał kocioł garnkowi, Wasylku.
Wasyl prychnął jak wściekły byk.
- To była sytuacja awaryjna!
- Dobra dobra. Już ja cię znam. - Tytoń nie dawał zbić się z tropu. - Jak myślisz, którą koszulę powinienem jutro włożyć? Tę szarą, czy niebieską?
Marcin złapał się oburącz za czuprynę.
- Ja pierrrrrrdolę - warknął. - Z tobą wytrzymać nie można, amorozo ty jeden! Idę się myć. Powiadom mnie, jak otrzeźwiejesz.
Ruszył wielkimi krokami w stronę łazienki.
Obaj panowie leżeli długo w noc w swych łóżkach, patrząc w sufit i nie mogąc zasnąć.
Tytoń pogrążony był w szalejącym błogostanie, wymieszanym jednak z pełzającymi obawami. Przyjechał do Hamburga tylko na kilka dni. Niedługo będzie musiał wracać do Holandii i co wtedy? Nawet jeśli uda mu się cokolwiek zdziałać, nawet jeśli może liczyć na przychylność Lily, w końcu będzie musiał wyjechać, a nie chciał, żeby ta znajomość była tylko przygodą. Chwilówką. Przelotnym banałem. O nie, nie, nie, nie. Ta dziewczyna zasługiwała na dużo więcej. Czy miał prawo zaczynać z nią znajomość, wiedząc, że za chwilę trzeba będzie ją kończyć? Cholera, Tytoń zaklął w myśli. Cholera jasna. Dlaczego nic w życiu nie chce być proste?
Za ścianą, w głównej sypialni, Wasyl podłożył muskularne ramiona pod głowę i patrzył w sufit ponuro. Z jakiegoś powodu czuł się okropnie nieszczęśliwy. Samotny, niekochany i niepotrzebny. Jak stary rupieć, porzucony przez poprzedni klub, porzucony przez kobietę, która miała być kobietą jego życia. A chciał tylko odrobiny miłości. Czy to tak wiele? W zamian zaś ofiarowywał całego siebie, czy to tak mało?
Najwyraźniej jednak mało.
Cholerny świat. Za każdym razem kiedy już myślał, że sobie w życiu wszystko poukładał i że teraz może być tylko lepiej, los z chichotem wyrywał mu dywan spod nóg i patrzył jak się przewraca na twarz. Oczywiście, on, Wasyl, jest twardym facetem. Jak się przewróci, to się podniesie. Ale ile można? Ile, kurwa, można? I czy on nie zasłużył na nic dobrego? Nawet na odrobinę miłości i akceptacji?
Nie wiedział, że jego sąsiadka z parteru też nie mogła zasnąć. Leżała na boku, tuląc do siebie kołdrę i bardzo, bardzo chciała przestać myśleć o Wasylu. O jego oczach, o jego potężnej piersi, o tym jak gładka i ciepła była jego skóra, gdy ją obejmował, o tym jak było jej z nim bezpiecznie.
"Cholera, niedobrze" jęknęła w duchu. "Wasilewski, wyjdź z mojego mózgu. Proszę."

_________________________________________________________________________
Dzisiejszy rozdział jest sponsorowany naszą ciężką głupawką, oraz pikanterią w kolacji walentynkowej Wasyla xD 
Mamy na dzieję, że przypadnie Wam do gustu. A z okazji spóźnionych już Walentynek - Wasylek i jego odrobina pikanterii ^^
                                                                                   Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)








10 komentarzy:

  1. Och, pikantny Wasylek <333333 Ja się wcale nie dziwię, że Pia nie może przestać o nim mysleć!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Popłakałam się ze śmiechu przy kwestiach: Przemek jako "zawodowy kucharz" i z tym akwarium! Banan z twarzy mi nie schodził! :d

    OdpowiedzUsuń
  3. Tytoń cały czerwony hahaha...
    No Wasyl, ktoś się chyba w tobie zakochał więc nie bądź zmierzły jak stara panna ;D
    Pozdrawiam ;]
    I czekam na next ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Przemek jaki słodki :D Już lubię Agatę, laska z charakterem ;D
    Czytając same mi się usta śmiały :) świetne ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. hhahahahahaahhaahhahahaah
    Rzeczywiście ..
    Ciężką głupawkę musiałyście mieć hahaha
    Jak Przemek krzyknął jak się nazywa to spadłam z łóżka hahaha
    Świetne hahaha

    OdpowiedzUsuń
  6. Felix nie odpuści, ale jestem pewna,że Marcin sobie z nim poradzi ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Tytoń w tym rozdziale powala :D Najlepsze było to jak się przedstawił, tzn wykrzyczał swoje imię i oczywiście akcja z akwarium :D Felix sobie zasłużył na to wszystko, swoją drogą super wychodzi mu teraz rozmawianie :D Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Tytoń mnie po prostu powalił na kolana i to dosłownie. Nie mogłam przestać się śmiać z jego zachowania. A ta akcja - akwarium w kieliszku Wasyla to było po prostu cudowne :D
    Coś czuję, że jeśli Felix chce zastosować zemstę to nie będzie, to zbyt miłego. Raczej zacznie się akcje w stu procentach dopracowana, ale "chyba" Marcin i jego "była" żona powinni sobie z tym poradzić.
    Kończąc powiem, że widać kiełkujące uczucia między bohaterami. Zastanawiam się jak to wszystko dalej się potoczy.
    Czekam na nowy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja nie moge! Co za rozdział! Mój ulubiony:D nie mogę powstrzymać się od śmiechu! Te teksty Wasyla i Przemka:D a do tego gadka Felixa z Sarą! Płaczę ze śmiechu:D
    Pozdrawiam i czekam na kolejny! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo zabawny rozdział. Tytoń zakochany w Lily... Bardzo ciekawe. I Felix, który mówił "jakby chciał a nie mógł" :)
    Zdecydowanie najlepszy rozdział tego opowiadania. :)

    OdpowiedzUsuń